Duże firmy lubią mówić o naprawianiu świata, o pomaganiu dzieciom w Afryce, przeróżnym mniejszościom, o działaniach eko itp. Amerykańskie korporacje świetnie odnajdują się na tym polu, działy PR trąbią o takich akcjach. W świecie interesów te wspaniałe deklaracje o pomaganiu i ochronie słabszych nierzadko znikają. Jakiś czas temu przekonał się o tym jeden z partnerów korporacji Apple. Firma Imagination Technologies najpierw doznała wstrząsu, a teraz... szuka nowego właściciela. Tak się skończyła wspaniała przygoda z korporacją z Cupertino.
Imagination Technologies będzie świetnym przykładem w przeróżnych prezentacjach na branżowych konferencjach czy w poradnikach prowadzenia biznesu. Doskonały dowód na to, że nie można się uzależniać od jednej dużej firmy. Nawet, jeśli współpraca układa się dobrze, a zyski są zadowalające czy wręcz powalające. Jeżeli nie pamiętacie sprawy, to przypomnę fragment tekstu sprzed paru miesięcy:
Apple wywołało na początku tygodnia spore zamieszanie – korporacja poinformowała, że zrezygnuje z partnerstwa z brytyjską firmą Imagination Technologies. Ten ostatni gracz działa na polu tworzenia rozwiązań GPU, a Apple jest jego największym klientem, odpowiada za ponad połowę przychodów europejskiego przedsiebiorstwa. Imagination Technologies udziela korporacji z Cupertino licencji na rozwiązania stosowane w iPhone’ach, iPadach czy iPodach, rocznie są to dziesiątki milionów funtów. Z ostatnich doniesień wynika jednak, że to miałoby się to skończyć w ciągu dwóch najbliższych lat. Apple ma przejść na autorskie rozwiązania. To musiało wywołać falę spekulacji.[źródło]
To był szok dla brytyjskiej firmy, jej udziałowców, sporej części analityków oraz przedstawicieli mediów zajmujących się tą działką. Apple bez skrupułów załatwiło partnera, można to porównać do odcięcia rurki z tlenem u nurka. Skutki były katastrofalne: akcje firmy taniały o kilkadziesiąt procent, mówiono już o niechlubnych rekordach. I stawiano pytanie o przyszłość: jak w krótkim czasie znaleźć klientów, którzy wypełniłoby lukę po Apple? To niewykonalne. Przedstawiciele firmy mówili co prawda o dochodzeniu swoich racji na drodze sądowej, ale to długotrwały i kosztowny proces. Korporację Cooka stać na przepychanki z Imagination Technologies, w drugą stronę może być różnie.
Imagination technologies na sprzedaż
Kilka tygodni temu pojawiły się doniesienia, że Brytyjczycy zamierzają sprzedać dwa z trzech oddziałów. Chętnych ponoć nie brakowało, ale porównywano to do wyprzedaży rodowych sreber, które tylko przeciągnęłyby w czasie agonię resztki biznesu. Teraz dowiadujemy się, że pod młotek idzie cała firma. Graczy zainteresowanych przejęciem ponoć nie brakuje, sami się zgłaszają. Świetna wiadomość dla firmy? To raczej pocieszenie: po deklaracji Apple dotyczącej zakończenia współpracy, cena akcji stopniała tak mocno, że dzisiaj firma jest tańsza o kilkaset milionów funtów. Nie dziwi, że ustawia się po nią kolejka chętnych - przecież to przypomina promocje (te prawdziwe) z czarnego piątku.
Do przejęcia jest zgrany zespół specjalistów (firma zatrudnia 1700 osób), opracowane przez nich rozwiązania wraz z patentami, umowy z klientami innymi, niż Apple. I to wszystko w przystępnej cenie. Kupcy pewnie dziękują w myślach Timowi Cookowi. Firma nie upadnie, przynajmniej na razie, ale zakończy się jej samodzielny byt. Pewnie nie o takim partnerstwie myśleli decydenci producenta, gdy przed dekadą dogadali się z Apple. Wówczas mogło im się wydawać, że wygrali los na loterii. Partner okazał się jednak bezwzględny. A przypomnę, że w kolejce stoi już ponoć kolejna firma, którą może spotkać podobny los: Dialog Semiconductor oberwało już rykoszetem po strzale oddanym w Imagination Technologies. Współpraca z gigantami czasem okazuje się bolesna.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu