Apple

Apple chciało przechytrzyć UE, ale wpadło we własne sidła

Piotr Kurek
Apple chciało przechytrzyć UE, ale wpadło we własne sidła
Reklama

Apple chciało przekonać Komisję Europejską, że Safari to tak naprawdę trzy różne przeglądarki i z tego względu nie może być objęte nadzorem i dodatkowymi wymaganiami w ramach aktu o rynkach cyfrowych.

W lipcu tego roku poznaliśmy pierwszych strażników dostępu. Mają oni możliwość kontrolowania dostępu do informacji i usług, ale również muszą działać zgodnie z przepisami wynikającymi wprost z aktu o rynkach cyfrowych. Firmy będą musiały umożliwić podmiotom trzecim współdziałanie z własnymi usługami (w określonych szczególnych sytuacjach), dać dostęp swoim użytkownikom biznesowym do danych, które generują podczas korzystania z platformy.

Reklama

Strażnicy będą musieli dostarczać przedsiębiorstwom reklamującym się na danej platformie odpowiednie narzędzia oraz informacje niezbędne reklamodawcom i zleceniodawcom do niezależnej weryfikacji swoich reklam, czy umożliwić swoim użytkownikom biznesowym promowanie ich oferty i zawieranie umów z klientami poza platformą. Jedną z wyznaczonych przez Komisję firm jest Apple, które przed umocowaniem się decyzji próbowało przekonać regulatorów, że niektóre z oferowanych rozwiązań nie wpisują się w ramy, które wynikają z aktu o rynkach cyfrowych.

Nie jedna a trzy przeglądarki

Apple bardzo wzbraniało się przed tym, by Safari oraz iMessage nie było brane pod uwagę w ramach strażników dostępu w odniesieniu do przeglądarek internetowych i komunikatorów. Firma stała na stanowisku, że w zależności od systemu, Safari jest inną aplikacją oferującą inne rozwiązania, a więc nie może być postrzegana jako jedna przeglądarka i nie można sumować jej użytkowników. Komisja Europejska nie dała się jednak nabrać na te sztuczki. Co możemy przeczytać w decyzji Komisji Europejskiej odnoszącej się do wpisania Apple na listę strażników dostępu w ramach rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2022/1925 w sprawie kontestowalnych i uczciwych rynków w sektorze cyfrowym? Zajrzyjmy do jej streszczenia:

Jeżeli chodzi o Safari, przeglądarkę internetową firmy Apple, firma ta stwierdziła, że każda przeglądarka Safari oferowana na różnych urządzeniach Apple z systemem iOS, iPadOS i macOS, indywidualnie stanowi odrębną podstawową usługę platformową i że jedynie przeglądarka Safari na iOS spełnia progi ilościowe do celów wskazania. Firma Apple utrzymuje, że przeglądarka Safari jest dostosowana do danego urządzenia i wykorzystywana w różny sposób przez użytkowników końcowych i użytkowników biznesowych w zależności od urządzenia.

Safari na iOS i iPadOS z realną konkurencją? Czas na zmiany

W uzasadnieniu decyzji czytamy także, że Komisja wskazuje Safari jako jedną podstawową usługę platformową, niezależnie od urządzenia, na którym się z niej korzysta. Wynika to z faktu, że Safari służy wspólnemu celowi na wszystkich urządzeniach, a mianowicie udostępnieniu użytkownikom końcowym i użytkownikom biznesowym narzędzia umożliwiającego oferowanie treści internetowych, dostęp do nich i interakcję z nimi. Komisja wskazuje także, że choć Apple stoi na stanowisku, że Safari jest tak naprawdę trzema różnymi przeglądarkami, w swoich materiałach reklamowych - w tym na stronie internetowej, przedstawia ją jako jedno uniwersalne rozwiązanie, z którego można korzystać na dowolnym urządzeniu Apple, i które oferuje te same doświadczenia. Chodzi konkretnie o zapis "Same Safari. Different device.", który znajduje się na stronach Apple poświęconych przeglądarce:

To samo Safari. Różne urządzenia. Safari działa płynnie i synchronizuje Twoje hasła, zakładki, historię, karty i nie tylko na Macu, iPadzie, iPhonie i Apple Watch. A gdy Twoje urządzenia Mac, iOS lub iPadOS znajdują się blisko siebie, mogą automatycznie przekazywać to, co robisz w Safari z jednego urządzenia na drugie za pomocą funkcji Handoff. Możesz nawet kopiować obrazy, wideo lub tekst z Safari na iPhonie lub iPadzie, a następnie wklejać je do innej aplikacji na pobliskim komputerze Mac - lub odwrotnie.

Wpisanie więc Apple jako strażnika dostępu wydaje się dość oczywiste i na ten moment nie wiadomo, by Apple podjęło jakieś dalsze kroki starając się wywalczyć inny wynik. A to oznacza m.in., że firma będzie musiała umożliwić zewnętrznym twórcom aplikacji udostępnienie na urządzeniach mobilnych swoich własnych przeglądarek internetowych wykorzystujących autorskie silniki, bo trzeba przypomnieć, że Chrome, Edge, Firefox, Opera na iOS i iPadOS działają w oparciu o silnik WebKit udostępniany przez Apple.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama