Czy kabel certyfikowany musi być drogi i czym jest w ogóle to całe MFi? Spróbujmy to wyjaśnić.
Czy stojąc w kolejce do kas wielu odzieżowych sieciówek rzuciły Ci się kiedyś w oczy bardzo tanie kable do iPhonów marki… no właśnie, bliżej nieokreślonej? Wyglądają zazwyczaj bardzo podobnie (często z bawełnianym oplotem) i na pierwszy rzut oka kojarzą się z marnym produktem z ulubionego (chińskiego) portalu zakupowego Polaków. I co ciekawe równie dziwne kable można spotkać u autoryzowanych resellerów i w elektromarketach, ale w znacznie wyższych cenach, często dorównujących oryginałom od Apple. Mają jednak na opakowaniu jeden istotny element – plakietkę Made for iPhone. I to właśnie to czyni je droższymi. Dlaczego?
Polecamy na Geekweek: iPhone wybuchł podczas nocnego ładowania. Uwieczniono to na filmie
MFi, czyli co?
Certyfikat MFi, to rodzaj autoryzacji akcesoriów firm trzecich, które są kompatybilne z urządzeniami Apple. Fakt ten ma upewnić użytkownika w przekonaniu, że przykładowo kable do ładowania MFi są bezpieczne i nie wyrządzą iPhonowi żadnej krzywdy.
Jego historia sięga 2005 roku, kiedy to Apple wprowadziło program autoryzacyjny dla akcesoriów do iPoda (pierwotnie program Made for iPad). Wtedy też Apple oprócz wymaganego testu jakościowego wdrożyło 10% prowizji za sprzęty zgodne z certyfikatem. Sprzęty, bo MFi odnosi się też do innych urządzeń takich jak pady gamingowe.
Wróćmy jednak do kabli. Czy są droższe tylko dlatego, że firma musi godzić się z prowizją? Otóż nie do końca.
Droższe znaczy lepsze?
Przewód przewodowi nierówny. W przypadku używania tańszych zamienników bez certyfikatów MFi należy liczyć się z tym, że może dojść do uszkodzenia układu zasilającego, co w konsekwencji będzie prowadzić do problemów z ładowaniem. To oczywiście pokłosie niskiej jakości materiałów, kiepskiej izolacji czy złego przekroju, które w przypadku akcesoriów testowanych według wytycznych Apple nie powinny mieć miejsca. Oczywiście nie oznacza to, że każdy kabel bez MFi od razu jest gwarancją uszkodzonego urządzenia, bo może zdarzyć się i tak, że bez problemu będzie działał lata. Zazwyczaj jednak kable te częściej ulegają awarii niż ich autoryzowane odpowiedniki, więc czy oszczędność warta jest nerwów?
Pamiętacie słynną dramę z kablami od Baseus, które Rafał Bielawski – mówiąc bardzo delikatnie – krytykował? Były to właśnie akcesoria bez certyfikacji, z dość kiepską elektroniką, która jest niezwykle istotna w przewodach Lightning. I fakt, na Apple można narzekać, że na certyfikacji zarabiają, ale czy to musi oznaczać, że wszystkie przewody z MFi powinny kosztować majątek? Okazuje się, że nie i to też pokazał na swoim materiale Pan Bielawski, rozkładając na części pierwsze kabel od Natec.
Osobiście za nią nie przepadam i unikam urządzeń spod ich logo (a już na pewno Natec nic mi nie zapłacił za tą wzmiankę), ale okazuje się, że kabel z MFi może kosztować 30 zł i zachowywać przy tym naprawdę akceptowalną jakość.
To, czy wybierzecie przewód certyfikowany czy nie zależy oczywiście od was i szacunku do własnego portfela. Ale zalecam jednak wybierać te z MFi, no chyba że lubicie bawić się później w gwarancje i zwroty – a dobrze wiemy, że nie jest to przyjemna sprawa.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu