Jedna z najciekawszych firm z segmentu tzw. ekonomii współdzielenia, Airbnb, stawia na rozwój. Startuo wyceniany dzisiaj na kilkadziesiąt miliardów dolarów i powoli szykujący się do wejścia na giełdę, poinformował, że nie zamierza zarabiać tylko na prowizjach z wynajmu krótkoterminowego. Uruchamia platformę Trips (Podróże), dzięki której turyści będą się mogli mocno zagłębić w odwiedzane miejsce, poznać je z zupełnie innej strony. Pomogą w tym lokalsi, dla których pojawia się szansa na zarobek.
Airbnb Trips - z popularnym serwisem będzie można zarabiać nawet bez mieszkania
Airbnb przypadło mi do gustu, pisałem o tym kilka tygodni temu po skorzystaniu z serwisu. Zamiast do hotelu trafiłem podczas wyjazdu do mieszkania, które przez kilka dni było całkowicie do mojej dyspozycji. Zresztą, nie muszę chyba tłumaczyć, na czym polega ten biznes - to już naprawdę duży i znany serwis. Do tej pory był on jednak uzależniony od jednego źródła przychodów: był platformą wynajmu krótkoterminowego, pobierał prowizje za łączenie właścicieli mieszkań z osobami poszukującymi lokum na kilka dni (zazwyczaj na kilka dni i zazwyczaj mieszkań - niektóre oferty były bardziej ekstremalne). Biznes rozwija się szybko, lecz nie bez problemów, przybywa miast, które utrudniają serwisowi funkcjonowanie. Dlaczego? Bo zdaniem urzędników psuje lokalny rynek wynajmu, zawyża ceny, zniechęca do szukania lokatorów na kilka kwartałów czy lat. Lokalsi mają przez to problem i raczej nie są wdzięczni Airbnb. Firma zamierza jednak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zmiękczy owych lokalsów i zarobi.
Nowy biznes jest w gruncie rzeczy prosty i wydaje się oczywistym kierunkiem rozwoju: firma zacznie łączyć turystów z tubylcami, którzy zaoferują coś więcej niż mieszkanie. Co? Możliwości jest bez liku. Jedna osoba zaproponuje zwiedzanie miasta szlakiem znanych postaci z niego pochodzących, druga zaoferuje kurs przyrządzania karpia w swoim mieszkaniu, kolejna nauczy nas rzeźbić w lodzie, a jeszcze inna robić wielkie bańki mydlane. Ile osób, tyle możliwości. Otwierają się zupełnie nowe drzwi. Teraz nie trzeba już mieć mieszkania czy przynajmniej pokoju na wynajem. Wystarczy mieć pomysł, zaproponować go na platformie, a potem solidnie zrealizować, by turyści byli zadowoleni i polecali te usługę innym. Jeżeli ktoś mieszka w dużym mieście i zajmuje się czymś nietypowym, ma fajne hobby lub intrygujący zawód, a przy tym jest kontaktowy i potrafi się "sprzedać", robi dobre wrażenie na ludziach, to ma szansę zarabiać niezłe pieniądze na nowej platformie Airbnb.
Co ma z tego firma? Będzie pobierać część zysków ze świadczonych usług. Trafiłem na informację, że będzie to 20% ceny płaconej przez turystę. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej pomysł mi się podoba, tym większy widzę w nim potencjał. To naprawdę może być petarda. Chociaż do rozprzestrzeniania projektu na skalę globalną droga może być daleka: na razie usługa działa w 12 miastach, w przyszłym roku ma ich być 50. Nie jest zatem tak, że od jutra mieszkańcy mniejszych polskich miast będą mogli zarabiać pokazując turystom, jak się piecze chleb babcinym sposobem, szyje torebki albo łowi ryby. Przynajmniej nie z Airbnb.
Amerykańska korporacja rzuca wyzwanie biurom podróży, które zaciskają penie zęby na myśl o tym, co może się wydarzyć w perspektywie kilku-kilkunastu lat. Do grona taksówkarzy pomstujących na Ubera oraz hotelarzy złorzeczących na Airbnb dojdą kolejni przedsiębiorcy. Ale gdy jedni będą tracić, inni zyskają. Na dobrą sprawę dla obu grup pewnie znajdzie się miejsce na rynku. Część turystów nadal będzie chciała zwiedzać "klasycznie", z przewodnikiem w dłoni zaliczą zamki, muzea, pałace, nekropolie i świątynie. Zjedzą w restauracjach popularnych wśród turystów, pozwolą, by wszystko załatwiło za nich biuro podróży. I nie mam nic przeciwko takim wyborom: co kto lubi.
Jednocześnie zakładam, że spora grupa ludzi zechce poszukać czegoś nowego, zatopić się w dane miejsce z lokalsami. Zwłaszcza, gdy zna się już te najbardziej popularne zabytki i szlaki turystyczne, gdy szuka się czegoś więcej, ale nie ma się pomysłu na to, jak do tego dotrzeć, jak ugryźć miasto z innej strony. Za jakiś czas wystarczy mieć pieniądze i zajrzeć na stronę Airbnb - setki ofert podpowiedzą, jak się za to zabrać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu