Gry

Age of Darkness. Ta gra trzymała mnie do 4 nad ranem

Patryk Łobaza
Age of Darkness. Ta gra trzymała mnie do 4 nad ranem
Reklama

Age of Darkness: The Final Stand niedawno ujrzało światło dzienne w ostatecznej formie. Gra dotychczas była we wczesnym dostępie, a po premierze pojawiło się sporo nowości.

Z reguły nie kupuję gier we wczesnym dostępie i polecam innym robić podobnie. Twórcy gier sami zasłużyli sobie na takie traktowanie, zbyt często składając obietnice bez pokrycia, wypuszczając gry-wydmuszki, czy po prostu zgarniając pieniądze i znikając. Dlatego też w przypadku Age of Darkness: The Final Stand nie zdecydowałem się na grę we wczesnym dostępie, pomimo tego, że tytuł od lat tkwił na mojej liście życzeń.

Reklama

Jednak niedawno odbyła się oficjalna premiera gry, a z tej okazji można było ją nabyć w niższej cenie. Była to zatem doskonała okazja, by przekonać się, czy warto było tyle czekać. Spojler: warto.

Age od Darkness: The Last Stand. Jeszcze jeden dzień, jeszcze jedna fala, jeszcze jeden budynek

Od czasu niezależnej gry Mirthwood nie natrafiłem na żaden tytuł, który nie pozwoliłby mi w równym stopniu spać. To się jednak zmieniło, gdy sięgnąłem właśnie po Age of Darkness. Jest to gra strategiczna rozgrywająca się w czasie rzeczywistym, choć gracze mają do dyspozycji aktywną pauzę (na wyższych poziomach trudności jej nie ma). W grze wcielamy się w przedstawiciela jednej z trzech frakcji: The Order, The Rebellion i The Volatists. Każda z nich ma po dwóch bohaterów do wyboru i różni się podejściem do rozgrywki oferując unikatowe opcje. Przykładowo The Order skupia się w głównej mierze na głębokiej defensywie. The Rebellion proponuje bardziej zrównoważony tryb rozgrywki, a The Volatists nastawieni są na agresywną ekspansję.

Nie tylko frakcję równią się od siebie, ale również sami bohaterowie. Każdy z nich proponuje unikatowy gameplay poprzez zestaw czterech umiejętności, które odblokowujemy wraz z osiąganiem kolejnego poziomu.

Ostatni bastion ludzkości

Na początku rozegrałem kampanię, która jest nowością (we wczesnym dostępie jej nie było) i wprowadziła mnie w świat gry oraz historie postaci. Z pewnością nie był to fabularny majstersztyk, ale bardzo sprawnie uczył podstaw gry, a następnie bardziej zaawansowanych mechanik. To pozwoliło mi z pewnością siebie podejść do trybu survival, który jest głównym rdzeniem rozgrywki i... poległem.

Ale zacznijmy od samego początku. W grze sterujemy obozem ocalałych, którzy jako ostatni bastion ludzkości próbują przetrwać niekończącą się nawałnicę "Koszmarów", czyli istot, które wypełzają spod ziemi i próbują zniszczyć wszystko, co stanie im na drodze.

Rozgrywka podzielona jest na fazę dnia i nocy, które mają kluczowe znaczenie dla naszego rozwoju. W dzień jest o wiele spokojniej, a napotykane koszmary są słabsze. Jest to zatem doskonała okazja na rozbudowę, eksplorację i ekspansję. Każdy surowiec może być na wagę złota. Z kolei w nocy przeciwnicy są o wiele silniejsi i bardziej agresywni.

Co kilka dni musimy zmierzyć się z falą przeciwników, a każda kolejna jest coraz trudniejsza. Skalowanie jest tutaj bezlitosne. Przykładowo na poziomie weteran pierwsza fala zawiera 276 przeciwników, a ostatnia aż 33 tysiące. Jest to nawałnica, którą trudno jest przetrwać, a gra sama nas informuje, byśmy nastawiali się na częste porażki.

Reklama

Niestety, premiera naznaczona jest wieloma błędami i sam wielokrotnie spotykałem się z crashami, które zmuszały mnie do powtarzania tych samych sekwencji. Jest to absolutnie niedopuszczalne w grze, w której autosave jest rzadki (po każdej fali), a ręczne zapisy są limitowane (5 zapisów na poziomie weteran przez całą rozgrywkę). Zdarzało się więc, że traciłem kilkugodzinny postęp.

Pomimo tego zawsze wracałem, a gra skutecznie mnie trzymała na nogach nawet do 4 rano, nawet gdy następnego dnia musiałem wstać do pracy.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama