Militaria

Abramsy wjeżdżają do Polski. F-16 i F-15 wlecą na Ukrainę?

Krzysztof Kurdyła
Abramsy wjeżdżają do Polski. F-16 i F-15 wlecą na Ukrainę?
16

Polski internet militarny obiegły zdjęcia wjeżdżających do Polski czołgów Abrams. Na lawetach wjechały do naszego kraju maszyny w wersji A1M2 SEPv2. Pojawiły się też (w końcu) poszlaki wskazujące, że już niedługo na Ukrainę mogą trafić amerykańskie myśliwce.

Abramsowe zamieszanie

Z czołgami Abrams, jak i w ogóle z czołgami mamy ostatnio jedno wielkie zamieszanie. Wiąże się to oczywiście z wysyłką na Ukrainę naszych poradzieckich maszyn oraz niezdecydowanie w MON dotyczącym tego, na jakich czołgach nasze siły pancerne oprzeć w przyszłości.

Sytuacja na dziś wygląda tak, że na Ukrainę na pewno pojechało około 250 czołgów T-72M1 i T-72M1R. Wiele wskazuje na to, że jest też plan przekazania przynajmniej części PT-91 Twardy, ba, pojawiają się głosy, że pierwsze maszyny tego typu na Ukrainę już trafiły (w co jednak nie bardzo chce mi się wierzyć).

Po naszej stronie jedyną pewną rzeczą jest zamówienie 250 szt. Abramsów M1A1 SEPv3, które mają trafić na stan ciągle budowanej 18 Dywizji. Abramsy widoczne na lawetach są elementem tego kontraktu, są to czołgi w nieco starszej wersji, wypożyczone nam z zapasów US Army. Wszystko po to, żeby można było już dziś rozpocząć wdrażanie tych maszyn oraz szkolenie załóg. Gdy do Polski zaczną trafiać zamówione SEPv3, te czołgi wrócą do Amerykanów. Prawdopodobnie...

Od dłuższego czasu była też mowa o tym, że w zamian za wysyłane czołgi Polska otrzyma około 300 - 400 Abramsów jeszcze starszego typu, mowa tu o maszynach M1A1 SA lub M1A1 FEP. Jednak na dziś mamy informacje z MON, że będzie to tylko 116 maszyn, czyli dwa bataliony pancerne. Pozostaje oczywiście pytanie, czy na tym się zakończy, czy kolejne umowy będą podpisywane w miarę przekazywania kolejnych partii naszych czołgów Ukrainie.

Duży ferment wywołała informacja, że te czołgi nie będą Polsce przekazane, ale zakupione. Na miejscu wszystkich komentujących wstrzymałbym jednak „konie”, ocena tej operacji będzie możliwa, gdy dowiemy się, ile Amerykanie nam za nie policzą i co wchodzi w zakres umowy. Wiadomo już, że ta nie będzie dotyczyć tylko czołgów, ale i pojazdów towarzyszących. Być może w jej ramach zamówimy też zapasowe części, takie jak choćby turbiny. Warto też pamiętać, że w ramach Lend-Lease Act każda rzecz jest albo formalnie kupowana albo dzierżawiona.

Ciekawe, choć oczywiście nieoficjalne, informacje pojawiają się odnośnie powodu tej niezbyt dużej ilości używanych Abramsów. Wynikać to miałoby z trudności w dogadaniu się MON z Amerykanami co do warunków i kosztów serwisu, co w kontekście zamówienia na SEPv3 byłoby co najmniej groteskowe. Plan MON na dziś wygląda ponoć tak, że zostajemy z tą niewielką ilością Abramsów, a w dalszej perspektywie stawiamy na polonizowanego koreańskiego K2 (ale czy w wersji K2PL?).

Osobiście ciągle uważam, że nasz kraj powinien postawić w sprawie czołgów na jeden typ wozu, właśnie Abramsa, a w produkcji skupić się na Krabach i Borsukach, których potrzebujemy dużych ilości.

F-16 i F-15 dla Ukrainy

W ramach dopinania szczegółów amerykańskiego budżetu wygospodarowano środki na szkolenie ukraińskich pilotów. Ci mieliby otrzymać maszyny F-16 i F-15, co jest bardzo dobrą wiadomością. Ile znaczy nowoczesne natowskie uzbrojenie pokazują już HIMARS-y czy Kraby, a te samoloty mogą znacząco poprawić pozycję ukraińskiego lotnictwa, tym mocniej, że nie będzie problemów z ich serwisem i zaopatrzeniem w amunicję.

Nie ma co ukrywać, intensywność działań na Ukrainie powoduje, że coraz więcej rzeczy pochodzących po ZSRR sprawia takie problemy. Na dziś, dzięki HIMARS-om weszliśmy w okres względnego spokoju, wymuszonej przez logistykę na Rosji pauzy operacyjnej, dobrze by było, żeby przed kolejną rundą pierwsze zachodnie maszyny pojawiły się na ukraińskim niebie.

Będzie to jednak możliwe tylko wtedy, jeśli takie szkolenia już jakiś czas temu po cichu się rozpoczęły, względnie jeśli do ukraińskiej zgłoszą się np. emerytowani zachodni piloci. W każdym razie, jeśli cała operacja się uda, rosyjskie siły będą miały kolejny poważny problem nad swoimi głowami. Dlatego warto trzymać za nią kciuki.

Zdjęcia: twitter / MON

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu