Jest taniej niż u konkurencji, ale też na ten moment wiemy, że usługa zaoferuje znacznie mniej, niż XBLA czy PSN.
Opłata niezbędna by móc korzystać z usług sieciowych, w tym cieszyć się dobrodziejstwem potyczek online, obecnie staje się już standardem. Płacimy abonament na konsolach Sony, płacimy abonament na konsolach Microsoftu, dlaczego więc Nintendo ma sobie odpuścić? Ano przede wszystkim dlatego, że choć żadna z tych usług nie jest idealną, to z dotychczasowych informacji wynika, że tutaj lepiej nie będzie. A pod niektórymi względami będzie gorzej niż u konkurencji.
Zacznijmy może od ceny — w udzielonym kilka dni temu wywiadzie Tatsumi Kimishima powiedział, że usługa będzie kosztowała między 2-3 tys. jenów. Daje to ok. 18-27 dolarów amerykańskich. Dla porównania: za rok subskrypcji PlayStation Plus i Xbox Live Gold trzeba zapłacić 59,99 dolarów. No i tutaj pozorny plus, bo załóżmy, że 20-25 dolarów będzie ostateczną ceną za abonament Nintendo. Jednak w praktyce to wciąż dużo, jeżeli porównamy to, co nam zaoferuje.
Tuż po styczniowej prezentacji Switcha pojawiło się dużo pytań o to, czy coś źle zrozumieliśmy, czy oferowane co miesiąc w ramach usługi gry naprawdę będą do naszej dyspozycji tylko przez chwilę. Włodarze szybko rozwiali wszelkie wątpliwości: po tych kilkudziesięciu dniach gry znikną z naszego konta, a my będziemy mogli je... po prostu kupić w cyfrowym sklepiku. Daje nam to coś na wzór wydłużonej wersji demonstracyjnej. Jakby tego było mało, już teraz wiemy, że nie możemy w ramach usługi liczyć na najświeższe hity. Znajdą się tam wyposażone w obsługę sieciowego multiplayera gry z Virtual Console — póki co mówi się o produkcjach z Nintendo Entertainment System oraz jego następcy. Także nagle połowa tej ceny wydaje się być adekwatną, a może nawet odrobinę przesadzoną?
Oczywiście oprócz dostępu do grania online na Switchu i wspomnianych gier, subskrybenci będą mogli liczyć jeszcze na zestaw dodatkowych promocji. Jednak wciąż czuję niedosyt — szczególnie biorąc pod uwagę listę gier. Z dotychczas zapowiedzianych wypełnionych po brzegi serwerów spodziewam się raptem w dwóch z nich: Mario Kart 8 Deluxe i Splatoon 2. No chyba, że zbliżająca się bijatyka, Arms, zaskoczy — ale na to wszystko przyjdzie nam trochę poczekać. Pikanterii wszystkiemu dodaje fakt, że tak naprawdę w MK8 możemy grać już teraz na Wii U. Co więcej — nie musimy w tym celu płacić abonamentu.
Od wielu lat szanuję firmę za to, że kroczą swoją ścieżką i działają zupełnie inaczej niż konkurencja. Trzeba jednak przyznać, że niektóre ich decyzje są... dziwne. I dla większości niezrozumiałe. Próbują czegoś nowego — no dobrze. Ale na samą myśl że grając na konsoli niezbędna jest mi dodatkowa aplikacja w telefonie by móc korzystać z dobrodziejstw komunikacji głosowej w grze online jestem, delikatnie mówiąc, średnio zachwycony. Sam kontroler Nintendo Switch nie ma specjalnej baterii, ale przez takie zagrywki bateria w smartfonie również nie podziała za długo.
Na ten moment nie jestem przekonany ani do Switcha, ani do tamtejszych rozwiązań, ani tym bardziej do abonamentu Nintendo. I naprawdę będzie musieli przygotować spore karty przetargowe by mnie do jego wykupienia przekonać. Wypożyczane na kilkadziesiąt dni klasyki nie wystarczą. Muszą się też liczyć z tym, że każde ich potknięcie w kwestii sieciowych rozwiązań będzie skrupulatnie rozliczane — zresztą konkurencja też nie ma w tej kwestii taryfy ulgowej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu