Smartfony

A ja widzę sens w kupowaniu flagowych smartfonów

Tomasz Popielarczyk
A ja widzę sens w kupowaniu flagowych smartfonów
Reklama

Od kilku dni na łamach Antyweba obserwujemy krucjatę, jaką Kuba i Maciej prowadzą przeciw flagowym smartfonom. Postanowiłem wcielić się w adwokata diabła, bo widzę sens w płaceniu 2-3 tysięcy złotych za telefon z najwyższej półki.

Można jeździć nowym Lamborgini, Astonem lub innym Ferrari. Można też cieszyć się z Fabii i Astry. Wolny rynek ma tę zaletę, że oferuje dobra z różnych segmentów adresowane do różnych typów odbiorców o różnej zasobności portfela. Dlatego kiedy czytam:

Reklama

Masa bajerów, z których większość klientów nie skorzysta, wysoka cena w abonamencie, na fakturze lub paragonie i telefon, któremu już zaczyna brakować argumentów w stosunku do średnich propozycji. Taki jawi nam się obraz flagowego telefonu komórkowego.

Czuję wewnętrzny sprzeciw. Tak krótko "podsumował" flagowce w swoim felietonie sprzed kilku tygodni Jakub, przekonując, że flagowca kupować się po prostu nie opłaca. Czy faktycznie? Rozejrzyjmy się po rynku. Wybór jest ogromny. Samsung od stycznia br. ma w ofercie fantastyczne modele z serii A, które jakością wykonania niczym nie ustępują Galaxy S6. LG wprowadza natomiast do oferty linię X, w skład której wchodzą słuchawki z cechami flagowców. Jedna ma super aparat, inna dwa ekrany, a jeszcze inna bardzo dobrą baterię. Tuż obok mamy jeszcze słuchawki z logo Huawei i Honor, gdzie stosunek ceny do jakości i parametrów jest fenomenalny. Wydawałoby się zatem, że faktycznie wykładanie 2-3 tys. złotych na telefon to rozrzutność i lekkomyślność.

Polski rynek smartfonów premium jest bardzo hermetyczny. W ogólnej sprzedaży smartfonów stanowi on co najwyżej jakieś 10 proc. Co jeszcze ciekawsze, aż 2/3 wszystkich sprzedawanych smartfonów powyżej 3 tys. złotych to... iPhone'y. Mocną pozycję ma tutaj jeszcze Samsung, który stanowi dość mocną przeciwwagę dla Apple'a. Cała reszta producentów, a więc LG, HTC, Lenovo i inni biją się o jakieś 10 proc. rynku premium. Są to swoiste ochłapy ze stołu, przy którym siedzą Apple i Samsung. Wymowne, czyż nie?

Popularność iPhone'a w segmencie premium nie powinna dziwić. Ta marka rządzi się swoimi prawami. Ludzie, którzy decydują się na takie smartfony wiedzą, że otrzymają sprzęt bezproblemowy, intuicyjny i prosty w obsłudze już od samego początku. Nie znam nikogo, kto narzekałby na swojego iPhone'a. Nigdy też nikt nie prosił mnie o pomoc, bo w jego IP działało coś nie tak. Zupełnie inaczej to wygląda w przypadku Androida - tutaj co i rusz "telefon się psuje".


Popularność Samsunga w segmencie premium determinuje kilka czynników. Z jednej strony jest to oczywiście agresywny marketing. Z drugiej dobra oferta - Galaxy S7 czy nawet ten nieszczęsny Note 7 to fantastyczne urządzenia o wielu walorach. Nie tylko są szybkie i mają mocne podzespoły, ale też (a właściwie przede wszystkim, bo klient kupuje wzrokiem) prezentują się elegancko i stylowo (czytaj - są śliczne). Wbudowane aparaty są najlepszymi na rynku, a obudowy zostały uodpornione na działanie wody. Już tych dwóch rzeczy próżno szukać w dolnych segmentach rynku smartfonów. A to dopiero początek.

Kilka miesięcy temu pisałem artykuł sponsorowany o tym, że flagowiec to nie tylko podzespoły i obudowa. Nawiązywałem wówczas do 3-letniej gwarancji Samsunga, możliwości wymiany ekranu, a także szeregu innych dodatków, jak niesławny Knox chociażby (z punktu biznesowego bardzo ważny). Kto z pozostałych producentów jest w stanie zaoferować takie warunki w segmencie 1-2 tys. zł? Na myśl mi przychodzi jedynie Huawei, ale tu również preferencyjne warunki dotyczą jedynie flagowego P9, którego cena przekracza 2 tys. złotych. Oczywiście nie znam nikogo, kto by kupował droższy telefon ze względu na 3 lata gwarancji i możliwość jednorazowej wymiany stłuczonego ekranu. Co jednak nie znaczy, że nie jest to argument przemawiający za tym, aby dopłacić do flagowca.

Reklama

Innym są akcesoria. Dla topowych urządzeń producenci wypuszczają dziesiątki różnego rodzaju etui, klawiatur, obiektywów do aparatu (serio) itp. Sam z tego korzystam. Mój LG G5 ma wymienne baterie. Noszę zatem przenośną ładowarkę wraz z zapasową baterią. W momencie, gdy telefon się rozładowuje, podmieniam akumulator, pusty wkładam do ładowarki, a tę podłączam do powerbanka. Dzięki temu nie muszę chodzić cały czas z kablem i wypełnioną elektrolitem "cegłą". Oczywiście wśród tanich smartfonów znajdziemy dziesiątki modeli z wymiennymi bateriami. Dla którego z nich wyprodukowano jednak takie akcesorium? Nie wspomnę już o modułach, bo te koniec końców okazały się raczej ślepą uliczką. Pasują jednak jak ulał to mojej tezy.


Reklama

Kolejna kwestia to aktualizacje. Tutaj można znów śmiało nawiązać do iPhone'ach, który długotrwałe wsparcie producenta ma wpisane w swoją markę (przypominam o wczorajszej premierze iOS 10). W przypadku urządzeń z Androida sytuacja wygląda dużo gorzej. Na dłuższe wsparcie mogą liczyć przede wszystkim posiadacze topowych telefonów. Choć byśmy kupowali niezliczone ilości średniaków, to Samsung, LG czy Huawei będą w pierwszej kolejności aktualizować te najdroższe. To dość logiczne. Zdecydowanie wydłuża to ich cykl życia, na co składają się też mocniejsze podzespoły. Praktyka pokazuje, że zarówno sam Android jak i gry czy aplikacje z roku na rok wymagają coraz większej liczby zasobów. Średniak z przeciętnym SoC po dwóch latach z wieloma scenariuszami już sobie może nie radzić - zwalniać i frustrować. Co innego flagowiec. Przykład? Weźmy LG G2, który do tej pory bije rekordy popularności na Allegro i jest uważany za jeden z najlepszych telefonów w swojej cenie. Jednocześnie to dowód na to, że wiele flagowych telefonów opłaca się kupować nawet i tok po premierze.

Nikogo nie przekonam do flagowca w sytuacji, gdy go nie potrzebuje. Maciej w swoim artykule pisze wprost, że nie wykorzystałby tych wszystkich możliwości, co doskonale rozumiem. Nie każdy ma tyle pieniędzy, żeby pozwolić sobie na smartfona z najwyżej półki. Nie każdy chce takiego smartfona. Identycznie jest z samochodami, do których nawiązuję na początku. Nie znaczy to jednak, że kupowanie ekskluzywnego auta się nie opłaca.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama