Felietony

5 rzeczy, których nie wybaczę żadnemu producentowi smartfonów

Krzysztof Rojek
5 rzeczy, których nie wybaczę żadnemu producentowi smartfonów
Reklama

Konstruując smartfon część producentów myśli głównie o tym, ile można wycisnąć pieniędzy z przeciętnego konsumenta. Oto 5 najbardziej antykonsumenckich zagrywek na rynku.

Dziś smartfony stały się praktycznie niezbędnym aspektem naszego życia. Producenci bardzo dobrze o tym wiedzą - nie ma bowiem sytuacji w której jakaś ich decyzja sprawi, że przestaniemy kupować telefony. Owszem, możemy przestać kupować urządzenia danego producenta, ale póki na rynku nie pojawi się jakaś alternatywa, bez smartfona w dzisiejszych czasach ani rusz. I tak, wiem, że zaraz w komentarzach pojawi się wiele osób mówiących, że wciąż używają Nokii 3310, ale chodzi mi tutaj o to, jak wygląda rzeczywistość dla większości ludzi. Wiedząc to, producenci mają duży komfort we wprowadzaniu zmian, które dla nich będą oznaczać mniejsze koszty produkcji i większy zysk, natomiast dla użytkownika - dodatkowe problemy. Niestety, tak jak do dobrego, tak i do złego użytkownicy szybko się przyzwyczajają. Kiedy wytknę jakąś wadę smartfonu w recenzji, często podnoszone są argumenty "ale każdy tak robi" czy "to ma swoje uzasadnienie - tu wpisz wymówkę producenta". Można oczywiście zgadzać się i przyklaskiwać wszystkiemu, co robią korporacje, ale dla mnie istnieje szereg rzeczy, których nigdy nie wybaczę firmom produkującym smartfony i prawdopodobnie zawsze już będą to dla mnie niedopuszczalne minusy,

Reklama

5 rzeczy, przez które każdy producent ma u mnie przechlapane

Planowe postarzanie produktu

Planowe postarzanie produktu przez wielu jest oceniane jako miejski mit, który nie ma pokrycia w rzeczywistości. Tymczasem zewsząd widać przykłady tego, że smartfony mają żyć nie więcej niż kilka lat, tylko po to, by po tym czasie użytkownik kupił nowy sprzęt. Oczywiście, większość z tych akcji robiona jest subtelnie, chociaż zdarzają się takie przypadki jak Apple, które bezpardonowo spowolniło starsze urządzenia. Oczywiście, jednym z aspektów upewnienia się, że smartfony nie będą działały za długo jest upewnienie się, że ich naprawa będzie nie tyle niemożliwa, co nieopłacalna.  Zauważcie, że w większości przypadków, jeżeli coś stanie się z naszym urządzeniem poza okresem gwarancyjnym, zazwyczaj bardziej opłaca nam się kupić nowy smartfon niż reperować stary. Tutaj problemem są np. takie kwestie jak wewnętrzne parowanie komponentów ze sobą w taki sposób, by zewnętrzne serwisy nie mogły tego naprawić. Wtedy wystarczy, że serwis producenta zaśpiewa za naprawę cenę z kosmosu i bum, kolejna generacja smartfonów ląduje na śmietniku zamiast w kieszeni zadowolonych użytkowników. Pomijam tutaj już takie absurdy jak fakt, że w niektórych markach smartfonów parowane są nawet takie rzeczy jak przejściówka minijack-USB C. Nieoryginalna - nie zadziała.


Usuwanie gniazda minijack/karty SD/ładowarki

Dla mnie smartfon to coś, co ma być dla użytkownika jak najbardziej wszechstronnym narzędziem. Czymś, co ma działać tak, jak to użytkownik (a nie producent) sobie wymyśli. I ja rozumiem, czasy się zmieniają, więc zmieniają się też technologie portów i połączeń. Co innego jednak wymieć stare złącze liniowe na gniazdo minijack, a co innego usunąć port "bo tak" nie dając użytkownikowi absolutnie nic w zamian. Tak było z gniazdem minijack, slotem na kartę microSD i ładowarkami w zestawach - po prostu w pewnym momencie znikły tylko po to, by użytkownicy musieli zapłacić więcej za możliwość robienia tego samego. Gniazdo jack? W przypadku Apple oczywiście wszystko po to by skłonić do kupna słuchawek bezprzewodowych. Karta SD? Cóż, wydaj dodatkowe 600 zł na model z większą pamięcią wewnętrzną. Ładowarka? Dokup sobie oddzielnie (w momencie w którym producent zarabia podwójnie, oszczędzając przy okazji na transporcie, magazynowaniu etc.). Tymczasem producent będzie karmił użytkowników bajeczkami o ekologii, samemu nie trzymając się podstawowych zasad 5 R.


Brak dostępności części zapasowych / utrudnianie naprawy

Ta sytuacja jest bardzo znacząca w kontekście niedawnych zmian right to repair. Wyszło wtedy bardzo mocno, które firmy mają w nosie dobro użytkowników i podnoszone ono jest tylko w sytuacji w której trzeba wyjść do nich z marketingowym przekazem. Niestety, na co dzień widzimy to aż za dobrze. Producenci, którzy mają 30 tysięcy modeli telefonów i serwisy zwyczajnie nie są w stanie dostać części do akurat naszego egzemplarza. Albo producenci, którzy zwyczajnie nie udostępniają swoich części "bo nie". Na szczęście jest tu światełko w tunelu. Tak jak mówiłem - right to repair zmusi niektórych do dostarczania części i technologii do naprawy do zewnętrznych warsztatów, dzięki czemu proces ten w najbliższych latach może się trochę ułatwić. Jestem jednak przekonany, że niektórzy nie poddadzą się łatwo i dalej będą ten proceder utrudniać jak mogą. Ja nie mam i nie będę miał szacunku do producenta, który w jakikolwiek sposób utrudnia naprawę swoich sprzętów.

Wypuszczanie na rynek smartfonów bez wsparcia

Dziś to oprogramowanie często decyduje o tym, jakie dany smartfon ma finalnie możliwości. Telefon może mieć 20 aparatów i 200 W ładowanie, ale bez sprawnie działającego softu nie da się go używać. Dlatego tak bardzo boli mnie za każdym razem, gdy zamiast pełnoprawnego wsparcia użytkownicy dostają smartfon z 1 rokiem aktualizacji (nawet w telefonie za prawie 6 tysięcy złotych) bądź też - nawet i bez tego. Przez takie zachowania długie wsparcie telefonów z Androidem to wciąż mit i rzecz, której konsumenci prawdopodobnie nigdy się nie doczekają. Szczególnie smutne jest to w momencie, w którym takie zagrywki mają miejsce u producentów, którzy mówią o tym, że ich priorytetem jest np. ochrona środowiska.


Reklama

Dawanie klientom fałszywej możliwości wyboru

Jeden z najcięższych grzechów, który jednocześnie jest bardzo rozpowszechniony na rynku. O co chodzi? Ano o sytuacje, w której mamy trzy marki telefonów - Xiaomi, Redmi i POCO, które na prawo i lewo chwalą się, jakie to one są niezależne i w ogóle jak duży wybór mają dziś konsumenci. I to się sprawdza na każdym szczeblu - formalnie są oddzielne, mają osobny marketing etc. Jedyny moment, w którym okazuje się, że król jest nagi to... same smartfony, które np. na potrzeby POCO są rebrandowanymi modelami Redmi, a na potrzeby Redmi - rebrandowanymi Xiaomi. Taki zabieg, moim zdaniem to oszukiwanie klientów dając im iluzję wyboru i tego, że ich decyzja odnośnie brandu cokolwiek znaczy. Podobnie jest w innym konglomeracie - Oppo, Vivo, realme i OnePlus, gdzie smartfony tych marek dzielą wspólne elementy. Ale dla klienta końcowego - mają być reklamowane jako coś zupełnie osobnego.


Reklama

Czytając to zapewne doszliście do wniosku: "Hej, ale przecież w ten opis wpasowuje się większość (jeżeli nie wszyscy) producenci smartfonów". I.... będziecie mieli racje. To niestety pokazuje, jak wygląda sytuacja na rynku telefonów, gdzie tak naprawdę możemy sobie wybierać pomiędzy jednym zachowaniem antykonsumenckim a drugim - nie ma dziś chyba producenta, który nie miałby czegoś za uszami. Mam jednak szczerą nadzieje, że taki stan nie będzie trwał wiecznie. Jak już mówiłem - szykują się zmiany. Niektórzy producenci zaczęli dawać 3 lata wsparcia do swoich telefonów, right to repair też może zmienić niektóre rzeczy na lepsze.

Trzeba być dobrej myśli. Bo nam, jako konsumentom, tylko to już pozostało.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama