Ile informacji, które docierają do nas każdego dnia jest rzeczywiście istotnych? 5, może 10 proc.? Życie staje się lepsze, gdy uzmysłowimy sobie, że nie wszystko jest wartę naszej uwagi.
Wyłącz telewizję, Facebooka i portale ogólnoinformacyjne. Sam sobie podziękujesz
Czy tego chcemy, czy nie, żyjemy w świecie wręcz przesyconym informacją. Zewsząd atakuje nas masa bodźców. W telewizji nie mamy dwóch kanałów tylko często więcej niż 200, każdy z nas nosi w kieszeni urządzenie w którym wystarczy dosłownie jeden gest, by otrzymać najnowsze informacje na każdy temat, o social mediach już nawet nie wspomnę. Cała tablica to tak naprawdę duża grupa ludzi i podmiotów (firm, instytucji), które walczą o naszą uwagę w swojej sprawie. W dalszej części internetu wcale nie jest o wiele lepiej - każdy portal ogólnoinformacyjny krzyczy do swoich czytelników już nie tylko przesadzonymi nagłówkami, ale całymi czerwonymi płatami.
TU!
TU KLIKNIJ!
MUSISZ TO PRZECZYTAĆ!
I fakt, w przeciągu ostatnich dwudziestu lat dostęp do informacji stał się wręcz nieporównywalnie łatwiejszy. Czy to jakoś pomogło społeczeństwu stać się generalnie mądrzejszym - to już jest kwestia dla socjologów i antropologów w przyszłości. Taki dostęp spowodował jednak jedną bardzo ważną zmianę. Otóż - spowodowało to pewnego rodzaju społeczną presję na to, żeby "wiedzieć". Żeby w danym temacie mieć "jakieś zdanie". W końcu, jeżeli pełne kompendium wiedzy na dany temat mamy na dwa kliknięcia, to jeżeli uważamy, że jakiś temat jest ważny (bo został nam jako ważny przedstawiony) to oczekujemy, że inni również będą go jako ważny uznawać. Kiedy jeszcze pracowałem w biurze, bardzo łatwo mogłem zgadnąć, czego będzie dotyczył pierwszy small talk - wchodziłem na Onet i patrzyłem, co jest na górze zaznaczone na czerwono. 90 proc. skuteczności (w pozostałych 10 proc. był to najczęściej aktualny horoskop).
I szczerze - błogosławię dzień w którym powiedziałem takiemu modelowi "DOŚĆ!"
Nie twierdzę, że jestem tutaj jakimś oświeconym mędrcem, który z boku obserwował całość wydarzeń. Ja też przez długi czas miałem wrażenie, że tak szeroki dostęp do informacji jest po to, żeby z niego korzystać. Że tylko najlepiej poinformowany człowiek może być w jakimś sensie "świadomy". Świadomy tego, co się dzieje w kraju, świadomy tego, jak wyglądają wydarzenia na świecie i tylko na tej podstawie można formułować jakiekolwiek opinie. To ostatnie się z resztą nie zmieniło - do dziś uważam, że jeżeli chcemy wypowiadać się na jakiś temat o dużej istotności, to bez gruntownego researchu ani rusz. Zmieniło się natomiast moje podejście do tego, co tak naprawdę jest istotne, jeżeli chodzi o informację.
Zaprzestanie oglądania telewizji nie było jakąś wielką, świadomą decyzją. Po prostu, kiedy przez pewien czas miałem przerwę od TV, stwierdziłem, że jej brak w moim życiu praktycznie nie wpływa na moje codzienne życie, a dzięki temu pojawia się całkiem spora oszczędność czasu. Niedługo później doszły do tego portale ogólnoinformacyjne, a najpóźniej - social media. Czy to oznacza, że w ten sposób odciąłem się od jakiegokolwiek źródła informacji, zamknąłem się w swojej ciemni i zacząłem wegetować. Wręcz przeciwnie.
Sam wybierz, co cię interesuje
Punktem zwrotnym był chyba moment, w którym zyskałem na tyle społecznej odwagi, by jasno i klarownie odpowiedzieć każdemu pytającemu mnie o jakiś temat, który mnie nie interesuje, że taki temat... no właśnie, nie interesuje mnie. Owszem, wiąże się to z pewnego rodzaju ostracyzmem, bo i sami wykluczamy się z wielu dyskusji, co może być dla wielu zbyt dużym kosztem, ale uwierzcie mi - zyski z takiego podejścia są nieporównywalnie większe. Jeżeli miałbym strzelać, w przypadku topowych portali i telewizji, około 90 proc. tematów, które próbują one sprzedać jako ważne, obchodziło mnie tyle co funt kłaków. W przypadku social mediów odsetek jest pewnie jeszcze większy. I dla tego małego odsetka wiadomości, które faktycznie są ciekawe naprawdę nie ma co przekopywać się przez całe morze szumu informacyjnego.
W ostatnim czasie było kilka wydarzeń, które faktycznie były dla mnie istotne, jak chociażby protesty kobiet, które przetaczały się przez stolicę. Bez względu na to, po której stronie barykady się jest, ciężko odmówić im roli istotnego wydarzenia. Czy straciłem coś, nie wiedząc o tym, że formuje się taka formacja jak Strajk Kobiet w 0,00001 sekundy po tym, jak to się stało? Nie. Czy straciłem coś nie uczestnicząc w small talkach i niekończących się dyskusjach online na ten temat? Nie. Żyjemy w takich czasach, że większość informacji i tak wcześniej czy później do nas dotrze (wszystkie informacje na temat euro trafiły do mnie zupełnie niezależnie od mojej woli), więc i o Strajku Kobiet się finalnie dowiedziałem. Jako, że akurat ten temat mnie zainteresował, mogłem na spokojnie o nich poczytać, dowiedzieć się jakie mają postulaty i o co walczą. Rzetelne informacje, które ciężko znaleźć w social mediach czy na czołowych portalach, gdzie zwolennicy jednej strony próbują zakrzyczeć drugą.
Szanuję osoby, które otwarcie potrafią powiedzieć, że coś ich nie obchodzi
Jeżeli chodzi o moja rutynę informacyjną, to mój feed na RSS w większości składa się z tego, co się w świecie technologii zadziało w ostatnim czasie. Drugim medium, które aktywnie odwiedzam, jest YouTube - głównie po nowości ze świata muzyki, także w kontekście nowości sprzętowych oraz znowu - ciekawostki i nowości ze świata technologii. Jeżeli chodzi o portale, to jeżeli jakieś odwiedzam, to są to lokalne strony poświęcone Warszawie - głównie dlatego, żeby się nie naciąć na jakąś niespodziewaną zmianę, jak wyłączona droga czy niedziałająca linia tramwajowa. No i, oczywiście, jak wspomniałem, sięgam po portale gdy chcę dowiedzieć się coś więcej na temat, który mnie zainteresował.
Mało? Ano, mało. Ogólnie mediom (poza pracą, oczywiście) poświęcam dużo mniej czasu niż kiedyś. I uwierzcie mi - jest zmiana na lepsze. Będąc odseparowanym od wojenek, które za tydzień stracą aktualność, ludzi, którzy bardzo chcą przekonać cię do słuszności swojej sprawy i swojego zdania oraz nieuchronnej stronniczości ukrytej pod płaszczykiem obiektywizmu (dotyczy szczególnie telewizji) nie tylko śpię lepiej, ale też - mam zdecydowanie więcej czasu i energii na inne rzeczy. Kiedyś miałem wrażenie, że osoby, które otwarcie potrafią powiedzieć, że nie interesuje ich jakiś ważny temat to ignoranci. Ludzie, za których ktoś będzie podejmował decyzję w przypadku najważniejszych wydarzeń w kraju. Dziś patrzę na to z innej perspektywy. Nie wszystko wymaga naszej uwagi, a skoro mamy jedno życie, to warto poświęcić ją na to, co naprawdę nas interesuje. W przypadku podejmowania ważnej decyzji, jak np. przy urnie wyborczej, nie będzie miało znaczenia w ilu wojnach w komentarzach na Fejsie braliśmy udział i ile razy oglądaliśmy Wiadomości czy Fakty po Faktach,
Tak jak wspomniałem, wyłączając social media, portale i telewizję, skutecznie odfiltrowujemy 90 proc. nieistotnych informacji, a te "ważne" 10 proc. i tak zawsze jakoś znajdzie drogę do naszych uszu. Wypisując się ze śledzenia wszystkich informacji zawsze na bieżąco możemy poświęcić zdecydowanie mniej czasu na zyskanie wyższej jakości wiedzy na temat bieżących wydarzeń i jednocześnie nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnym szumem.
Uwierzcie mi - jakość życia zdecydowanie idzie dzięki temu w górę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu