Przed czterema laty swoją premierę miała zupełnie nowa platforma multimedialna. Platforma, którą Google rozwija do dzisiaj i która okazała się niemałym sukcesem. W świecie nietanich smart TV i mało przyjaznych przystawek do telewizorów, Chromecast był strzałem w dziesiątkę.
Chromecast ma już 4 lata! Za co go uwielbiam i czego nienawidzę?
Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...
Przede wszystkim dlatego, że ten niewielki gadżet jest taki tani. Nawet w polskich realiach jego cena nie odstrasza, choć na szerszą dystrybucję Chromecasta w Polsce musieliśmy zaczekać. Pierwsza generacja przystawki do TV od Google trafiła do mnie ze Stanów Zjednoczonych niedługo po debiucie, a recenzja Chromecasta zwróciła uwagę wielu osób zainteresowanych niedrogim, łatwym w obsłudze urządzeniem.
Właśnie, obsługa Chromecasta. W odróżnieniu od konkurentów, jak Fire TV, Apple TV, Roku TV i wiele innych, Chromecasta nie obsługujemy dedykowanym mu pilotem. Aplikacja na smartfonie nie jest dodatkiem, który raz działa, raz nie. Sterowanie multimediami odbywa się właśnie z poziomu telefonu, a rzucenie treści na ekran i/lub głośniki to zaledwie dwa tapnięcia. Początkowo byłem zachwycony taką ideą, tym bardziej, że faktycznie nie sprawiała ona żadnych problemów. Z czasem jednak zaczęło mnie irytować ciągłe sięganie po smartfona, by móc zatrzymać, choćby na chwilę, odtwarzanie odcinka serialu.
W przypadku YouTube'a taka nawigacja i kolejkowanie klipów sprawdzają się znakomicie. Przeglądanie zasobów serwisu na telewizorze, a przede wszystkim wyszukiwanie, to istna udręka. Niezależnie od tego, czy tekst musimy wprowadzać ręcznie, czy głosowo. Na smartfonie zawsze zrobimy to szybciej i wygodniej. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy wreszcie odpocząć od komputera i telefonu - wtedy wolę po prostu wziąć do ręki pilot i nawet na niego nie spoglądając wybrać usługę VOD, a następnie film lub serial.
Chromecast audio nie ma sobie równych
Jest jednak obszar, gdzie Chromecast ma wyraźną przewagę nad klasycznym rozwiązaniem. Mówię o strefie audio i urządzeniu, które zaprezentowano wraz z drugą generacją tradycyjnego Chromecasta. Mowa oczywiście o Chromecast audio. Ten niewielki gadżet potrafi unowocześnić niemalże każdy sprzęt grający - warunkiem jest jedynie obecność złącza wejściowego i wyposażenie się w odpowiedni przewód. Wtedy bez parowania, martwienia się o zasięg i baterię naszego smartfona, tabletu czy laptopa, możemy odtwarzać bezprzewodowo muzykę w kompatybilnych aplikacjach jak Spotify czy Tidal, gdyż Chromecast łączy się bezpośrednio z internetem przy użyciu Wi-Fi. Co więcej, możemy wykorzystać kilka Chromecastów audio, by w każdym pomieszczeniu słuchać jednocześnie tego samego, kontrolując wszystko wygodnie z poziomu jednego urządzenia. Wspomnę jeden ze swoich poprzednich tekstów pisząc, że Chromecast audio jest nie do zastąpienia.
Kto się spodziewał takiego sukcesu Chromecasta?
Statystyki mówią same za siebie. W marcu zeszłego roku Chromecast stanowił aż 35% sprzedawanych urządzeń strumieniujących. Do lipca 2016 r. sprzedanych zostało ponad 30 mln egzemplarzy, więc dziś - w rok później - liczba ta jest z pewnością wyższa. Grono kompatybilnych z Chromecastem aplikacji liczyła aż 10 tysięcy (a to dane z 2014 roku). Ba, powstawały nawet gry na Chromecasta.
O tym, jak duże znaczenie dla rynku miał Chromecast potwierdzają działania innych firm, jak Amazon czy Apple. Pierwsza z nich wprowadziła na rynek Fire TV Stick - mniejszą i tańszą wersję swojej przystawki - a Apple usprawniło technologię AirPlay będący niejako odpowiednikiem Castowania w ekosystemie produktów Apple.
Od dłuższego czasu nie usłyszeliśmy niczego nowego od Google w kontekście Chromecasta. Ostatnia premiera Chromecast Ultra obsługującego rozdzielczość 4K i HDR nie odbiła się takim echem na rynku, jakiego życzyłoby sobie Google. Mimo to, firma z Mountain View powinna być zadowolona z takiego obrotu sprawy, gdyż nie sądzę, by podczas prezentacji w 2013 roku rokowania dla Chromecasta były tak pomyślne.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu