Kto by pomyślał, że temat mostu w Pilchowicach może aż tak rozgrzać społeczeństwo? Cóż, może, jeśli mamy do czynienia z sytuacją tak absurdalną.
Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz zobaczyłam jakiekolwiek wiadomości na temat mostu w Pilchowicach, zignorowałam je. Nie przyłożyłam wielkiej wagi do tematu, byłam pewna, że to jakaś zmyślona głupota, która błyskawicznie wyparuje. Niestety – pomyliłam się. Sama sytuacja jest na tyle absurdalna, że nadal trudno jest uwierzyć, że to wszystko faktycznie się dzieje. A jednak to nie żadne wymysły, to prawdziwe pomysły i realne rozmowy, na które ktoś wpadł, a one trafiły do mediów i opinii publicznej.
Hollywood na moście w Pilchowicach
Co tak właściwie się wydarzyło? Otóż nad zalewem w Pilchowicach na Dolnym Śląsku jest pewien most. Ma konstrukcję kratową, jego długość wynosi 135 metrów, a zbudowano go ponad 100 lat temu. Do tej pory był raczej lokalnym zabytkiem i ciekawostką. To nie Wawel, o którym wie każde dziecko, ale to jednak istotny punkt na mapie Dolnego Śląska. Jeszcze całkiem niedawno, bo do 2018 roku, jeździły po nim pociągi. Po zamknięciu linii kolejowej nr 283 relacji Jelenia Góra – Żagań most wyszedł jednak z użytku. Zapewne ogromna część Polski nigdy nawet nie dowiedziałaby się o jego istnieniu, nie mówiąc już o potencjalnym wznowieniu ruchu, gdyby nie... Tom Cruise.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Most miałby stać się istotnym rekwizytem najnowszej części Mission Impossible. Dla produkcji jego część miałaby zostać wysadzona w powietrze. Ministerstwo miałoby nawet dołożyć producentom 5 milionów złotych z funduszu przeznaczonego na rozwój polskiej kinematografii. Warto przy okazji pamiętać, że budżet 6. części szpiegowskiego filmu wyniósł 178 milionów dolarów, czyli ponad 700 milionów złotych. Dodam też, że za sumę 5 milionów złotych kręci się u nas pełnometrażowe filmy. Wybuch trudno byłoby też uznać za promocję naszego kraju, ponieważ w filmie most udawałby konstrukt ze Szwajcarii. Choć przyznam, że nie jestem pewna, czy uznanie, że znajdował się on nawet w samym sercu Warszawy jakkolwiek realnie przyczyniłoby się do promocji kraju. Paweł Lewandowski, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdził, że:
Ja bym się nie fiksował, że most Pilchowicki to zabytek. (...) Relikt postindustrialny. Stoi zrujnowany, nieużywany, nikt nie cieszy tym oka.
Oczywiście biorąc pod uwagę ten sposób myślenia możemy z niecierpliwością czekać na wysadzanie chociażby piramid w Gizie czy Koloseum, bo raczej nikt nie używa ich do celów, do jakich zostały pierwotnie przeznaczone. Następnie pojawiły się bardzo mgliste informacje na temat odbudowy mostu. Może i rewitalizacja nie jest korzystna, ale zbudowanie go na nowo? Czemu by nie. Niestety nie jest jasne i pewne kto, kiedy, czemu i za ile miałby to wykonać. Się po prostu zrobi.
W sieci pojawiło się multum głosów oburzenia i trudno się im dziwić. W międzyczasie ruszył też proces wpisania mostu do rejestru zabytków, aby wysadzenie go nie było już takie proste. Samo wszczęcie procedury już daje mu ochronę prawną. O samym moście do tej pory rozmawiało się głównie w urzędach i w PKP. Od początku roku trwały rozmowy PKP S.A. z marszałkiem województwa na temat nieodpłatnego przekazania odcinka linii kolejowych, na którym znajduje się most. Na pobliskiej linii 285 znajduje się wiele mostów w podobnym stanie i zbliżonym wieku do tego plichowickiego, których nikt rzecz jasna nie spisuje na straty. Zarząd Województwa Dolnośląskiego wyraźnie zaznaczył, że planuje rewitalizację linii nr 283 w ramach walki z wykluczeniem komunikacyjnym w regionie.
Podsumujmy sprawę. Wygląda na to, że ministerstwo pokusiło się na promowanie Polski w hollywoodzkim filmie, w którym nie będzie ani słowa na temat naszego kraju. Uznało też, że świetnym pomysłem będzie dołożenie do tego interesu, a nie skupienie się na przeznaczeniu pieniędzy na remont mostu, który jest w tak „koszmarnym” stanie. Nikt nie dał nikomu gwarancji właściwego remontu, trudno powiedzieć nawet jak wyglądałaby sprawa z oczyszczeniem zalewu po wybuchu. Ostatecznie okazuje się, że jesteśmy miejscem, w którym można wysadzać konkretne obiekty i będzie to tańsze niż zrobienie tego w CGI. Miejmy nadzieję, że nikt w Hollywood nie wpadnie na pomysł nagrywania filmu o Powstaniu Warszawskim, bo możemy nie nadążać z odbudowywaniem.
„To nie był ten most...”
Cała ta sytuacja to jakiś chory absurd. Brakuje tylko, aby powtórzyła się sytuacja z Nic śmiesznego. Ktoś pomyli „znak sygnał”, dojdzie do wybuchu, a kamery nawet nie będą włączone. Myślę, że żart z filmu w zupełności mieści się w sferze odchyłów od normy związanych z tą sytuacją. Nie zrozumcie mnie źle. Nie oburzam się, że te „kapitalistyczne świnie z zachodu” wchodzą na naszą biało-czerwoną ziemię i chcą tu urządzać pokaz fajerwerków, nawet nie pamiętając nazwy naszego kraju. Nie jest problemem współpraca ze studiem z Hollywood, a sposób, w jaki się odbywa, jej cel oraz idące za nią przesłanki. Chyba nie trzeba dodawać, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze? Żadne umowy nie zostały jeszcze podpisane i biorąc pod uwagę, do jakich rozmiarów urosła cała afera, już nie zostaną. Pozostaje tylko pytanie, czemu w ogóle musiało dojść do kumulacji tych bezsensów?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu