Swoją przygodę z Facebookiem rozpocząłem kilka lat temu. Po założeniu konta byłem przekonany, że moda na nowy serwis szybko minie, a w jego miejsce pojawi się kolejny. Już niedługo minie 10 lat od chwili, gdy się zarejestrowałem, a o zniknięciu Facebooka nie może być mowy. Trafiła tam nie tylko spora część moich znajomych, ale także firmy, organizacje, całe społeczności przeniosły tam swoją aktywność w dużej mierze redukując znaczenie typowych forów internetowych.
Ogólnikowo mówiąc nielubiany i nagminnie oskarżany o szpiegowanie Messenger stale zyskuje na popularności - kilka dni temu przekroczono liczbę miliarda aktywnych każdego miesiąca użytkowników. Komunikator regularnie otrzymuje aktualizacje i nowości, choć o części z nich wciąż nie wie spora część jego użytkowników. Cierpliwości zespołowi Messengera w Menlo Park nie brakuje, zapowiedziano funkcję szyfrowania wiadomości, a ich aplikacja służy ponad 100 milionom ludzi do rozmów głosowych i wideo.
Ile pomysłów, tyle możliwości
Mogłoby się wydawać, że rozwijanie i troszczenie się o niezawodność tak popularnej usługi jest wystarczającym obciążeniem dla jednego z najmłodszych miliarderów na świecie. Zbudowana przez Zuckerberga “armia ludzi” przejęła znaczną część obowiązków, podczas gdy on może pchnąć firmę w tak wiele nowych kierunków, że za coraz bardziej realną można uznać zmianę nazwy korporacji. Bezzałogowe samoloty, wirtualna i rozszerzona rzeczywistość, sztuczna inteligencja oraz smartdomy, darmowy dostęp do internetu i niezliczone technologie mające go zapewnić, boty i osobisty asystent - wyliczanie inicjatyw Facebooka zajmuje coraz więcej czasu, a można być pewnym, że lista ta jest znacznie szersza - po prostu my jeszcze nie o wszystkim wiemy.
Zuckerberg, w wywiadzie z The Verge, zdradza jednak, że nie zamierza uczynić Facebooka producentem samolotów. A przynajmniej nie w sensie komercyjnym. Jako człowiek, który połączył w sieci ponad miliard osób czuje odpowiedzialność za podłączenie do internetu kolejnych setek tysięcy osób. Na przeszkodzie stoją trzy kwestie: dostępność, koszty i świadomość. Rozwiązaniem pierwszej z nich jest właśnie Aquila (bezzałogowy samolot), który zamiast planowanych 30 minut znajdował się w powietrzu przez ponad 90. Na pokładzie nie znalazły się żaden moduły nadające, choć te są już opracowane i były testowane na ziemi - dzięki nowemu rozwiązaniu, laserom, przesył danych na dużych dystansach będzie znacznie szybsza, aniżeli przy wykorzystaniu dotychczas dostępnych technologii. Mark zaznaczył, że stosunkowo niedawno stało się dla niego bardzo jasne, że za sukces uzna połączenie całego świata, a nie 1/7 populacji. 1,6 miliarda ludzi znajduje się poza zasięgiem jakiejkolwiek technologii. Aquila ma być tańszą i wygodniejszą alternatywą dla stacji bazowych i kilometrów kabli światłowodowych. Jako przykład zastosowania są też przywoływane sytuacje nadzwyczajne, jak epidemie czy katastrofy, gdzie w mgnieniu oka pojawiłby się dostęp do sieci.
Krążące nad głową samoloty mają być jednym ze środków w osiąganiu celu, podobnie jak świadczenie darmowego dostępu do Internetu - usługa FreeBasics działająca w 42 krajach i obsługująca 25 milionów ludzi. Zawężona lista witryn osiągalnych za pośrednictwem FreeBasics spotkała się z licznymi mało przychylnymi opiniami, lecz to nie powstrzymuje Zuckerberga przed próbami zachęcania milionów ludzi do inwestycji. Najczęściej pada bowiem pytanie: jakie będą korzyści z tego, że wykupię dostęp do internetu? Jeśli ktoś nie będzie w stanie docenić możliwości, to się na taki krok nie zdecyduje - komentuje Mark. Nie ukrywa jednak tego, że w pewnym momencie telekomy, organizacje (poza)rządowe oraz nonprofit będą musiały przejąć pałeczkę - technologia opracowana przez Facebooka nie zostanie przez firmę przekształcona w typową sieć, lecz będzie licencjonowana różnym podmiotom.
Facebook na początku długiej drogi
Boty i sztuczna inteligencja, wykorzystywana między innymi przez asystenta Facebook M, to równie intrygujące projekty. Te pierwsze, jak tłumaczy Zuckerberg, są odpowiedzią na zapotrzebowanie, które wynikło z przeogromnych ilości wiadomości przesyłanych do istniejących na Facebooku profili. Czasem na wiadomość zwrotną oczekuje się od kilku godzin do kilku dni, a zadawane są często te same pytania - boty mają pomóc przyspieszeniu zdobywania informacji, choć nie tylko. Dzięki nim, teoretycznie, możemy złożyć zamówienie czy zarezerwować bilet, ale na prawidłową implementację, to znaczy umożliwiającą wykonanie tych czynności wygodniej i szybciej, przyjdzie nam jeszcze poczekać. Mark zwrócił też uwagę na fakt istnienia dwóch ścieżek rozwoju sztucznej inteligencji. Pierwsza z nich dotyczy analizy zwyczajów, nawyków, wzorców (zachowania). To może posłużyć, na przykład, do usmażenia tosta przez toster właśnie wtedy, gdy wstaniemy lub wrócimy z porannej przebieżki. Zdalne uruchomienie tego procesu nie jest problemem - pytanie nie brzmi “jak?”, lecz “kiedy?”. Druga kategoria AI odnosi się do ogólnej inteligencji, samokształcenia, o których jak na razie, zdaniem Zuckerberga, wiemy niewiele.
Oczywiście Facebook musi być także kojarzony z tematyką VR. Partnerstwo z Samsungiem i plany uruchomienia wirtualnego środowiska, z którym i w którym w interakcję będą wchodzili użytkownicy były nie lada zapowiedzią. Facebook nie bez przyczyny zdecydował się bardziej zaangażować w prace nad VR, zamiast AR - technologie i urządzenia z tej kategorii już istnieją, a świadomość wśród użytkowników oraz ich liczba rosną z każdym dniem. AR wciąż wymaga dużo pracy, nie ma odpowiedzi na zbyt wiele pytań, podczas gdy wirtualna rzeczywistość wydaje się naturalnym krokiem w rozwoju udostępnianych treści. Rozszerzona rzeczywistość to wciąż mocno eksplorowany przez Facebooka temat, jednak ta kategoria jeszcze czeka na swoją kolej - ocenia Zuckerberg.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu