Felietony

ZTE - czy producent wstanie z kolan?

Krzysztof Rojek
ZTE - czy producent wstanie z kolan?

Firma skazana na ten sam ban co Huawei powoli odbudowuje swoją pozycję na międzynarodowym rynku. Czy dzięki wieloletniemu doświadczeniu we wdrażaniu innowacji ma ona szansę wrócić do roli topowego producenta, którą okupowała przez blisko 10 lat?

ZTE - krótka historia

ZTE to firma relatywnie mało znana w naszym kraju, jednak z bogatą historią międzynarodową, której warto się przyjrzeć. Pozwoli to lepiej zrozumieć obecne poczynania producenta i fakt, że działaniom ZTE przygląda się obecnie duża część technologicznego świata. Przede wszystkim, w swojej historii firma ta miała moment (w okolicach 2010 r.), w którym odpowiadała za ok. 20 proc. sprzedaży sprzętu GSM i 7 proc. patentów związanych z mającą dopiero święcić sukcesy technologią LTE. Spółka poświęcała wtedy dużą część swoich przychodów na dział R&D, w związku z czym w latach 2011 i 2012 to właśnie ZTE przyznano najwięcej międzynarodowo uznanych patentów – jako pierwszej chińskiej firmie w historii. Naturalnym następstwem tego jest fakt, że przedsiębiorstwo wyrosło na mocnego gracza na rynku smartfonów i to nie tylko w swoim rodzinnym państwie. W 2012 r. byli czwartym największym producentem tych urządzeń na świecie. Inwestycje w R&D przekładały się też na powstające innowacje. To właśnie do ZTE należy m.in. pierwszy smartfon współpracujący z siecią GLONASS (model MTS 945), pierwszy telefon z dwoma pełnowymiarowymi wyświetlaczami (Nubia X) czy też pierwszy model z aktywnym układem chłodzenia i ekranem 144 Hz – Red Magic 5G. Jak widzimy, jeżeli chodzi o rozwój swoich produktów, to ZTE nie ma się czego wstydzić.

Dlaczego nie jest tak dobrze, jak mogłoby być?

Wydawać by się mogło, że tak dużej firmy jak ZTE nic nie powstrzyma. Jednak w okolicach 2017 r. nastąpiło tąpnięcie, po którym producentowi ciężko było się podnieść. Rząd Stanów Zjednoczonych przeprowadził bowiem śledztwo, w którym wykazał, że producent nielegalnie sprzedaje technologię swoich amerykańskich partnerów do Korei Północnej oraz Iranu. Firma musiała przyznać się do popełnienia przestępstwa i zapłacić 1,19 mld dolarów kary. Spółce nie zabroniono jednak współpracy z podmiotami z Ameryki, takimi jak Qualcomm czy Google. Przynajmniej – nie od razu. Uczyniono to dopiero w momencie, w którym rząd dowiedział się, iż pracownicy, którzy byli zamieszani w incydent nie tylko nie zostali zwolnieni, ale wręcz – uhonorowani przez zarząd. W obliczu takiej postawy na ZTE nałożony został ban bardzo podobny do tego zastosowanego w przypadku Huawei – firma nie mogła kooperować przy tworzeniu swoich urządzeń z amerykańskimi spółkami. ZTE nie dysponowało jednak takim zapleczem sprzętowym jak Huawei, a w szczególności – nie posiadało nawet namiastki ekosystemu jakim jest HMS. Dlatego też firma przyjęła inną strategię działania – wycofała się z międzynarodowych rynków i skupiła na produkcji urządzeń dla obywateli Chin. Była to dobra strategia, która pozwoliła przedsiębiorstwu przetrwać i doczekać do końca zakazu w 2018 r. ZTE było w tym czasie elementem rozgrywek pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. W ich wyniku po niecałym roku od wprowadzenia i po wpłacie kolejnej gigantycznej sumy pieniędzy przez ZTE, ban na współpracę został wycofany w odpowiedzi na ustępstwo ze strony rządu w Pekinie.

Nie był to jednak koniec problemów producenta. Konflikt ze Stanami Zjednoczonymi nie poprawił bowiem i tak niezbyt dobrej reputacji firmy. Osoby śledzące rynek technologii zapewne pamiętają, że to właśnie telefony ZTE miały wysyłać informacje o swoich użytkownikach do Chin, a w przypadku dwóch modeli udowodniono producentowi wypuszczenie na rynek smartfonu z backdoorem (ZTE Score i ZTE Skate). Firma oczywiście zarzekała się, że te działania nie były celowe. Takie tłumaczenia nie przekonały amerykańskiej administracji, która pomimo zniesienia zakazu współpracy, zdecydowała się w 2018 r. zabronić zarówno ZTE, jak i Huawei’owi, uczestnictwa w amerykańskich przetargach na sprzęt.

ZTE miało już w Polsce swój epizod

Z pewnością niektórzy kojarzą, że marka ZTE przez całkiem długi czas działała także na naszym rynku. Telefony z logo tego producenta mogliśmy bowiem nabyć już w 2011 r., jednak w związku z przyjętą przez przedsiębiorstwo strategią – były to raczej urządzenia budżetowe niż topowe modele. W naszym kraju sprzedawany był m.in. ZTE Acqua (2012 r.), ZTE Grand S (2013 r.) czy Blade G (2013 r.) Niestety, w komunikatach prasowych z tamtego okresu firma nie podawała wolumenu swojej sprzedaży. Wiemy jednak, że pomiędzy 2012 a 2013 r. nastąpił 63 proc. wzrost liczby telefonów sprzedanych w Polsce, czyniąc tym samym rodzimy oddział chińskiego producenta najbardziej efektywnym w Europie. Strategia przyniosła więc oczekiwany skutek, a ZTE kontynuowało działalność w naszym kraju aż do nałożenia zakazu w 2017 r.

Entuzjaści branży tech mogą pamiętać z tamtego okresu, że ZTE było firmą, która była bardzo otwarta na współpracę i wdrażanie na rynek nietypowych rozwiązań. Osobiście mam dwa wspomnienia związane z tym producentem. Pierwszym z nich jest Firefox OS. Zapomniany już dziś system był w 2013 przedstawiany jako realna alternatywa dla Androida i sprzedawany na urządzeniach… tak, zgadliście – ZTE. Modele Open I i II raczej nie sprzedały się za dobrze, ale nie zniechęciły zarządu chińskiej marki. Jakiś czas później bowiem ZTE zdecydowało się na współpracę z innym nietypowym graczem na rynku mobilnym – Intelem. ZTE Grand X 2 In był bowiem pierwszym modelem w którym zainstalowano mobilny procesor tego producenta. Wynik współpracy Intela i ZTE nie podbił serc i portfeli konsumentów, głównie dlatego, że ten pierwszy był wyraźnie spóźniony względem Qualcomma.To wszystko pokazuje jednak jak odważną firmą była wtedy ZTE.

Urządzenia z linii ZTE Axon dają cień szansy na lepsze jutro?

Przyznam się, że nie jestem w stanie zająć jednoznacznego stanowiska względem tej firmy. Z jednej strony bowiem mamy spółkę, która na wielu polach wyprzedzała i wyprzedza konkurencję. Z drugiej –firmę, która nigdy nie przekreśliła grubą kreską „dokonań” z przeszłości w postaci łamania prawa handlowego czy też prawa swoich konsumentów do ochrony prywatności. Niemniej jednak wiadomość o tym, że ZTE wraca na polski rynek wywołała we mnie raczej pozytywne odczucia. Tym bardziej, że producent postanowił postawić w naszym kraju na swoją linię superśredniaków Axon. W zeszłym roku zadebiutował u nas Axon 10, który zestaw Snapdragon 855 + 6GB RAM + 128 GB miejsca na pliki oferuje za kwotę 2200 zł. Taka sama konfiguracja w OnePlus 7 Pro kosztuje (wg. Ceneo) 700 zł drożej.

I tak – wiem, że OnePlus ma wiele innych zalet, jednak chodziło mi o pokazanie, jak atrakcyjnie ZTE wycenia swoje urządzenia. Jestem niezwykle ciekaw, czy równie dobrze producent wyceni jego następcę – ZTE Axon 11, który w wariancie 5G zadebiutował dokładnie tydzień temu. Na pokładzie ma on procesor Snapdragon 765G, układ graficzny Adreno 620, 6/8 GB pamięci RAM i 128/256 GB miejsca na dane. Tutaj producent dołączył już do fotowyścigu. Z tyłu mamy bowiem aż 4 aparaty -  64 Mpix f/1.89 + 8 Mpix f/2.2 (szeroki kąt) + 2 Mpix f/2.4 (makro) + 2 Mpix f/2.4 (wykrywanie głębi). W maksymalnej konfiguracji 8+256 cena urządzenia wynosi 3398 juanów, czyli niecałe 2 tys. zł. Nawet dokładając do tego podatek i marżę dystrybutora (na polskim rynku jest nim NTT, współpracujące m.in. z Oppo czy Realme), to i tak przewiduję, że cena w naszym kraju będzie dosyć atrakcyjna.

Podsumowując – czy ZTE ma szansę odrodzić się po zniesieniu zakazu? Jestem zdania, że tak. Większość konsumentów nie ma świadomości, jaką przeszłość ma producent i liczy się dla nich fakt, że za rozsądną cenę otrzymują bardzo dobrze wyposażone urządzenie. Ponadto wygląda na to, że firma nie rezygnuje ze swoich innowacyjnych zapędów (przypominam – aktywny układ chłodzenia w Nubii Red Magic to właśnie oni). Można więc powiedzieć, że kibicuje ZTE ponieważ chcę zobaczyć, co też inżynierowie spółki mają dla nas jeszcze w zanadrzu.

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu