Nowe dzieło twórców Genshin Impact pojawiło się na PC, PS5 i urządzeniach mobilnych. Sprawdziłem, czy początkowa popularność niesie za sobą dobry gameplay.
Genshin Impact rozbiło bank i stało się szalenie popularne na całym świecie. Kolorowe action RPG w stylu anime zyskało sympatię graczy głównie dzięki rozbudowanej fabule, otwartemu na eksplorację światu i przyjemnemu modelowi walki, a także możliwości grania na smartfonie równie komfortowo, co na większych platformach. Twórcy gry chcą powtórzyć ten sukces nową produkcją ze stajni MiHoYo, zmieniając jednak klimat na znacznie bardziej futurystyczny. Czy to ma rację bytu? Cóż…
Zenless Zone Zero, czyli Genshin Impact w cyberpunkowym świecie
Zenless Zone Zero przed weekendem debiutowało na PC, PS5 i urządzeniach mobilnych (iOS/Android) i w szybkim tempie trafiło na pierwsze strony branżowych portali, więc postanowiłem wypróbować ten twór po średnio optymistycznych doświadczeniach z Genshin Impact. Jako osoba głęboko wierząca w przyszłość przenośnego gamingu pobrałem Zenless Zone Zero na iPhone’a i już na tym etapie lekko się zaskoczyłem – gra wymaga bowiem ponad 20 GB wolnego miejsca (w przypadku PC ok. 50 GB). Zanim jednak przejdziemy do pierwszych wrażeń z rozgrywki, kilka słów o tym, czym w ogóle jest Zenless Zone Zero.
ZZZ to chiński action RPG z typowo slasherowymi sekwencjami walki, osadzony w futurystycznym świecie, w którym bohaterowie zmagają się z nieprzyjemnymi skutkami tajemniczego kataklizmu. Sprokurował on powstanie przestrzennych anomalii, wypełnionych różnorakimi potworami, zwanymi Etherealami. Nowe Eridu – ostatnia metropolia, która przetrwała apokalipsę – wykorzystuje zaawansowaną technologię do przeciwstawiania się przybyszom z innych wymiarów, robiąc z tego przy okazji źródło dochodu. My zaś wcielamy się w agentów-najemników, pomagających zleceniodawcom pozyskiwać drogocenne substancje. I to w teorii brzmi dość jasno i schludnie, ale w praktyce Zenless Zone Zero jawi się jako gra irytująco chaotyczna.
Pierwsza myśl po uruchomieniu? To Genshin Impact w cyberpunkowym świecie. Nie ma co ukrywać, że twórcy poszli tutaj drogą delikatnego recyklingu jeśli chodzi o mechanikę i design postaci, ale to dość typowe dla tego studia. Szybko okazuje się jednak, że w stosunku do Genshin Impact nowe na rynku Zenless Zone Zero wyraźnie odstaje. MiHoYo przeznaczyło mniejszy budżet na futurystyczną produkcję, co czuć już po samych lokacjach w grze – te po pierwszych godzinach wydają się wyraźnie mniejsze i nienastawione tak mocno na eksplorację, jak w GI. Same lokacje są jednak miłe dla oka i pełne nawiązań do kulturowych smaczków, które sympatycy gatunku z pewnością wyłapią.
Podobnie jak w Genshin Impact możemy rozwijać odblokowanych bohaterów i ulepszać ich statystyki specjalnymi przedmiotami oraz podnoszący ich poziom, dzięki czemu zyskują dostęp do nowych, lepszych umiejętności.
Zbyt przekombinowana, zbyt chaotyczna
Gra przytłacza ekranami ładowania, przerywnikami dialogowymi i komiksowymi scenkami fabularnymi. Nie jestem wybitnie doświadczonym graczem Genshin Impact, ale czułem tam znacznie więcej swobody w działaniu, niż w przypadku Zenless Zone Zero. Podpisuję się też pod powszechną krytyką mechaniki ekranów, czyli dziwnego systemu poprzedzającego dołączenie do misji czy nowej lokacji. To coś w stylu namiastki dwuwymiarowego dungeon crawlera, polegającego na przesuwaniu stworka Bangboo między ekranami w poszukiwaniu danego przedmiotu, przecinane wymuszonymi przenosinami na arenę walki.
Nie wiem kto wpadł na taki pomysł i jaki miał w tym cel, ale to niepotrzebne urozmaicenie tylko sztucznie wydłuża czas przed ekranem i denerwuje swoją pokrętną mechaniką. Dopiero gdy uda nam się uporać z tą atrapą logicznej zagadki możemy przenieść się do akcji, która w końcu okazuje się długo wyczekiwanym plusem, ale…
Dynamiczny system walki sprawia frajdę, ale szybko się nudzi
System walki w Zenless Zone Zero początkowo zaskakuje dynamicznością, płynnością i dobrą pracą kamery. Sęk w tym, że po kilku starciach zaczyna robić się monotonnie i zbyt arcade’owo. W Genshin Impact skomponowanie dobrze dobranego zespołu było niezbędne – w ZZZ widać, że gra została skierowana do bardziej casualowego gracza, choć system płynnego przełączania się między różnymi bohaterami z aktualnej kolekcji jest zbliżony do GI. Trzeba jednak zaznaczyć, że ta mechanika może się podobać, bo jest atrakcyjna dla oka, a w ręce graczy twórcy oddali różne sposoby walki w zwarciu lub na odległość, więc każdy znajdzie tutaj coś dla siebie – wybór bohatera to jednak kwestia preferencji, a nie wymogu narzucanego przez zbyt wymagających przeciwników.
Skoro mowa o płynności, to muszę wspomnieć, że Zenless Zone Zero cechuje się poprawną optymalizacją na iPhone 15 Pro – spadki poniżej 60 klatek były rzadkością. Jeszcze lepiej jest na PC, gdzie możliwe jest ustawienie nielimitowanej liczby FPS, więc przynajmniej pod tym względem nowy hit MiHoYo spisuje się dobrze. Pamiętajmy jednak, że to gra domyślnie skierowana na urządzenia mobilne, więc zadowalające osiągi na dużych platformach powinniśmy traktować jako formalność.
50 milionów graczy – ale na jak długo?
Czy Zenless Zone Zero będzie hitem na miarę Genshin Impact? Szczerze w to wątpię. Fakt, produkcja może pochwalić się 50 milionami graczy na liczniku po kilku dniach od premiery, ale w przypadku chińskich gier mobilnych taki wynik trzyma się jeszcze w granicy normalności. Wnosząc jednak po dość mieszanych opiniach graczy i własnych obserwacjach pokuszę się o stwierdzenie, że boom na Zenless Zone Zero minie stosunkowo szybko – nie oznacza to, że twórcy będą narzekać na całkowity brak zainteresowania. MiHoYo udało się bowiem stworzyć całkiem obszerne grono oddanych graczy, jednak nacisk na bardziej ograniczoną rozgrywkę, mniejsze lokacje i arcade’owy system walki może zniechęcić hardcorowych graczy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu