Środa. Środy są najgorsze. Zbyt wcześnie by zapomnieć o poniedziałku i zarazem ciągle daleko do piątku. Wchodzisz do mieszkania, rzucasz w kąt torbę i...
Zbrzydło mi trochę granie na PC
Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...
Środa. Środy są najgorsze. Zbyt wcześnie by zapomnieć o poniedziałku i zarazem ciągle daleko do piątku. Wchodzisz do mieszkania, rzucasz w kąt torbę i jesz jakiś szybki obiad. Potem równie szybka decyzja: jak dziś się relaksujemy? Na zewnątrz ciągle pada, na Kindle'u żadnych nowych książek, a wszystkie seriale z tego tygodnia już obejrzane. Pozostają dwie opcja: pecet albo konsola. No i wygrywa konsola.
Jestem graczem - trudno tego nie zauważyć na Antywebie. Wychowałem się 16-bitowej konsoli Sega Mega Drive, co miało swoje jasne i ciemne strony. Przykład? Wszystkie dzieci w okolicy miały Pegasusy i żółte dyskietki. Moje były czarne i nie było z kim się wymieniać (jakkolwiek by to brzmiało). Potem dostałem pierwszego peceta i świat nabrał innych kolorów. Mój gust ukształtowały RTS-y, izometryczne RPG-i i turówki pokroju HoM&M i Battle Isle. To był piękny czas, który upływał pod znakiem CD-Action, gier z bazaru i niebieskich pudełek z grami z serii eXtra Klasyka. Przesiąkłem tym na tyle, by z czystym sumieniem nazywać siebie pecetowcem z krwi i kości.
Xboksa One mam krótko - od września ubiegłego roku. PlayStation 4 trafiło do mnie jeszcze później bo w grudniu. To moje pierwsze konsole od czasów wspomnianej Segi Mega Drive. Łapię się na tym, że po całym dniu w redakcji są one zdecydowanie atrakcyjniejszym wyborem niż pecet. I nie przeszkadza nawet fakt, że gier na konsole mam kilkanaście, a tych na Steamie kilkaset. Komputer zaczął przegrywać.
Bynajmniej nie dzieje się tak z powodu słabej konfiguracji. Na moim Acerze V17 Nitro idzie aktualnie wszystko. Core i7 z 8 GB RAM-u i GeForce 860M dają sobie spokojnie radę z najnowszymi tytułami na średnich lub wysokich detalach. Powodem nie jest też brak gier - przecież wyszły ostatnio takie perełki, jak Pillars of Eternity, Grey Goo czy Cities: Skylines. Jest też Football Manager 2015, przy którym przegrywałem zawsze życie. Na brak atrakcji narzekać nie mogę.
Problemy techniczne? Też nie. Wiem, że podstawowym argumentem konsolowców jest to, że gra po włożeniu do napędu od razu działa. Guzik prawda - najpierw się instaluje i pobiera kilka gigabajtową aktualizację. To samo robi na Steamie. Odkąd mam mojego V17 Nitro właściwie każda gra uruchamia się bez problemów. W tle działa sobie sprytny programik GeForce Experience, który automatycznie optymalizuje ustawienia grafiki pod kątem mojego sprzętu i aktualizuje sterowniki. Wcześniej było różnie - na Vostro 3450 Radeon wiecznie sprawiał problemy i, paradoksalnie, stabilniej działał po podkręceniu mu zegarów. Sterowniki trzeba było natomiast przeinstalowywać średnio raz w miesiącu. Trochę już o tym zapomniałem. Przyzwyczaiłem się do dobrego. A nawet jeśli gdzieś pojawia się problem, to po tylu latach grania na PC potrafię szybko zlokalizować źródło i go rozwiązać.
O co zatem chodzi? Mam tyle fajnych i nowych gier na Steamie, a siedzę z padem i tłukę w mniej lub bardziej udane remastery, których ostatnio mamy prawdziwy urodzaj. Sam się długo nad tym zastanawiałem. Powód okazuje się banalny. To nie granie na PC mi zbrzydło, jak by sugerował tytuł, a po prostu pecet mi zbrzydł. Po całym dniu siedzenia w redakcji przed komputerem, po powrocie do domu potrzebuję zmiany. Gdy patrzę na tak samo (no, prawie) wyglądający fotel i niemal identyczne, czarne ramki wokół ekranu (nie ma znaczenia, że ten w redakcji ma 13", a ten w domu 17"), automatycznie przestawiam się w tryb pracy i cały czar pryska.
Z konsolą jest inaczej. Tutaj jest wielki, 40-calowy TV i kanapa przed nim. Bezprzewodowy pad nie krępuje ruchów, więc mogę przyjąć nawet najbardziej egzotyczną pozę. Podłączyć PC do telewizora i kupić pada? Mam to już, dzięki tabletowi Nvidia Shield z naprawdę genialnym gamepadem. To nie do końca to samo (choć pełni rolę częściowego remedium). Gry na konsole wydają się jakieś... prostsze. W Pillars of Eternity muszę czytać setki tysięcy znaków. W Football Managerze staję na rzęsach, żeby moja taktyka zadziałała i dała mi miejsce w górnej części tabeli. Tutaj znajduję produkcje, gdzie jedyne, co muszę zaangażować to dwa palce - jeden na lewego analoga, a drugi na przycisk A. Konsola mnie odmóżdża.
Ta argumentacja może wydawać się banalna. Mam jednak wrażenie, że jest jedynym powodem, dla którego tak chętnie przedkładam konsolę nad PC. Wychodzi na to, że muszę w redakcji zacząć pisać na konsoli, żeby w domu znów grać na pececie. ;)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu