Startups

Zapłać, by nie płacić – nowy startup zarabia na polskich grzeszkach?

Marcin M. Drews

Dziennikarz, pisarz, nauczyciel akademicki, specja...

Reklama

Od czasu, gdy przeczytałem, że księża w Stanach Zjednoczonych korzystali z ubezpieczeń od pedofilii, nic nie jest w stanie mnie zadziwić. Dlatego nie ...

Od czasu, gdy przeczytałem, że księża w Stanach Zjednoczonych korzystali z ubezpieczeń od pedofilii, nic nie jest w stanie mnie zadziwić. Dlatego nie mrugnąłem nawet okiem, gdy dotarła wczoraj do mnie informacja o polskich ubezpieczeniach od mandatów. Przyznaję jednak, że świat kroczy w dziwnym kierunku, skoro - miast przestrzegać prawa - stajemy na głowie, by je obejść. Polska ma w tej materii długą, niechlubną tradycję, która właśnie wkroczyła do świata sieci i startupów. Jeśli Facebook doda przycisk "nie lubię tego", z chęcią kliknę, bo ktoś tu chyba przekroczył granice.

Reklama

Czas przyznać otwarcie - jesteśmy narodem rozpasanym, który prawa przestrzegać nie lubi. Wystarczy miejski nakaz zbierania psich kup, żebyśmy podnosili larum i oskarżali władze o totalitaryzm. Jeszcze bardziej nie lubimy płacić - na przykład za wywóz śmieci. Wolimy klasyczną polską segregację odpadów: szkło do lasów iglastych, plastik do liściastych.

Prawo i podatki to dwaj najwięksi wrogowie każdego Polaka. Wrogów tych nasyła zawsze wredna władza. Lata temu, za czasów prezydenta, co to choroby z Filipin przywoził, mój wierzący i praktykujący kolega przyznał mi się, że oszukuje państwo na podatkach, ale sumienie mu na to pozwala, bo w kraju rządzą bezbożni komuniści.

Do dziś niewiele się w tej materii zmieniło. Statystyczny Polak, prując autem 200 km na godzinę po wiejskiej drodze, gdzie jak byk stoi znak ograniczenia do 30, po otrzymaniu mandatu za przekroczenie dopuszczalnej prędkości natychmiast przedstawi teorię spisku Tuska i Putina, którzy chcą wymordować wszystkich polskich pobożnych kierowców. Mandat za jazdę po pijaku to też złodziejstwo ze strony państwa - w końcu, żeby pojechać, trzeba zatankować, a dobry humor w płynie to nie grzech!

Niestety, i samo państwo swą polityką fotoradarową nie pomaga w przestrzeganiu prawa, zamieniając ruch drogowy w uliczną farsę obliczaną na zarabianie pieniędzy. Ale to osobna sprawa związana z poziomem IQ w parlamencie. Temat rzeka...

Nic więc dziwnego, że pojawił się w sieci startup, który jawi się jako wyjątkowo kontrowersyjny, choć zgodny z prawem sposób zarabiania szmalu. Serwis, którego nazwy podawać nie zamierzam, a którą i tak sami sobie "wygooglujecie", miast edukować, utwierdza nas w "polaczkowatości" hasłem: NIE PŁAĆ MANDATÓW. Dobre, chwytliwe! Jeśli jeszcze dołożyć do tego publikowane na Facebooku przez startup memy wyśmiewające policję, sukces gwarantowany!

Normalnie boki zrywać - uśmiałem się tak, że muszę bieliznę zmienić. A wszystko to firmowane przez... kancelarię prawną. Jest coś w tym starym przysłowiu, które mówi, że żaden prawnik nie pójdzie do nieba, póki choć jedno miejsce w piekle jest wolne...

Reklama

Na jakiej zasadzie ów startup działa? Metoda jest prosta jak drut. Zazwyczaj martwisz się odpowiedzialnością finansową za tak zwaną ciężką stopę. Lubisz często przydepnąć, a tu ciągle kontrole, fotoradary, irytujący policjanci z drogówki, a do tego punkty karne! Płacisz więc i klniesz. A przecież możesz tego uniknąć... Czego? - zapytasz. Nałogu przekraczania prędkości? Nie, nic z tych rzeczy. Uniknąć możesz wyrzutów sumienia z powodu straconych w ten sposób pieniędzy. W jaki sposób? Wystarczy, że co miesiąc opłacisz stosowną składkę, a startup ureguluje należności za prawie wszystkie Twoje mandaty.

"Ubezpieczyciel" gwarantuje rekompensatę nawet do 36 mandatów rocznie, 1000 złotych za pojedynczy mandat. Jednak ta opcja będzie nas kosztowała bardzo dużo – 350 złotych miesięcznie. Zdecydowanie jest to abonament dla osób, które nie znają przepisów ruchu drogowego lub łamią je z premedytacją. Ale to nie jedyny wariant. Do wyboru są znacznie tańsze pakiety. Od 35 złotych miesięcznie, serwis może pokryć do 100 złotych każdorazowy, gdy dostaniemy co najwyżej trzy mandaty w miesiącu. (źródło: onet.pl)

Reklama

Mało tego, za punkty karne startup przyzna Ci nagrody, niczym w supermarketowym programie lojalnościowym!

Już 17 listopada zostanie ogłoszony oficjalny regulamin konkursu "Wymieniaj punkty karne na nagordy". Na czym będzie polegał konkurs? W ramach konkursu "Wymieniaj punkty karne na nagrody" osoby, które wyrażą chęć uczestnictwa i zgłoszą swoje punkty karne zarejestrowane w serwisie (...) do konkursu otrzymają nagrody. Pula nagród oraz progi punktowe zostaną ogłoszone wkrótce.

Zabawne? Mnie nie śmieszy... Przy całej niechęci do "ulicznej" działalności zarobkowej służb mundurowych, która przybiera czasem formy patologiczne, jestem absolutnie przeciwny bagatelizowaniu zjawiska piractwa drogowego i zamienianiu go w zabawę. Co dalej? Może startup, który pomoże nam unikać odpowiedzialności za bicie żony? No bo czemu nie? W końcu skoro mamy prawo do ciężkiej nogi, możemy też mieć ciężką rękę, prawda?

Nawet jeśli osobiście nie pałam wielką miłością do służb mundurowych, muszę przyznać rację Mariuszowi Ciarce, rzecznikowi prasowemu Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie:

Niech nas nie zwiedzie pomysł takiego funduszu paraubezpieczeniowego. Za brawurową jazdę i łamanie przepisów powinniśmy brać odpowiedzialność. Nawet najlepszy fundusz gwarancyjny, nie zrekompensuje nam kosztów moralnych, które poniesiemy za spowodowanie wypadku i zabicie na drodze osoby. I co z tego, że trochę możemy zaoszczędzi, życie ludzkie jest bezcenne - mówi Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji. (źródło: onet.pl)

Reklama

Oczywiście cała ta inicjatywa "ubezpieczeniowa" nielegalna nie jest. Przeciwnie, startup ten jest całkowicie zgodny z prawem. W czym więc problem? W wątpliwym tle etycznym, w upowszechnianiu wzorca "grzesz, ale płać, to będzie ci odpuszczone". A tymczasem:

I nie jest to wymysł Donalda Tuska, który w przerwach między organizowaniem zamachów lotniczych osobiście stawia nam pod domem dziesiątki fotoradarów... Możemy wszyscy się śmiać, trąbić "krawężnikom" z drogówki na nosie, ale prędzej czy później nagle przestaje być śmiesznie. Na przykład w takim momencie:

Macie pełne prawo nie zgadzać się ze mną i polubić tę wyjątkowo oryginalną inicjatywę. Niestety, w tym wszystkim gubi się rzecz najważniejsza - bezpieczeństwo, zdrowie, życie...

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama