Felietony

Zamieszanie wokół "Dead Space'a 3" okazją do obnażenia nieudolności polityki EA

Karol Kopańko
Zamieszanie wokół "Dead Space'a 3" okazją do obnażenia nieudolności polityki EA
1

„Dead Space 3” jaki jest każdy kto grał wie. Horroru w nim nie ma za grosz, za to są oskryptowane walki, przewidywalna fabuła i ogólna liniowość, które razem powodują, że gra tak naprawdę stanowi krok wstecz, zwłaszcza w stosunku do świetnej pierwszej części, wywołującej niekiedy gęsią skórkę. Jak n...

„Dead Space 3” jaki jest każdy kto grał wie. Horroru w nim nie ma za grosz, za to są oskryptowane walki, przewidywalna fabuła i ogólna liniowość, które razem powodują, że gra tak naprawdę stanowi krok wstecz, zwłaszcza w stosunku do świetnej pierwszej części, wywołującej niekiedy gęsią skórkę. Jak na razie gra sprzedaje się gorzej niż poprzedniczki i zdecydowanie słabiej niż EA mogło się spodziewać. Doprowadziło to do powstania medialnej plotki traktującej o skasowaniu serii i zamknięciu studia developerskiego Visceral Games. Informacja ta wywołała burzę w branży i stanowcze dementi „Elektoników”, które nawet posunęło się do oskarżeń o udostępnianie nieprawdziwych informacji.

Czy mamy więc sytuację podobną do TEJ, kiedy jeden z fanów podając się za wiarygodne źródło, doprowadził do tego, że wymyślona przez niego informacja obiegła cały świat. Okazuje się, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana.

Zacznę od faktu, że zakończenie „Dead Space’a  3” pozostawiało graczy z mocnym uczuciem niedosytu, zapowiadając jednocześnie z dość dużą dawką prawdopodobieństwa dokończenie historii w następnej części. Tym bardziej się zdziwiłem, gdy moim oczom ukazała się następująca wiadomość na stronie Videogamera: „EA przerywa produkcję Dead Space 4”.

Serwis opierając się na doniesieniach anonimowego informatora donosił, że niewiele brakowało nawet do skasowanie trzeciej części, z której wycięto wiele elementów tak, aby rozgrywka stała się jeszcze bardziej przystępna (czytaj: „wytnijcie elementy horroru, a wrzućcie więcej walki”). Developer gry, studio Visceral Games był zmuszony obniżać koszty produkcji, a związane to było z naciskami ze strony Electronic Arts.


https://www.youtube.com/watch?v=71MZlPqChX4

Po premierze „Dead Space’a 3” sytuacja przybrała tak niekorzystny obrót, że do projektowania „czwórki” wydzielono niewielki zespół, który później, gdy na jaw wyszła słaba sprzedaż najnowszej części, został zlikwidowany. Serwis podawał także, że los samego Visceral Games wisi na włosku.

Tyle od Videogamera, i jak możecie się domyślać to nie koniec historii, gdyż w tym momencie na scenę wkroczyło EA, broniąc swojej marki. Można się domyślać, że niepochlebne newsy i informacje o końcu przygód Isaaca Clarke’a mogły wpłynąć negatywnie na zaufanie klientów, a tym bardziej na sprzedaż gry, która może nie jest już „świeżynką”, ale miesiąc po premierze machina marketingowa wciąż stara się kręcić.

Głos zabrało (a właściwie „zaćwierkało”) trzech kluczowych dla procesu produkcyjnego serii „Dead Space” pracowników ElectronicArts. Jako pierwszy uczynił to Dino Ignaccio, główny projektant interfejsu: „Doniesienia o naszej śmierci są przesadzone. Trzymajcie rękę na pulsie”. Następny był Ian Milham, pełniący funkcję dyrektora kreatywnego EA, który kiedyś był dyrektorem artystycznym u producenta gry, Visceral Games. Oskarżył on wprost  Videogamera o publikowanie nieprawdziwych informacji, a cały artykuł nazwał „bzdurą”. Gdy sytuacja serwisu stałą się nieciekawa, do akcji włączył się Eurogamer, który przepytał rzecznika prasowego „Elektroników”. Jak można się było spodziewać jego słowa nie odbiegały znacząco od linii prezentowanej przez obydwu wcześniej cytowanych panów, gdyż odpowiedz brzmiała: „Mimo, że wciąż nie ogłosiliśmy oficjalnie wyników sprzedaży „Dead Space’a 3”, to gra przynosi nam dumę i pozostaje dla nas ważną marką”.

Na ten moment sprawa wydaje się dosyć klarowna, gdyż polegać może jedynie na wprowadzeniu w błąd czytelników i działaniu na szkodę wizerunku dystrybutora, jednak prawdziwa afera miała dopiero wybuchnąć. Po ostrych słowach skierowanych w stronę Videogamera przez Petera Moore, pracownika wysokiego szczebla Electronic Arts, sami oskarżeni postanowili w końcu zacząć się bronić. Zapoznajcie się jednak najpierw z forumowym wpisem Moore’a:

Standardowy, tandetny przepis na dziennikarstwo internetowe, który kieruje się tylko zwiększeniem liczby kliknięć, co prowadzi do zwiększenia zysków z banerów reklamowych. Wymyśl historię wykorzystując "anonimowego informatora", opublikuj ją rano, dodaj litery "EA", a potem stań z tyłu i ciesz się z flame'u przeradzającego się w zyski.

Moje słowa były uczciwe i wymierzone bezpośrednio w serwis VideoGamer. Nie chodzi mi o odrzucenie opinii graczy (otrzymujemy je w ogromnych ilościach codziennie i na bieżąco wyciągamy z nich wnioski), a o sfabrykowanie informacji w celu wywołania kontrowersji i zwiększenia czytelnictwa.

Jednak dopiero odpowiedz Videogamera rzuca na sprawę nowe światło. Podobno EA było poinformowane o chęci opublikowania takiego wpisu, kilka dni przed tym jak ujrzał on światło dzienne na tysiącach ekranów czytelników. Serwis utrzymuje nawet, że na prośbę londyńskiego oddziału Electronic Arts został on opóźniony. Brytyjczycy chcieli kupić sobie trochę czasu na skontaktowanie się z centralą w celu wystosowania jednolitego stanowiska, którego lakoniczność jest tak znamienna, że można się zastanawiać czy sprawie poświęcono wystarczająco dużo czasu i uwagi: „nie komentujemy plotek i spekulacji”.

Wobec takiego stanowiska, serwis postanowił opublikować artykuł, co samo w sobie było dość ryzykowne. I poskutkowało tym, że dziennikarze innych branżowych portali otrzymali od działu komunikacji korporacyjnej EA informacje, że doniesienia Videogamera są fałszywe. Dlaczego więc „Elektronicy” nie mogli zdusić tych informacji w zarodku, skoro taka możliwość została im dana. Na całej sprawie najmocniej, choć niesłusznie ucierpiał autorytet serwisu, broniony w poniższym oświadczeniu:

VideoGamer nigdy nie opublikowałby informacji od informatora, którego tożsamości nie moglibyśmy zweryfikować lub uznalibyśmy, że nie jest wiarygodny. Korzystamy z naszych wewnętrznych kanałów, by sprawdzić słowa naszego informatora i mając obowiązek ochrony jego tożsamości podpisujemy się pod jego wypowiedziami. Chcielibyśmy podkreślić, że opublikowaliśmy tekst w dobrej wierze, podejmując odpowiednie kroki tak wobec EA, jak i naszego źródła, by upewnić się, że news jest prawdziwy i dobrze zaprezentowany. Znaleźliśmy się w kłopotliwej sytuacji, gdy EA zmieniło swoje pierwotne stanowisko, zwłaszcza, że firma mogła wyjaśnić sytuację przed publikacją VideoGamera. Stanowczo nie zgadzamy się z oskarżeniami o fabrykację newsów.

Moim zdaniem polityka Electronic Arts w stosunku do graczy, ale także mediów internetowych od jakiegoś czasu ostro pikuje, a dział PR nieustannie strzela sobie samobóje, które na szczęście dla firmy nie przeradzają się często w głośnie afery. Kiedyś EA kojarzyła się z przyjazną firmą, reagującą żywo na komentarze fanów, teraz jednak po przypięciu jej łatki „korporacja”, stała się po prostu bezduszną machiną do zarabiania pieniędzy, w której nie wszystkie śrubki są dokręcone tak jak trzeba.

Foto 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu