Rynek domen staje się coraz bardziej zatłoczony -- a co najgorsze, tym samym otwiera się wiele nowych miejsc do nadużyć dla przestępców.
Po otwarciu rynku domen nawet Microsoft, Google i Facebook nie nadążają wykupować ich wszystkich
Internet to dziwne miejsce. Miejscami piękne, miejscami przerażające. W wielu okolicach jest też najzwyczajniej w świecie niebezpieczne -- a pułapki kryją się niemal na każdym kroku. Kilka lat temu wspominałem chociażby o domenach wykorzystujących niemal identyczne znaki jak alfabet łaciński. Niemal -- bo tak naprawdę korzystają one na wizualnym podobieństwie liter i przekierowują użytkowników do scamów:
Jeden ze specjalistów ds. bezpieczeństwa w firmie Wandera dodaje, że w ostatnich miesiącach widać ogromny wzrost „oszukańczych” domen — wiele z nich korzysta z systemu punycode. A specjaliści zauważyli też zwiększoną liczbę phishingowych ataków, które przeprowadzane są na urządzeniach mobilnych — rozmaite linki i wiadomości serwowane są wewnątrz aplikacji, a — jak już wspominałem — na mniejszych ekranach jeszcze trudniej dostrzec szczegóły na pasku adresu.
Wówczas to specjaliści bili na alarm i mówili, że aż 27% przebadanych domen to scam. Ale że internet cały czas się rozrasta, a nowych domen przybywa, to też sytuacja nie robi się o wiele ciekawsza. Dziś rano natknąłem się na ciekawą historię o zakupie domeny netflix.soy. I uprzedzając złośliwości, nie chodzi o soję (ani nawet ulubione mleko sojowe ;), a hiszpańskie wyrażenie "ja jestem".
Obecnie domen jest na świecie na tyle dużo, że nawet najwięksi nie są w stanie wykupić ich wszystkich. Według eksperymentu o którym wspominałem -- zakup domeny netflix.soy nie stanowił żadnego problemu. Po sprawdzeniu dostępności rozmaitych domen dla gigantów takich jak na przykład Google -- okazało się, że i tam znajdzie się kilka wolnych miejsc -- m.in. google.gi. Zakup gibraltarskiej domeny okazał się jednak niemożliwy ze względów... narodowościowych. Kupić je mogą wyłącznie lokalsi -- a odmowa przyszła bazując na lokalizacji kupującego. Prosty skrypt pozwolił mu jednak odnaleźć więcej wolnych domen z popularnymi markami na pierwszym planie -- chociaż wierzę, że te byłyby dla użytkowników nieco łatwiejsze do wykrycia w przypadku ataków phishingowych. Dlaczego? Same domeny bowiem nie wykorzystują znaków alfabetu łacińskiego, a hebrajskiego (.קום), chińskiego (.网站) oraz japońskiego (.みんな). W ten sposób udało się bez większych problemów zakupić google.קום, facebook.网站 oraz microsoft.みんな. Wyglądają profesjonalnie i jestem przekonany, że nie brakuje użytkowników, którzy daliby się na to nabrać przy odpowiednim odtworzeniu stron z loginami do usług Google, Facebooka i Microsoftu. A przecież na tym jeszcze nie koniec -- bo w dobie rejestracji własnych domen (tj. końcowek domen), można pójść o krok dalej i wykorzystać opisywaną wcześniej kwestię oszukańczych końcówek z systemem punycode, a wtedy sprawy staną się jeszcze bardziej skomplikowane. Wtedy to pomysły na tworzenie list zaufanych serwisów które warto odwiedzać i gdzie można się bezpiecznie logować wcale nie będzie tak kuriozalnym pomysłem, jak mogłoby się wydawać jeszcze kilka lat temu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu