VOD

Zabójca – psychika mordercy od zaplecza w mrocznym thrillerze z Michaelem Fassbenderem

Patryk Koncewicz
Zabójca – psychika mordercy od zaplecza w mrocznym thrillerze z Michaelem Fassbenderem
Reklama

Jeden chybiony strzał sprawia, że życie tytułowego zabójcy wywraca się do góry nogami. W pogoni za zemstą musi postępować wbrew własnemu kodeksowi.

David Fincher na ponurych thrillerach zna się jak mało kto – to spod jego reki wyszło takie tytuły jak Zodiak, Dziewczyna z pociągu czy Siedem, jednak w jego najnowszym filmie, zamiast ścigać mordercę, wcielimy się w jego rolę i zatopimy w mrocznych zakamarkach psychiki płatnego zabójcy. Profesję hitmana poznamy od podszewki, dowiadując się, że jedną z największych trudności tego „zawodu” jest walka z… nudą.

Reklama

Ofiara własnego profesjonalizmu

Jeśli po netfliksowym Zabójcy oczekujecie stosów trupów, dynamicznych pojedynków i akcji pędzącej niczym Usain Bolt, to muszę rozczarować Was już na samym początku. To nie John Wick, choć „Baba Jagę” i postać graną przez Michaela Fassbendera łączy wbrew pozorom więcej, niż mogłoby się wydawać. Mordowanie na zlecenie nie stanowi dla nich większych trudności – co innego walka z samym sobą. To ona bowiem popycha zabójców do popełniania błędów, a te sprawiają, że metodyczność i profesjonalizm sypią się jak domek z kart.

Źródło: Netflix

Zabójca nie legitymuje się jednym nazwiskiem – ma ich wiele, a personalia widoczne na podrobionych paszportach są zależne od podejmowanego zlecenia. To, które obserwujemy w pierwszych minutach filmu, w zasadzie niczym szczególnym się nie wyróżnia – standardowa robota, cierpliwe przygotowanie, jeden strzał i po kłopocie. Sęk w tym, że nawet profesjonaliście czasem zdarza się popełniać pomyłki, choć wydawać by się mogło, że wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Które to już zlecenie? Setne? Tysięczne? To nie ma znaczenia, bo przywiązanie do liczb i sentymentalne podejście do wyników tylko rozprasza, a będąc płatnym zabójcą na nieuwagę pozwolić sobie nie można. Co więc poszło nie tak, że w jeden moment szlag trafił tygodniowe przygotowania? Ciężko stwierdzić, ale ten chybiony strzał rozpętał burzę, która za Zabójcą ciągnąć będzie się do ostatniego świadka.

Nie ulegać emocjom, nie zatrzymywać się, zaakceptować powtarzalność

Zasiadając do seansu musicie mieć na uwadze, że nowy thriller Finchera rozkręca się bardzo powoli. To teatr jednego aktora, w którym poznajemy metodykę działania płatnego mordercy. Na początku wspomniałem o nudzie nie bez powodu – to wydaje się największym wyzwaniem, bo perfekcyjne zabójstwo wymaga cierpliwych obserwacji, spokojnej analizy otoczenia, konsekwentnego trzymania się planu i odporności na stres. Wszystko to zaś można zamknąć w słowie „czas”, bo to właśnie on – płynąc powoli – wykuwa profesjonalizm niczym kowal. Tytułowy Zabójca powtarza reguły jak mantrę, by nie ulegać emocjom, nie zatrzymywać się i zaakceptować powtarzalność. Ten wewnętrzny dialog dudni niczym nieformalny narrator opowieści, jednak nawet pomimo doświadczenia okazuje, że nie tak łatwo jest trzymać się własnych zasad.

Źródło: Netflix

Można by rzec, że głównym motywem Zabójcy jest zemsta, bo to pozornie stanowi główny motor napędowy trzech z czterech rozdziałów filmu. Widzieliśmy to już przecież wiele razy – chłody cynik ze smykałką do zabijania zsyła na bliskich zemstę ludzi, których lepiej nie znać. Jednak o ile głównym interesem postaci granej przez Michaela Fassbendera jest faktycznie pomszczenie krzywd ukochanej osoby, tak nie sposób nie odnieść wrażenia, że Zabójca ma w sianiu zamętu także podprogowy interes. Zemsta wymaga bowiem notorycznego łamania własnych zasad, otwartej walki, zostawiania śladów i rzucania na siebie światła, choć do tej pory tak bardzo starał się pozostawać w cieniu – niczym wyjazd służbowy dla pracownika korporacji przykutego do biurka przez większość roku. Choć brzmi to być może absurdalnie, pogoń za zemstą stanowi dla Zabójcy wyrwanie się z monotonii, a to jeszcze mocnej podkreśla spaczenie umysłu, który pociąga za jego sznurki. Wszystko to okraszone jest wewnętrznymi rozterkami, upartym przekonaniem, że spokojem bałagan można jeszcze naprawić.

Powolność, która może odrzucać

W nowym filmie Finchera – oprócz gęstej atmosfery – warto docenić także zdjęcia i montaż. Film kręcono w Chicago, Nowym Orleanie, Paryżu i na Dominikanie w sposób wręcz melancholijny, powolny i z dużym naciskiem na statyczne kadry, zwłaszcza w początkowych fragmentach. Dobrze komponuje się to z charakterem Zabójcy i metodyką działania, opartą właśnie na cierpliwości i samokontroli.

Źródło: Netflix

Ta powolność może odrzucać osoby, które spodziewały się dynamicznego akcyjniaka i fakt – niektóre sceny obserwacji, śledzenia ofiar oraz przydługich rozmyślań bohatera mogą nużyć, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że film trwa niespełna dwie godziny. Jednak jeśli otworzymy się na tą koncepcję, to otrzymamy może nie kawał wybitnego kina, ale porządnie skrojony, gęsty thriller w typowo Fincherowskim stylu. Nie jest to dzieło tej samej jakości co Zodiak i trzeba to podkreślić. Fani gatunku będą jednak w zupełności usatysfakcjonowani.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama