Spotify

Za co lubię, a za co uwielbiałbym Spotify

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

53

Należę do grupy osób niepotrafiących wyobrazić sobie dnia bez usłyszenia choćby jednego z ulubionych utworów. To po prostu niemożliwe. Ułatwiają to serwisy streamingowe dostępne na desktopach i urządzeniach mobilnych. Wśród nich korzystam z dwóch: Spotify i Tidala. Za co uwielbiam Spotify, a czego mi brakuje?

Kocham muzykę. Nagminnie odwiedzam sklep iTunes, wertuję kategorie i playlisty w usługach streamingowych, przechadzam się między regałami z kompaktami i winylami w poszukiwaniu nowości i perełek. Nie jest łatwo śledzić tylu lubianych artystów. Mogłoby się wydawać, że przy tak dużej liczbie serwisów i usług będzie to naprawdę możliwe. Niestety, spośród wszystkich serwisów tylko Spotify oferuje funkcję obserwowania artystów. To pozwala otrzymywać powiadomienia o nowych wydawnictwach, ale tylko w aplikacji na desktopie - nie wiedzieć czemu mobilne wersje Spotify do tej pory nie zostały wyposażone w system powiadomień. O utworzeniu dedykowanej mi playlisty chciałbym dowiedzieć się, gdy tylko będzie dostępna, a nie po otwarciu aplikacji. I to tylko wtedy, gdy odwiedzę ekran główny, gdzie widnieje o tym fakcie informacja.

Zostawiając jednak w spokoju niedociągnięcia, bo o nich moglibyśmy pisać i dyskutować godzinami - tylko spójrzcie na opieszałość w przywróceniu tekstów piosenek - więc zajmijmy się tym, co w Spotify dobre. A tego też jest sporo.

Kluczową rolę odgrywa tutaj oczywiście personalizacja. Serwis zna mnie na tyle długo i na tyle dobrze, by móc zaoferować mi coś nowego, ale w pewnych ramach gustu, który już poznała usługa. Nie zawsze działa to idealnie i nigdy nie będzie, ale niektóre rekomendacje są przysłowiowymi strzałami w dziesiątkę. Są też świetne playlisty zbiorcze, jak ta, na którą natknąłem się wczorajszego popołudnia. Najlepsze kawałki z poprzednich lat z okresu wakacyjnego. “Najlepsze” oznacza oczywiście najczęściej odtwarzane - bardzo prosty mechanizm, ale skuteczny. Z przyjemnością powróciłem do kilku utworów, o innych przypomniałem sobie po dłuższym czasie, co pozwoliło sprawdzić nowości od danych wykonawców.

Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego śledzenie nowości jest takim wyzwaniem dla każdego z serwisów. W Spotify co prawda dysponujemy możliwością “obserwowania” artystów, ale Tidal czy Apple Music kompletnie ten aspekt pomijają. Oprócz sekcji z nowościami, ulubionymi wykonawcami i tak dalej, powinna znajdować się kategoria dedykowana nowym krążkom zasubskrybowanych artystów. W łatwy sposób można by się wtedy zorientować, co przegapiliśmy, a z czym jesteśmy na bieżąco. Taki przegląd “naszych nowości” najwyraźniej nikomu nie jest potrzebny lub nie leży w interesie serwisu. Czy wtedy słuchalibyśmy mniej? Nie sądzę, ale być może takie panuje przekonanie.

Każda z usług z ogromnym naciskiem stawia na eksplorację, odkrywanie nowych gatunków czy wykonawców. Rzeczywiście, znalezienie dla siebie czegoś świeżego jest łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej, ale dlaczego ma to się odbywać - niejako - kosztem tego, czego słuchałem do tej pory?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu