Moda na topowe smartfony mija? To zależy od punktu widzenia – Samsung przekonuje, że jego zyski nie rosną już tak szybko właśnie ze względu na mniejsz...
Moda na topowe smartfony mija? To zależy od punktu widzenia – Samsung przekonuje, że jego zyski nie rosną już tak szybko właśnie ze względu na mniejsze zainteresowanie klientów flagowcami. Na sprawę można jednak spojrzeć inaczej i stwierdzić, iż klienci są po prostu coraz mniej zainteresowani drogimi topowymi smartfonami. Bo po co przepłacać, skoro przybywa atrakcyjnych urządzeń w kuszącej cenie?
Temat gorszych wyników Samsunga poruszałem wczoraj, pisałem wówczas o przyczynach mniejszych zysków. W wielkim skrócie powtórzę, że rynek w krajach rozwiniętych powoli się nasyca, a chłonne rynki wschodzące stoją tańszym sprzętem. Sprzedaż flagowców Samsunga nie będzie już zatem rosnąć tak dynamicznie, jak wcześniej. To ostrzeżenie nie tylko dla Samsunga, ale też dla LG czy HTC, pokładających spore nadzieje w swoich topowych produktach. Jednak czy zjawisko będzie destrukcyjne dla całej branży? Zdecydowanie nie.
Póki co nic nie wskazuje na to, by na zmianach miało ucierpieć Apple. Firma opiera swą sprzedaż głównie na stałych klientach, a ci i tak wrócą i zapłacą. Tańszej alternatywy nie ma (gdy weźmie się pod uwagę system, cały ekosystem itd.), więc firma może wysoko wyceniać swoje produkty. Przynajmniej na razie. Beneficjentami zmian mogą również być nowe firmy z tego sektora. A przynajmniej mniej znane. Na dobrą sprawę, to one prowokują te zmiany. Przykładów wymienić można przynajmniej kilka, niektóre zapewne są Wam już znane. Odwołam się do Oppo, ponieważ ostatnio rzuciły mi się w oczy informacje dotyczące sprzedaży ich nowego produktu – zwłaszcza jego ceny.
Nie będę przybliżał samego urządzenia – informacje na jego temat znajdziecie w tym wpisie. Napiszę jedynie, że to prawdziwa rakieta. Prócz świetnych podzespołów doczekała się także atrakcyjnego wyglądu (choć to oczywiście kwestia gustu) oraz intrygujących funkcji. Ile trzeba zapłacić za ten sprzęt? W przedsprzedaży w USA 499 dolarów, w Europie 399 euro. Obie ceny dotyczą modelu Find 7a, czyli słabszej wersji smartfonu. Słabszej, ale nadal potężnej. Wersja mocniejsza odznacza się parametrami, które wielu z Was uzna już za zdecydowanie przesadzone (koszt tego urządzenia to 599 dolarów). Podane ceny nie zawierają podatku, ale z drugiej strony, producent oferuje w zestawie ze smartfonem dodatkową baterię, etui oraz kartę microSD o pojemności 32 GB.
Biorąc pod uwagę atuty tego sprzętu, należy napisać, że Samsung, LG, HTC czy nawet wielkie chińskie korporacje mają powód do niepokoju. Dzisiaj z dostępnością produktów typu Find 7 są pewne problemy, ale powoli będzie się to zmieniać. Podobnie stanie się z nastawieniem klientów – szczególnie tych na Zachodzie. Po okresie swoistej "kwarantanny", gdy zostanie odczarowana chińskość tego sprzętu (dla wielu osób słowo chiński to synonim wyrazu tandeta), może on zrobić karierę. Przecież podobnie było z Samsungiem, który kilkanaście lat temu uznawany był przez wielu za zło konieczne dla osób o mniej zasobnym portfelu.
Flagowcom Samsunga i HTC nie będą zatem zagrażać jedynie topowe produkty Lenovo i ZTE, ale cały szereg atrakcyjnych produktów z Państwa Środka. Z czasem będzie to dotyczyło wszystkich półek cenowych. Dzisiaj Oppo czy Xiaomi robią karierę na rodzimym rynku, ewentualnie w innych azjatyckich państwach (ten drugi gracz znowu osiągnął świetne wyniki sprzedaży w rekordowo krótkim czasie). Za kilka kwartałów/lat będą oferować swój sprzęt globalnie i wtedy naprawdę rozpocznie się walka o klienta. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać i cieszyć się z takiego obrotu spraw.
Źródło grafiki: oppo.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu