Na rynku ultramobilnym robi się tłoczono - to widać już od kilku kwartałów. Branża jest stosunkowo młoda, nadal rośnie i w następnych latach będzie do...
Na rynku ultramobilnym robi się tłoczono - to widać już od kilku kwartałów. Branża jest stosunkowo młoda, nadal rośnie i w następnych latach będzie docierać do kolejnych milionów klientów, ale część firm, o których dzisiaj piszemy po prostu wycofa się z tego biznesu. Oczywiście nie bez walki - coraz częściej będzie pewnie dochodzić do starć firm nie tylko na płaszczyźnie sprzętowej.
Tym razem nie będę pisał o żartach, jakie Samsung robi sobie z Apple czy HTC z Samsunga. Pójdę krok dalej i wspomnę o mocniejszych przepychankach. Klasycznym przykładem są tu oczywiście Apple i Samsung walczące na patenty, lecz wzrok kieruję na chiński rynek. A tam kuksańce sprzedają sobie ostatnio top menedżerowie Xiaomi oraz Huawei. Pojawiają się przede wszystkim oskarżenia o wynajmowanie ludzi do atakowania produktów konkurencji w Sieci (już to znamy - temat przerabiały dwie inne azjatyckie korporacje). Oskarża człowiek z Xiaomi, a nie jest tajemnicą, że dla nich Internet stanowi bardzo ważny kanał komunikacyjny - jeśli tam pojawią się problemy, to firma może ucierpieć.
Przywołany przykład pokazuje coś, o czym rzadko wspomina się w mediach. Może to oczywista oczywistość, ale warto wspomnieć. Piszemy o chińskich producentach, którzy zagrażają HTC, LG, Sony czy nawet Samsungowi i wszyscy ci producenci z Państwa Środka zlewają się w jednego niebezpiecznego konkurenta. Tymczasem trzeba pamiętać, że to różne firmy, większe i mniejsze, nastawione na konkretne rynki czy grupy klientów. Oni ze sobą też walczą. Może się zdarzyć tak, że Huawei i Lenovo odbiorą klientów Sony i zmuszą Japończyków do opuszczenia sektora. Ale może też być tak, że Lenovo prędzej zmusi Huawei do wywieszenia białej flagi.
Klienci z Europy czy USA nie widzą tych przepychanek, bój toczy się przede wszystkim na rynku rodzimym, bo to największy kawałek globalnego tortu. Przy tym najlepiej znany wspomnianym firmom. Zastanawiamy się kiedy firma X czy Y wejdzie do Polski/Europy albo zacznie się bardziej angażować na naszym kontynencie, ale zapominamy przy tym, że dla nich priorytetem są Chiny, a szerzej Azja. Po co pchać się do Europy, jeśli na własnym podwórko można sporo ugrać? Lub przegrać. Skierują wzrok w stronę Starego Kontynentu i nagle może się okazać, że wygryzł ich jakiś mniejszy gracz, który czaił się za plecami. Świetnym przykładem są tu chińscy giganci i Xiaomi: Lenovo, ZTE czy Huawei przymierzały się do globalnego starcia z firmami z innych państw, a najgroźniejszy konkurent wyrósł im pod nosem.
Rynek ultramobilny pod względem sprzętowym to dzisiaj Azja, przede wszystkim Chiny. Warto mieć to na uwadze, gdy zada się pytanie o to, czy przepychanki Huawei i Xiaomi mogą jakoś wpłynąć na ten segment biznesu w innych regionach świata. Mogą: jeśli znany gracz A wykończy znanego gracza B, to wszyscy się o tym dowiemy, a po jakimś czasie zobaczymy efekty. Konflikt między firmami z jednego podwórka (oddalonego od nas), ale skutki widoczne w znacznie większej skali. Tym samym wypada obserwować, jak rozwinie się wątek przytyków top menedżerów w chińskich social media i jakie działa zostaną wytoczone. To może być znacznie ciekawsze od żartów serwowanych przez Samsunga czy HTC. Oczywiście tych ostatnich nie zamierzam krytykować - pisałem już, że czasem są śmieszne...
Źródło grafiki: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu