Szesnaście lat stuknęło jednej z tych konsol, której niewielu dawało szansę przetrwania. Jak się okazało — niesłusznie.
W czasach debiutu pierwszego Xboksa, świat konsoli wyglądał zupełnie inaczej niż ten, który znamy dzisiaj. Ba, rynek gier wyglądał zupełnie inaczej. Rządził tam kto inny, rozłam między PC a konsolami był znacznie większy, a Sony wydawało się być nie do zatrzymania. Dotychczas też to japońscy twórcy rządzili w segmencie konsol, stąd debiut Microsoftu i ich Xboksa był wydarzeniem niezwykłym.
Trudne początki i walka o popularność
Debiut konsoli przyciągnął wielu zaintrygowanych graczy, ci jednak obstawali przy swoich PlayStation 2. Sprawdzona marka, dziesiątki gier i znane im doskonale marki — bezpieczna opcja. Xbox jednak proponował coś więcej, niż w tamtym czasie mogła zaoferować rynkowa konkurencja. I nie chodzi tylko o pakiet nowych gier (to tam debiutowały m.in. kultowa po dziś dzień seria Halo i jej dwie pierwsze odsłony; wybitne Oddworld: Stranger's Wrath czy Star Wars: Knights of the Old Republic), ale także infrastrukturę sieciową. To właśnie Xbox Live był pierwszym wielkim krokiem, ku przeniesieniu konsolowych rozgrywek online. W Stanach Zjednoczonych Xbox miał duże fory. Ludzie kochają tam Microsoft, do tego sprzęt zadebiutował tam kilka miesięcy wcześniej niż w innych częściach świata. I mimo że sprzęt nigdy nie miał oficjalnego polskiego dystrybutora, nad Wisłą również miał spore grono fanów. Trudno się dziwić — to kawał świetnego sprzętu, którego kontroler wciąż przyjemnie leży w dłoniach (czego nie można powiedzieć o Dual Shock 2), a przy tym oferuje zestaw kilku perełek, które znać po prostu warto!
Sinusoida trwa — raz na wozie, raz pod wozem
Era 360 i próbowania nowości
Pierwszy Xbox nie miał łatwo, ale to dopiero początki i przetarcie szlaku. Prawdziwa walka zaczęła się przy kolejnej generacji, którą otworzył Microsoft Xboxem 360. Weszliśmy tym samym w erę gier HD. Cena sprzętu nie zwalała z nóg, gier szybko przybywało, a na sprzęt Sony trzeba było jeszcze trochę poczekać. Idealna sytuacja, w której gracze chętnie skusili się na nieznaną markę i... przepadli. Bo mimo swoich problemów (tak, wszyscy doskonale pamiętamy drżenie przed RRoD), był to kawał świetnego sprzętu. Z dużo sprawniejszą (choć płatną) obsługą gier sieciowych, wygodniejszym padem, a przede wszystkim świetną biblioteką gier. Po szaleństwie z Wii, do zabawy dołączył także kontroler ruchowy Kinect, który porwał do zabawy nie tylko starych wyjadaczy, ale także ciekawskich i zafascynowanych możliwościami nowego sprzętu gadżeciarzy. Wszyscy skakali, wymachiwali kończynami i głowami — szaleństwo nie było końca. Microsoft miał w garści graczy, nie-graczy i Sony naprawdę musiało się mocno starać, aby go dogonić. Generacja jednak dobiegła końca i przyszedł czas na kolejne starcie: obecną generację.
4K, brak 60-klatek i generacja-w-generacji
Microsoft był bardzo pewny siebie po sukcesie który odniósł ostatnim razem. Ale sytuacji jak ta z zapowiedzi PS4 i X1 raczej nikt się nie spodziewał. Podczas konferencji każdy zaproponował swoją wizję grania. Sony podeszło do tematu klasycznie — bez większego zaskoczenia. Microsoft chciał zabronić pożyczania gier, prawdopodobnie także skupienia się na cyfrowej dystrybucji i tworzeniu centrum multimedialnego. Reakcje tłumu były... dość mało optymistyczne. Chwilę później wycofał się ze swoich zapowiedzi rakiem i zaproponował sprzęt zbliżony do PS4, nie tylko filozofią, ale także możliwościami. Pierwsze modele były droższe. Sprzedawano je wyłącznie w zestawie z Kinectem (do którego, nie oszukujmy się, tzw. hardcore'owi gracze podchodzą z rezerwą i raczej nie są zainteresowani tamtejszymi produkcjami), dlatego już wtedy wielu postawiło na Sony. Do tego szybko doszła kwestia tytułów na wyłączność, których tam... po prostu nie ma. Bo wszystkie ich produkcje dostępne są także na komputery z Windowsem. Następnie rozegrała się kolejna bitwa — na rynek trafił odświeżony Xbox One S ze wsparciem 4K i płyt BluRay UHD. Sony zaś pokazało PlayStation 4 Pro... a teraz MS wojuje Xbox One X — dotychczas najsilniejszą konsolą na rynku. Ile zwojuje i czy ma szansę podbić serca graczy — to się dopiero okaże. Możliwości konsoli robią wrażenie, ale bez solidnej biblioteki tytułów, na nic się one zdają. No i wciąż nie doczekaliśmy się płynnych 60 klatek w każdej grze — co w mojej opinii jest wielkim nieporozumieniem.
Brawo za odwagę, mam nadzieję, że nie zabraknie jej też w kolejnej generacji
Dziś mija 16 lat od premiery pierwszego Xboxa na amerykańskim rynku. Przez ten czas naprawdę wiele rzeczy się pozmieniało — jedyną rzeczą która prawdopodobnie nigdy nie ulegnie zmianie, jest głód graczy na porządne produkcje i nietypowe nowości. Przy okazji Xboxa One MS trochę się przestraszył konkurencji — szkoda. Tym bardziej, że pokazał już, że potrafią nie oglądać się na innych i zrobić coś nowego, innego i... zrobić to naprawdę dobrze. Mam cichą nadzieję, że tę generację skończą godnie i już za kilkanaście miesięcy udowodnią nam, że jeszcze nie składają broni, a wręcz przeciwnie. I wydepczą jakąś nową ścieżkę. Oby bez tony losowych skrzynek i lawiny mikropłatności.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu