Militaria

Amerykanie testują wysokopojemną, „kuloodporną” baterię dla żołnierzy

Krzysztof Kurdyła
Amerykanie testują wysokopojemną, „kuloodporną” baterię dla żołnierzy
0

Postępująca elektryfikacja US Army oznacza, że każdy żołnierz nosi coraz większą ilość sprzętu wymagającego zasilania. Stąd Amerykanie prowadzą szeroko zakrojone programy, aby stworzyć sprawny ekosystem, dla tego zjawiska. Jednym z największych wyzwań są kwestie bezpieczeństwa.

Od reaktora po bateryjki

Program elektryfikacji US Army imponuje rozmachem. W armii pojawią się na dużą skalę pojazdy hybrydowe, ilość osprzętu elektronicznego nawet na poziomie indywidualnego żołnierza może przyprawić o zawrót głowy. Stąd pomysły z mobilnymi reaktorami atomowymi, czy programy standaryzacji wszystkiego, co się da.

Także pojedynczy żołnierze potrzebują dziś w polu sporo energii elektrycznej. Nawet nie licząc sprawiających ogromne problemy okularów Augmented Reality, mają dziś na wyposażeniu rozbudowane urządzenia komunikacyjne, tablety, mikrodrony, noktowizory, celowniki laserowe i wiele innych rzeczy.

Jednak każdy, kto zna technologie stojące za bateriami wysokiej pojemności wie, że wojna to nie najlepsze środowisko do ich użytkowania. Czym może się skończyć uszkodzenie zewnętrznej warstwy ogniw można zobaczyć na dziesiątkach filmów na YouTube, gdzie smartfony płonęły, czy nawet eksplodowały. Jak trudne są do gaszenia takie pożary, można się było przekonać choćby przy sprawie wypalonego samochodowca.

Jeśli „przyłożymy” to sobie do warunków polowych, gdzie każdy sprzęt dostaje bardzo ostro w kość, a każdy żołnierz musi liczyć się z tym, że zostanie trafiony, zrozumiałe stanie się, dlaczego armia nie chce zadowolić się standardowymi ogniwami litowo-jonowymi.

„Kuloodporna” bateria

Oczywiście wymieniona tu kuloodporność nieprzypadkowo ujęta została w cudzysłów. Nie chodzi o to, żeby bateria miała zatrzymać kule czy odłamki, ale żeby ewentualne trafienie nie zakończyło się jej zapłonem lub wybuchem, co w wielu przypadkach mogłoby spowodować obrażenia znacznie cięższe, niż sam postrzał. Zadanie stworzenia baterii postawiono firmie Amprius, której ogniwo przeszło niedawno pierwsze wojskowe testy odporności.

Ich ogniwo o dużej gęstości energetycznej, 390 Wh/kg korzysta z elektrolitu polimerowego i zostało poddane rygorystycznym testom przebijalności. Te wykazały, że nie dość, że bateria nie zareagowała w ogóle lub prawie w ogóle na przebicie jej na wylot, to po całym zdarzeniu działała zupełnie prawidłowo.

To bardzo ważna cecha tej konstrukcji, jeśli żołnierz zostałby ranny, nie straci możliwości wezwania pomocy, a przynajmniej nie z powodu baterii. Ogniowo Amprius spełnia też wymagania armii dotyczące niskiej wagi, co z pewnością doceni każdy żołnierz biegający w „pełnym rynsztunku”.

Nieodwracalne

Wydaje się, że technologia wypracowana w tym programie ma potencjał nie tylko w kontekście baterii dla żołnierza indywidualnego. Bezpieczeństwo ogniw jest też ważne w temacie wprowadzania do armii pojazdów hybrydowych, łączących napędy spalinowe, wykorzystywane poza frontem i elektryczne, używane tam, gdzie się walczy.

Choć te są ciężkie i opancerzone, co sprawia, że separacja baterii może być tu całkiem solidna, to jednak charakterystyka pożarów dużych baterii litowo-jonowych jest taka, że zapłon ogniwa będzie oznaczać w większości przypadków bezpowrotną stratę pojazdu. To niezbyt dobrze, w czasie wojny nie każde trafienie SpW musi oznaczać jego spisanie ze stanu, a w przypadku hybryd takie prawdopodobieństwo rośnie. Ogniwa Amprius mogłyby takiemu zjawisku zapobiec.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu