Felietony

Niegdyś oblegane, dzisiaj znikają z ulic - będę tęsknić za wypożyczalniami DVD

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

10

Nie korzystałem z nich za długo, na pewno krócej niż z wypożyczalni VHS, ale i tak czuję pewien sentyment do tych miejsc. W Polsce ich już praktycznie nie widujemy, w Stanach dosłownie dogorywa niegdyś firma gigant, która w zestawieniach finansowych lub popularności prawdopodobnie mogłaby konkurować z takimi markami jak McDonald's czy Starbucks. 

Kojarzycie markę Blockbuster? Podejrzewam, że nie, bo nigdy nie zapisała się ona w pamięci Polaków, ale za wielką wodą była czymś naprawdę ważnym. W swoim najlepszy momencie, to znaczy około 2004 roku, w Blockbuster zatrudniano ponad 84 tysięcy ludzi na całym świecie, a w samych Stanach było to ponad 58 tysięcy. W sumie otwarto aż 9094 punkty, w których można było wypożyczać filmy i gry. Zgadniecie, ile z nich przetrwało do dzisiaj? Spróbujcie, zachęcam. Pięćdziesiąt? Dziesięć? Otóż nie. Zaledwie jeden.

A wszystko dlatego, że dopiero co zamknięto dwa punkty na Alasce. Ze względu na przeciągające się okresy zimowe oraz marną infrastrukturę, która mogłaby zapewnić swobodne streamowanie treści z internetu, tam nadal polegano na nośnikach fizycznych. Po tym, jak pożegnano się z Alaską, jedynym stanem, gdzie Blockbuster jeszcze istnieje, jest Oregon. Znajdziecie go w miejscowości Bend, która na zdjęciach wygląda naprawdę malowniczo. Wciąż mówimy o zachodnio-północnych Stanach, więc podejrzewam, że lokalizacja odgrywa wciąż istotną rolę w przypadku istnienia tego punktu, ale podejrzewam, że żadne z nas nie zdąży już Blockbustera odwiedzić, chyba że właśnie tam się znajduje ktoś, kto to czyta - jeśli tak, to dajcie znać i podejślijcie fotki! Jestem naprawdę ciekaw aktualnej oferty i wyglądu!

Jeśli chodzi o wypożyczalnie w Polsce, to w mojej pamięci zapisała się sieć Beverly Hills mająca kilka punktów w Lublinie wiele lat temu. Ten, który znajdował się najbliżej mojego domu nieco gorzej zaopatrzony, ale obsługa była bardzo, bardzo miła i sympatyczna. Wypożyczałem tyle, że od pewnego momentu zawsze otrzymywałem coś bonusowego. Wizyty starałem się skrupulatnie planować - wypożyczałem konkretne tytuły, wśród których nie brakowało starszych pozycji. Drugi z punktów, umiejscowiony nieco dalej, był rozmiarów marketu (mogę delikatnie przesadzić:), więc mogłem spokojnie rezerwować sobie godzinę na buszowanie po półkach. Aż wygrzebałem swoją kartę!

Trafiały się płytki u kresu wytrzymałości (tzn. odczytywalności), a ja zawsze zastanawiałem się ile osób przede mną oglądało dany film. Jak niemal wszystko z lat '90 i 2000 wspominam bardzo miło, a nawet chciałbym dziś móc wybrać się do takiego miejsca i poprzeglądać płyty na półkach kompletując plany na weekend. Bo przecież dopóki punkty w weekend czynne nie były, zawsze wypożyczało się w piątek, żeby oddać w poniedziałek. A cena wcale nie rosła, bo rozliczane były dni robocze.

Dziś zasiadamy z pilotem na kanapie albo łapiemy w dłonie tablet. Kilka puknięć w ekran później wpatrujemy się w wyświetlacz, który prezentuje nam rozdzielczość obrazu nawet do 4K (4096 x 2160 lub 3840 x 2160 pikseli), a treść płynie do nas poprzez internet. DVD oferuje zaledwie 720 x 576 pikseli i oglądaliśmy (oglądamy?) ją z nośnika fizycznego. Ten dysonans jest tak duży, a my tak łatwo przyzwyczajamy się do nowych wygód, że czasem warto spróbować tego, co było kiedyś, by jeszcze bardziej docenić to, co mamy teraz.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu