Czasem czytam w branżowych serwisach, że na dobrą sprawę wszystko już wymyślono, a teraz twórcy kombinują na siłę i proponują nam gadżety, które nie s...
Czasem czytam w branżowych serwisach, że na dobrą sprawę wszystko już wymyślono, a teraz twórcy kombinują na siłę i proponują nam gadżety, które nie są nikomu potrzebne. Wygrywa marketing, popyt nie wynika z prawdziwych potrzeb. Przyznam że patrząc na niektóre pomysły, trudno nie zgodzić się z tą tezą. Ale generalizować nie można - ciągle powstają nowe, wartościowe technologie/produkty/usługi, a stare rozwiązania są z powodzeniem odświeżane. Podobno dobrym przykładem jest prysznic stworzony przez startup Nebia.
Czy prysznic można zaliczyć do działki nowych technologii? W większości domów zainstalowane są modele, które trudno powiązać z nowoczesnymi rozwiązaniami. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z projektem, który uzyskał wsparcie m.in. Tima Cooka (CEO Apple) oraz fundacji Erica Schmidta (prawa ręka twórców Google). Na nich sprawa się nie kończy - odnoszę wrażenie, że w Kalifornii zapanował szał na ten produkt. Do twórców płyną pieniądze, media rozpisują się na jego temat, ludzie chcą to mieć w domu.
Startup postanowił zwrócić się z prośbą o wsparcie do społeczności Kickstartera, chcieli pozyskać 100 tysięcy dolarów. Na liczniku już teraz widzimy ponad dwa miliony dolarów, a do końca zbiórki pozostały ponad trzy tygodnie. Do rekordów Kickstartera droga nadal daleka, ale twórcy prysznica i tak mogą mówić o sukcesie. Wskazówka dla innych - zamiast tworzyć kolejną opaskę fitness, smartwatch czy okulary z wyświetlaczem, bierzcie się za unowocześnianie produktów, które od dekad wyglądają/działają tak samo.
Wspomniany prysznic odznacza się przede wszystkim mniejszym zużyciem wody. Podobno przez pięć lat pracowano nad tym, by stworzyć model, na który patrzycie. Rozwiązanie sprawia, że prysznic oszczędza 70% wody (w porównaniu z tradycyjnym prysznicem), a przy tym poprawia jakość kąpieli. Zauważalnie spadają rachunki za wodę i energię, zakup powinien zwrócić się po kilku kwartałach. Nie ukrywam, że to brzmi zbyt pięknie, podchodzę do projektu z lekkim sceptycyzmem. Chciałbym po prostu przetestować sprzęt i to dłużej, po miesiącu sprawdzić wyniki wodomierza. I odpowiedzieć sobie na pytanie: czy te kąpiele są skuteczne?
Magia urządzenia sprowadza się do tego, że krople wody są rozbijane na drobiny, a woda jest rozpylana na użytkownika. To kąpiel we mgle. Prysznic ponoć łatwo się instaluje, można to zrobić samemu, nie ma tu masy elektroniki i aplikacji. Jest natomiast design, który części komentatorów przywodzi na myśl Apple i pojawia się pytanie, czy firma będzie zainteresowana dalszym wspieraniem projektu. Po co? Chociażby w celu ocieplenia wizerunku, popracowania nad PR. Oszczędność dla portfela to jeden z atutów tego rozwiązania - drugim jest ochrona środowiska. Wszak woda stanowi coraz częściej produkt deficytowy.
Widać to m.in. w Kalifornii, w której narodził się produkt. Stan cierpi z powodu pogłębiającej się suszy, można przeczytać o zakazach i nakazach dotyczacych zużywania wody, o karach, a nawet o malowaniu na zielono wyschniętych trawników. W takim kontekście prysznic oszczędzający w skali roku duże ilości wody jawi się jako rozwiązanie idealne, które po prostu trzeba wspierać. Ale prawda jest taka, że jeśli ekipie faktycznie udało się stworzyć coś ciekawego i wartościowego, to wypada pogratulować i życzyć, by prysznic trafiał masowo pod strzechy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu