Wczorajsza premiera smartfona Mate S była zupełnie inna niż dotychczasowe prezentacje chińskiej firmy. Zamiast mocno technicznych slajdów, szczegółów ...
[IFA 2015] Wyjątkowo ładny z praktycznym czytnikiem linii papilarnych. Huawei Mate S – pierwsze wrażenia
Wczorajsza premiera smartfona Mate S była zupełnie inna niż dotychczasowe prezentacje chińskiej firmy. Zamiast mocno technicznych slajdów, szczegółów dotyczących podzespołów i branżowego "mięcha" nowy produkt został pokazany od zupełnie innej, "lifestyle'owej" strony. Na szczęście kilkunastu wspólnie spędzonych z nim godzinach, wyrobiłem sobie własne zdanie.
Huawei Mate S jest urządzeniem wyjątkowej urody. Konstrukcja oczarowuje i wcale nie przesadzam. Całość wykonano oczywiście z metalu. Szlifowane diamentowym ostrzem krawędzie dodają szyku i elegancki, a mocno zaokrąglony tył doskonale dopasowuje się do dłoni. Producent umieścił tutaj obiektyw aparatu zabezpieczony szafirowym szkiełkiem, dwie diody LED (ciepłą i zimną) oraz czytnik linii papilarnych. Mate S jest przy tym wyjątkowo smukły - mierzy zaledwie 7,2 mm grubości.
Układ przycisków i złącz nie jest jakoś szczególnie rewolucyjny: po prawej stronie regulacja głośności i guziczek zasilania, na dole złącze Micro USB pomiędzy dwoma otworami na mikrofon i głośnik (wbrew pozorom nie są to głośniki stereofoniczne, a szkoda; co więcej głośniczek bardzo łatwo zakryć dłonią i tym samym stłumić wszelkie wydobywające się stąd dźwięki; mamy tutaj jednak dwa mikrofony inteligentnie wykrywające źrodło dźwięku, co przyda się podczas nagrywania), na górze minijack i trzeci mikrofon redukujący szumy. Cała konstrukcja jest bardzo solidna, choć lekka i zgrabna. Podobno producent zastosował tutaj specjalną powłokę, dzięki której obudowa lepiej przylega do dłoni - nie do końca tak jest, bo mi już się kilka razy wyślizgnęła (na szczęście nie skończyło się to tragicznie). Czy wspominałem już, że Mate S jest naprawdę ładny? Jest.
Zastosowanie znalazł tutaj 5,5-calowy wyświetlacz AMOLED o rozdzielczości 1080 x 1920 px. Zabezpieczono go szkłem Gorilla Glass 4 oraz delikatnie uwypuklono, co bardzo przypadło mi do gustu. Ekran cechuje się przyzwoitym odwzorowaniem kolorów (co możemy samodzielnie dostosować, zmieniając ich temperaturę w ustawieniach), ale cierpi na niezbyt intensywny współczynnik jasności. Korzystanie z niego w intensywnym słońcu może być zatem kłopotliwe.
Mate S pracuje pod kontrolą ośmiordzeniowego procesora Kirin 935 (4 x 2,2 GHz + 4 x 1,5 GHz). Wspierają go 3 GB pamięci RAM oraz GPU Mali-T628 MP4. Urządzenie ma być dostępne na rynku w kilku wariantach różniących się pojemnością: 32, 64 oraz 128 GB. Do mnie trafił ten pierwszy z nich - myślę, że dla zwykłego użytkownika w zupełności wystarczający, ale to już kwestia osobistych preferencji. Dużym minusem według mnie jest jednak wprowadzenie najważniejszej nowości, a więc ekranu Force Touch, wyłącznie do 128-gigabajtowego modelu.
Całość napędza Android 5.1.1 z nakładką graficzną EMUI 3.1. Nie trzeba chyba nikomu przedstawiać tego rozwiązania, zatem skupię się na nowościach. Najważniejszą jest oczywiście usprawniony czytnik linii papilarnych. który teraz nie tylko służy do autoryzacji użytkownika, ale również pełni funkcję małego gładzika. Przesuwają po nim palcem możemy np. przełączać zdjęcia w galerii, albo rozwijać pasek powiadomień. Nic również nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać go jako spust migawki czy używać do odbierania połączeń lub wyciszania budzika.
Mate S to również usprawniony Kncuckle Sense, a więc rysowanie gestów "kostką" po ekranie. Służy to przede wszystkim szybkiemu uruchamianiu aplikacji. I tak za pomocą literki C odpalamy kamerkę, a M wywołuje odtwarzacz muzyki. Co więcej, użytkownik może samodzielnie skonfigurować własne znaki i przypisać je dowolnym programom. Działa to naprawdę fajnie, ale nie wydaje mi się jakoś szczególnie praktyczne.
Zgodnie z obowiązującym trendem Huawei dokonało również znacznych modyfikacji w aplikacji aparatu. Wzbogaciła się ona o tryb PRO, w którym możemy ręcznie dostosować większość ustawień, jak czułość ISO, czas naświetlenia, ekspozycję itp. Daje to oczywiście znacznie szersze spektrum możliwości, choć sam aparat w Mate S nie jest jakoś szczególnie wybitny. Właściwie to ten sam moduł, który zastosowano w modelu P8. Jedyne zmiany dokonały się procesorze przetwarzającym obraz. Poniżej kilka przykładowych zdjęć.
Moje pierwsze wrażenia są zdecydowanie pozytywne - to jeden z ładniejszych telefonów, jakie ostatnio miałem w dłoniach. Jakość wykonania i design robią duże wrażenie - podobnie jak praktyczny i dość skuteczny czytnik linii papilarnych. Nieco mniej imponujące są wyświetlacz i aparat. Wielką niewiadomą pozostaje póki co bateria (ma pojemność 2700 mAh i podobno ma wytrzymywać ponad jeden dzień pracy). Dużym brakiem jest Force Touch przeznaczony tylko dla najdroższego wariantu urządzenia. Czy warto? Na to pytanie odpowiem za 1-2 tygodnie, w recenzji Mate'a S.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu