Felietony

Wspomnisz o Tian’anmen na LinkedIn, to Twój profil zniknie w Chinach

Krzysztof Kurdyła
Wspomnisz o Tian’anmen na LinkedIn, to Twój profil zniknie w Chinach
Reklama

Działalność zachodnich firm oferujących usługi internetowe w Chinach to ciężki kawałek chleba. W ostatnich latach władze tego kraju coraz mocniej rozkręcają działania cenzorskie i zmuszają wszystkich do współpracy w tym zakresie. W efekcie, tak w internecie, jak i debacie politycznej pojawia się coraz więcej głosów krytykujących takie pójście na współpracę. Krytykujący nie atakują chińskiego rządu, przyznając w ten sposób poniekąd, że na tego nie ma mocnych, za to suchej nitki nie zostawiają na zmuszonych do podporządkowania się korporacjach. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to oznaka lekkiej hipokryzji...

Microsoft i LinkedIn zły?

Ostatnio na krytykę naraził się na „Zachodzie” należący do Microsoftu serwis LinkedIn. Jeśli w jakiejś aktywności na nim pojawi się tamat Masakry na Placu Niebiańskiego Spokoju, widoczność waszego profilu w Chinach zostanie wyłączona. Naturalnym odruchem każdego człowieka jest w pierwszej chwili oburzenie, oto zła korporacji idzie rączka w rączkę z reżimem. Jednak zagłębienie się w sprawę pokazuje, że to nie jest takie proste, a dobrego rozwiązania prawdopodobnie nie ma w ogóle. Pytanie, które jest mniej złe?

Reklama

Jak to wygląda?

Według dostępnych w sieci informacji Microsoft nie robi tego wyłączenia potajemnie ani automatycznie. Stworzono specjalną procedurę, w której algorytmy wykrywają niechciane przez chińską partię komunistyczną treści i ostrzegają użytkownika przed jego publikacją. Jeśli użytkownik zdecyduje się treści zamieścić, jego profil po kilku dniach przestanie być widoczny na terenie Chińskiej Republiki Ludowej. We wszystkich pozostałych krajach widoczność profilu nie zmieni się.

Microsoft nie ukrywa też powodów z jakich to robi, w komunikacie wyraźnie napisano, że:
„Chociaż zdecydowanie popieramy wolność słowa, w momencie uruchomienia serwisu zdawaliśmy sobie sprawę, że aby prowadzić działalność w Chinach, będziemy musieli przestrzegać przepisów ustanowionych przez chiński rząd.”

Cała sprawa ma związek z ostatnimi problemami LinkedIna z chińską cenzurą, której przedstawiciele wezwali pracowników serwisu na „dywanik”, w związku ze zbyt małą ich zdaniem „kontrolą” wypowiedzi o politycznym charakterze  w tym w serwisie. Podobnie jak w przypadku Apple, Microsoft za wprowadzenie procedury obrywa od republikańskich polityków i wielu zwykłych osób. Dla każdego, kto obserwuje zaostrzanie kursu chińskich władz w ostatnich latach jest wiadome, że można się albo dostosować, albo wylecieć z rynku.

Chcecie bojkotu? Sprawdźcie się sami...

Podobne ataki oburzenia trafiały też w inne firmy, jak choćby Apple, na przykład za przeniesienie danych chińskich użytkowników na serwery umiejscowione w tamtym kraju. Kiedy pisałem o koncernie z Cupertino w kontekście podporządkowywania się przez koncerny wymogom prawa czy chińskiego czy rosyjskiego, również tam pojawiało się mnóstwo komentarzy zarzucających firmom hipokryzję i brak moralności. Osoby tak piszące albo otwarcie, albo w domyśle za jedyną słuszną drogę uznają wycofanie się z Chin i bojkot ich rządu.

Fajnie... warto by poprosić wszystkich takich komentatorów o zrobienie rachunku także własnego sumienia. Może warto rozejrzeć się w około i napisać ile rzeczy w naszych domach ma napis „Made in China”. Czy w szafie nie mamy ciuchów produkowanych przez fatalnie traktowanych pracowników, często dzieci, w Bangladeszu? Chcąc być konsekwentnym, należałoby wymyślić jakiś pseudo amiszowski ruch, ponieważ próba uniknięcia produktów czy z Kraju Środka czy innych nie będących fair play,  w dzisiejszych czasach jest z góry skazana na porażkę.

Nikt też nie zadaje sobie pytania co jest lepsze dla zwykłego chińskiego obywatela. Czy zmuszenie go, poprzez wycofanie zachodnich serwisów, do korzystania z infrastruktury czysto chińskiej, będzie napewno lepsze niż zostawienie nieco bardziej uchylonego okna na świat w ich postaci. Czy brak wyszukiwarki Google w Chinach zmienił cokolwiek w sprawie chińskich wolności?

Moim zdaniem żądanie od koncernów zamknięcia działalności tak naprawdę korzystne jest tylko dla władców Chin. Ci z radością będą w to miejsce promować rodzime, znacznie głębiej kontrolowane rozwiązania. Zresztą, jeśli kurs chińskich władz nie ulegnie zmianie, wcześniej czy później i tak to pewnie nastąpi, zagraniczne koncerny będą marginalizowane i wyrzucane. Korporacjom trzeba patrzeć na ręcę, w kwestii prywatności mają bardzo wiele na sumieniu, ale w kontekście chińskim one również nie mają za wiele do gadania w żadną stronę.

Reklama

W tym konkretnym przypadku Microsoft zachował się w miarę sensownie i przyzwoicie, poinformował użytkownika o sprawie, zwrócił mimo wszystko uwagę na kwestie wolności słowa w tym kraju i dał wybór. Czy zrobiono to z powodów idealistycznych, czy dlatego że są przeczuleni po wpadce z Bingiem z zeszłego miesiąca (wyłączona wyszukiwanie zdjęć z protestów na placu całemu światu, a nie tylko Chinom), nie wiadomo. Wiadomo, że wycofanie się z tego rynku niczego pozytywnego nie przyniesie.

Źródło: [1]

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama