Na konsolę Nintendo Switch ukazało się już wiele tytułów, które były wcześniej dostępne na innych platformach. Mowa tutaj zarówno o PC, jak i PS4, XONE, a nawet i urządzeniach mobilnych. Jednych to cieszy, innych doprowadza do szewskiej pasji. Nie zmienia to jednak faktu, że gry te wzbogacają bibliotekę sprzętu od japońskiego giganta. Do tego grona powoli dołącza również Arena of Valor, znana przede wszystkim użytkownikom smartfonów i tabletów. Ten naprawdę udany “klon” League of Legends był dostępny w formie zamkniętej bety na Switchu i miałem okazję spędzić z nim trochę czasu. Do tej pory, nikomu nie udało się w pełni przenieść produkcji z gatunku MOBA na konsole i odnieść sukces. Prób było kilka, ale z reguły kończyło się to dość szybkim zamknięciem serwerów. Czy z tym tytułem będzie podobnie?
Stare zasady z mobilną formułą
Zasady Arena of Valor nie odbiegają mocno od tego, co mamy na PC w League of Legends i Dota 2. W klasycznym meczu 5na5 zadaniem obu drużyn jest zniszczenie wrogiej bazy. Droga do niej jest strzeżona przez wieże, po trzy na każdej z głównych ścieżek. Oprócz tego, mamy dżunglę, gdzie są potwory NPC, czekający na śmiałków smok, a także opcjonalny boss areny. Nie można również zapomnieć o podstawowych jednostkach, które będą uparcie dążyć do zniszczenia fortyfikacji przeciwnika. Pokonywanie ich, jak również innych stworków na mapie, a także postaci strony przeciwnej, pozwolą graczowi zdobyć złoto i punkty doświadczenia. Wracając do bazy, przywracamy stan zdrowia bohatera i dostajemy krótkotrwały bonus do poruszania się. W razie znaczącej straty punktów życia można teleportować się do pozycji startowej. Oprócz klasycznych starć, w becie można było również sprawdzić pojedynki 3na3, jeden na jednego, a także bardziej skompresowany wariant pięć na pięć, nazwany Abyssal Clash. Wszystkie starcia są podzielone na standardowe, rankingowe, a także Arcade oraz Custom. W kolejnej becie postaram się sprawdzić wszystkie dostępne tryby.
Niby nic nowego, a jednak się sprawdza
Niby nic szczególnego, w końcu takie same atrakcje dają nam inne gry, zarówno na PC, jak i smartfonach. Nintendo Switch oferuje jednak dwa w jednym. Jeśli mamy ochotę, wkładamy sprzęt do podstawki i cieszymy się rozgrywką na dużym ekranie. W innym przypadku całość jest dostępna w formie mobilnej i nie czujemy, że cokolwiek tracimy. Nadal trzeba być podłączonym do sieci, ale możliwość szybkiego meczu gdzieś w drodze, albo po prostu poza domem jest naprawdę satysfakcjonująca. Do tego gra działa i wygląda naprawdę dobrze. Nie spodziewałem się fajerwerków, ale względem edycji na iOS i Androida jest znacząca poprawa. Do tego, na tej platformie nie ma żadnej konkurencji, więc szanse na sukces deweloper ma wręcz ogromne. Mając na uwadze, że sam tytuł już posiada bazę ponad 200 milionów użytkowników, na pewno znajdzie się wielu chętnych, którzy posiadają Nintendo Switch.
Problematyczne sterowanie
Jednym z najważniejszych elementów tego typu produkcji jest odpowiednie zaprojektowanie sterowania. Każdy, kto grał w LoL-a czy DOTA 2, doskonale wie, że myszka i klawiatura to najlepszy zestaw, z którym po prostu nic wygrać nie może. Trudniej jest przenieść wszystkie funkcje i rozwiązania, by te były równie proste i przyjemne na kontrolerze konsoli. Muszę jednak przyznać, że twórcom Arena of Valor się to w dużej mierze udało. Pierwsze mecze wymagają nabrania nieco wprawy, szczególnie kiedy trzeba określić, gdzie użyjemy danej zdolności lub czaru, ale szybko wpada to w nawyk i kolejne potyczki przebiegają naprawdę naturalnie. Poruszanie się postacią przypomina mi trochę to, co mamy w Diablo na konsolach. Dane moce czy ataki specjalne przypisano do konkretnych przycisków, a użycie ich jest naprawdę proste.
Arena of Valor została dobrze przystosowana do konsoli
Określenie kierunku wymaga trochę przyzwyczajenia, ale nie sprawia większych trudności. Nie trzeba się również martwić o wszystkie przedmioty. Gra ma domyślnie włączoną funkcję auto-zakupów, dzięki czemu odbiorca może się w pełni skupić na walce. Kiedy zdobędzie odpowiednią ilość złota, komputer wybierze za niego najlepsze według niego uzbrojenie. Oczywiście, można to wyłączyć i samemu decydować, co się kupuje, a czego nie. Podobnie jest ze skillami. Arena of Valor daje nam chwilę na zastanowienie się, jaką umiejętność w danym momencie ulepszyć, ale jeśli toczymy walkę i nie mamy na to czasu, to zdecyduje za nas. Takie ułatwienie są bardzo przydatne podczas pierwszego kontaktu z tym tytułem. Kiedy poznamy już interesujące nas postaci, będziemy znali ich ataki oraz ruchy, to wtedy można odłączyć te dodatkowe kółka od roweru i jeździć bez żadnej pomocy.
Jeśli komuś nie odpowiadają domyślne ustawienia, to można je przystosować pod siebie w ustawieniach. Nieco gorzej wypada ogólna komunikacja. Pisanie na czasie jest dość czasochłonne, a na prawdziwy czat głosowy przyjdzie jeszcze trochę poczekać. Nie mniej, oznaczanie na mapie i krótkie komunikaty są łatwo dostępne i korzystanie z nich jest naprawdę intuicyjne. Z jednej strony, nieco utrudniona komunikacja oszczędza nam czytanie kąśliwych komentarzy od rozgoryczonych graczy. Oczywiście, zawsze się jakiś “furiat” znajdzie, ale tutaj było to ograniczone do minimum. Czasami pojawiały się problemy typu "kto na jaką linie idzie", ale miałem tyle szczęścia, że większość takich sytuacji szybko się rozwiązywała.
Oprawa Arena of Valor robi wrażenie
Kiedy widziałem edycję na smartfony i tablety tytułowa MOBA nie wywarła na mnie jakiegoś wrażenia. Mając w głowie obraz produkcji Riota i Valve, różnica wydawała się naprawdę duża. Obawiałem się, że i sprzęt Nintendo nie będzie miał się czymś pochwalić. Na szczęście, deweloper zadbał, aby gra wyglądała okazale. Przemodelowane część elementów, dopracowano areny, a i postaci prezentują się naprawdę dobrze. Wszystkie animacje, efekty specjalne, NPC i tak dalej nie mają się czego wstydzić. Do tego Arena of Valor działa płynnie. Nie jest to poziom PC, ale nie odczułem żadnego dyskomfortu, korzystając z przenośnego wariantu tej platformy. Na ten moment 900p będąc w podstawce i 720p w wersji handheld.
Płynności oscyluje w granicach 45 klatek na sekundę. Wynik naprawdę okazały, choć nie powiem, że przydałoby się te stałe 60 FPS-ów. Mowa jednak o zamkniętej becie i twórcy cały czas podkreślają, że optymalizują swoje dzieło. Istnieje więc duża szansa, że w dniu premiery będzie już wszystko działało tak, jak należy. Jeśli to się uda, to naprawdę ciężko się będzie przyczepić czegokolwiek, jeśli chodzi o oprawę. Równie dobrze spisuje się cała ścieżka dźwiękowa. Utwory wpadają w ucho, zagrzewają do boju i umilają każdy mecz. Nie jest to muzyka, którą zapamiętamy na lata, ale spełnia swoje zadanie.
Wielu bohaterów, wybraniec tylko jeden
Podczas testów nie skupiłem się na wielu bohaterach. Wolałem poznać jednego i nauczyć się go, najlepiej jak się da. Padło na Lu Bu, którym z reguły walczyłem cały czas na midzie. Ciekawa postać, nastawiona na szybkie ataki, kradzież energii i uprzykrzanie życia stronie przeciwnej. Głównie sprawowałem funkcję DPS-a, ale sprawdzałem się również, jako Jungler. Wojownik walczy na średnio-bliskim dystansie i potrafi zadawać naprawdę wysokie obrażenia. Był jednym z darmowych herosów, których nie trzeba odblokowywać. Oczywiście, zachodzi rotacja cotygodniowa, a żeby mieć kogoś na własność trzeba go będzie wykupić za walutę gry lub prawdziwe pieniądze. Jako początkowy wybór wypadł idealnie. Lu Bu nie jest trudny do opanowania, a ma spore możliwości na polu walki. Podobnie da się z niego również zrobić prawdziwego Tanka, ale takiego buildu pod niego nie robiłem. Jestem bardzo ciekaw innych postaci, których było wiele. Wiem, że na smartfonach są nawet tak znane ikony ze świata komiksów, jak Batman, Wonder Woman czy Joker. Choć jakoś mi nie pasują do tej produkcji, chciałbym je sprawdzić w boju. Możliwe, że w pełnej wersji się uda.
MOBA z wielkim potencjałem
Nie ukrywam, że testowanie Arena of Valor sprawiło mi masę radości. Gra wygląda ładnie, pozwala na zabawę, którą do tej pory miałem jedynie na PC, będzie darmowa i na pewno długo rozwijana. Debiut bety na Nintendo Switch pozwala wierzyć, że twórcy doskonale wiedzą, co robią. Opanowali świat iOS i Androida, czas na kolejny rynek. Sprzęt wielkiego N sprzedaje się świetnie, baza użytkowników rośnie, więc potencjał na tym polu jest ogromny. Konkurencją nie trzeba się przejmować, bo nie istnieje. Mocno się zdziwię, jeśli ten tytuł w jakikolwiek sposób kogoś zawiedzie. Po przyzwyczajeniu się do sterowania naprawdę ciężko będzie znaleźć wady, które dyskredytują tę produkcję. Czekam na pełną wersję, która pojawi się już we wrześniu. Tytuł oczywiście będzie F2P z opcjonalnymi mikropłatnościami. Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, to dajcie znać w komentarzach. Po premierze na pewno sprawdzę, jakie zmiany zaszły w Arena of Valor.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu