Niezgrani

Wracamy do Hyrule — słów kilka o Twillight Princess HD

Kamil Świtalski
Wracamy do Hyrule — słów kilka o Twillight Princess HD
3

Uwielbiam marki Nintendo. Jestem niepoprawnym, jak to się w dzisiejszych czasach mówi, fanbojem ich produkcji — od wszelkich przygód Mario, przez serię Kirby’ego, Pokemony, na Splatoon kończąc. Niestety — z The Legend of Zelda jest mi bardzo nie po drodze. Mam do serii sporo „ale", choć mimo tego rozumiem, za co miliony graczy graczy na całym świecie szaleją za przygodami Linka i przyjaciół. Stąd chciałbym o Twillight Princess HD napisać w kontekście odświeżonej wersji gry. Gry, która pojawiła się już wcześniej na dwóch innych platformach.

I może od tego zacznijmy — ostatnie miesiące dla współczesnych konsol stacjonarnych to prawdziwa powódź tzw. remasterów, czyli delikatnie odświeżonych i przystosowanych do standardów współczesnych sprzętów gier. Nintendo podpatrzyło ten trend — i o ile w przypadku podrasowanych portów wydawanych na konsole przenośne nie mam z tym problemu, o tyle obecność Twillight Princess HD na Wii U budzi dość mieszane uczucia. Dlaczego? Oryginalna odsłona zadebiutowała u schyłku życia GameCube’a, który pokrywał się ze startem Wii — dlatego też produkcja dostępna była na obu tych platformach. A jak powszechnie wiadomo — Wii U posiada pełne wsparcie dla gier z Wii, potrzebne nam będą jedynie oryginalne kontrolery. Kilka sekund na popularnym polskim portalu akcyjnym pokazuje, że wydanie TP dla Wii można dostać nawet za ok. 40 złotych. Czym zatem kuszą nas twórcy w wydaniu HD?

Tym co już w pierwszych chwilach rzuca się w oczy, jest oprawa graficzna. Poprzednie odsłony Twillight Princess wydane zostały w 480p — tym razem mówimy o pełnym HD. Tekstury zostały odpowiednio przeskalowanie, co w przypadku rozległych, spowitych mrokiem, czeluści Hyrule potrafi wyglądać naprawdę olśniewająco. Niestety — tego samego nie można powiedzieć o samych postaciach, które prezentują się co najwyżej przeciętnie, a pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że zdarzają się miejsca w których wypadają po prostu słabo. Podobnie zresztą jak charakterystyczne dla serii piski i kwiczenie, które nieudolnie zastępuje coś, co w dzisiejszych grach wideo jest już standardem: czytane przez aktorów dialogi. Wielokrotnie prowadziłem na ten temat dyskusje z miłośnikami serii którzy twierdzą, że takowe zabiłyby ducha serii — cóż, sam jednak nieustannie twierdzę, że to nie byłoby problemem, a wręcz przeciwnie — mogłoby tchnąć w nią odrobinę nowego życia.

Twórcy postanowili wykorzystać dodatkowy ekran w postaci kontrolera Wii U i umieścili na nim mapkę przemierzanych przez nas terenów, a także umożliwili za jego pośrednictwem sprawną podmianę broni czy akcesoriów. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by wykorzystać ten ekran zamiast telewizora i z jego poziomu obserwować całą rozgrywkę… no, prawie nic — bo korzystając tylko z niego często jesteśmy skazani na spadki animacji. Są one na tyle duże, że gra, dosłownie, klatkuje, co jest niedopuszczalne. Zresztą w przypadku zabawy na telewizorze też nie zawsze wszystko działa tak idealnie, jakbyśmy sobie tego życzyli — tam również wielokrotnie spotkałem się z solidnymi chrupnięciami, szczególnie w lokacjach z mgłą na drugim planie.

Wypadałoby też wspomnieć słów kilka o sterowaniu. Wersja gry z GC korzystała z klasycznego w swojej formie kontrolera, ta z Wii zapoznawała nas z dobrodziejstwami ruchowego sterowania. Wydaniu Twillight Princess HD zdecydowanie bliżej do pierwszej z tych form, chociaż twórcy nie zapomnieli o pokładach funu płynącego z machania kontrolerem — stąd kilka drobnych elementów sterowania oparto na działaniu żyroskopu i wymachiwania dookoła ogromnym padem. W rezultacie otrzymaliśmy hybrydę, która w akcji sprawdza się naprawdę dobrze — jest wyjątkowo wygodna i intuicyjna. Warto też mieć na uwadze, że w grze możemy wykorzystać dedykowaną jej figurkę, będącą nieodłączną częścią limitowanego zestawu Twillight Princess HD, która serwuje nam dostęp do dodatkowego lochu. Pozostałe Amiibo z serii pozwolą nam uzupełnić ilość energii, zasilić nasze konto zestawem strzał, a w przypadku Ganondorfa — zapewnią nam podwójne obrażenia.

O samej grze napisano już na przestrzeni lat na tyle wiele, że nie ma sensu się powtarzać. To zdecydowanie najmroczniejsza z dotychczas wydanych przygód Linka. Wszystkie tamtejsze pochwały sprawdzą się i w tym wydaniu gry — bo rozwikłanie łamigłówek w każdym z lochów, mimo upływu lat, daje równie dużo satysfakcji. Pod kątem rozgrywki wprowadzono, podobnie jak w przypadku wydanego kilka lat wcześniej Wind Waker HD, kilka kosmetycznych zmian — w tym delikatne uproszczenie męczącego i nudnego questu ze zbieraniem Tears of Light. Wisienką na torcie dla zaprawionych w bojach jest Hero Mode, który jest niczym innym niż wyższym poziomem trudności, w którym zmagania z napotkanymi przeciwnikami są bardziem emocjonujące.

The Legend of Zelda: Twillight Princess HD to w miarę poprawny remaster. W miarę — bo elementy takie jak spadki animacji o połowę są wręcz niedopuszczalne; poza tym jednak trudno się do czegokolwiek przyczepić. To kolejna po Wind Waker HD odkurzona Zelda, której zadaniem jest umilić nam oczekiwanie na pełnoprawną odsłonę. I sprawdza się w powierzonym zadaniu naprawdę nieźle — pytanie tylko brzmi, czy faktycznie warta jest pełnej ceny, kiedy w wersję z Wii na tej samej konsoli można zagrać kilka razy taniej?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu