Pamiętacie jeszcze jak to było, gdy korzystaliście z Windows 95? Część z Was jeszcze pamięta, nawet ja - choć od wielu z Was jestem odrobinę młodszy, jeszcze załapałem się na okres świetności tego systemu Microsoftu. Dial-up, monitory "z bagażnikiem" i Saper. Piękne czasy?
Windows 95 zdezorientował współczesnych nastolatków. Dziwi Was wynik tego eksperymentu?
Chyba nikt z Was nie chciałby się przenieść do czasów, w których technologie były nieco toporne i nieprzyjazne użytkownikom. Zmieniło się wiele - pecet nie jest już główną bramą dostępową do Internetu, wszędzie korzystamy ze smartfonów, które są uniwersalne, wygodne i co ważne - powszechne. Co jednak, gdy z protoplastami obecnych rozwiązań zapoznamy ludzi, którzy "naszych" czasów siłą rzeczy nie mogą pamiętać? Cóż, nie jestem zaskoczony początkowym zdezorientowaniem. Potwierdza to jednak moje przemyślenia w trakcie obserwacji chociażby moich siostrzeńców, którzy urodzili się już w trakcie rewolucji mobilnej. Nie są w stanie wyobrazić sobie świata "bez Internetu", ten stał się ich chlebem powszednim.
Wiele z wskazanego przeze mnie filmu pokrywa się z moimi doświadczeniami. Na przykład, dzieciaki z którymi rozmawiam czasami o technologiach nie rozumieją idei wyłączania komputera. Dla nich wszelkie technologie pracują w trybie "standby" - tablet, komórka, nawet laptop. Nie wyłączają ich, bo nie ma takiej potrzeby. Jeżeli nie korzystają z danego urządzenia, po prostu blokują je i odkładają - pojawia się powiadomienie, sprawdzają je, robią co trzeba i znowu odkładają na miejsce. Koniec pracy z komputerem w połowie lat 90-tych opierał się na tym, że człowiek zamykał programy (jeżeli trzeba było, zapisywał stan plików), wyłączał komputer i opcjonalnie - odcinał zasilanie po tym, jak urządzenie powiadomiło go o tym, że można to już zrobić bezpiecznie. Legendarnego ekranu "Teraz można bezpiecznie wyłączyć komputer" nie znają i dziwią się, gdy o nim usłyszą, lub go po prostu zobaczą.
Podobnie jest, gdy opowiadam dzieciom jak grało się w moich czasach. Commodore był tylko moim marzeniem, w domu królował rodzimy Pegasus, który do pewnego czasu stanowił centrum rozrywkowe w domu. W gry nie grała tylko mama - tata z lubością układał klocki w Tetrisie, siostra pokonywała poziomy w Mario, a ja szalałem w Contrze, Kick Masterze, Legend of Zelda... działo się. Pokazując 9-letniemu chłopczykowi gry mojego dzieciństwa miałem wrażenie, że odrobinę było mu mnie i mojej siostry... szkoda. Słaba grafika, słabe sterowanie, nieatrakcyjna fabuła lub jej brak... dla nas to było "coś". Dla niego to jedynie słaba ciekawostka. Nie rozumie tego, że w naszych czasach o coś lepszego było trudno, nawet bardzo.
Nie dziwi mnie stąd postawa młodzieży, którą usadzono przed "grubymi" monitorami i blaszakami z dawnych lat. Ci dziwili na wieść o modemach, intrygował ich minimalistyczny, surowy styl Windows 95. Jednak to, co zszokowało mnie najbardziej, to absolutna zmiana znaczenia wyrazu "telefon". My znamy jeszcze kilka znaczeń - może być telefon "z bębenkiem", z klawiszami na obudowie, stacjonarny, ktoś jeszcze dorzuci budkę telefoniczną... a młodzi znają głównie telefon komórkowy. Gdy powiedziano dzieciakom, że w tych czasach połączenie z Internetem uzyskiwano przez linię telefoniczną, myśleli o tym, co mają w kieszeni, podczas gdy my w myślach przywoływaliśmy sobie magiczny numer 0202122.
Grafika: 1, 2
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu