Tyle mówi się o fragmentacji Androida, jednak często zapomina się o tym, że dalej mamy do czynienia z najpopularniejszym obecnie systemem mobilnym na świecie. Jego specyfika, dostępność na wielu konfiguracjach sprzętowych i wysoki poziom skomplikowania dostarczania aktualizacji przez producentów (a także telekomy) powodują, że mimo wszystko trzeba się z tym faktem pogodzić. Microsoft ma jeszcze większy problem - tam fragmentacja jest tym bardziej bolesna dlatego, że mamy do czynienia z niszowym, umierającym wręcz systemem.
AdDuplex co jakiś czas dostarcza nam informacji na temat kondycji platformy mobilnej Microsoftu. O ile dobrze wiemy, że w kontekście całego rynku smartfonowego nie jest kolorowo, tak nawet wewnątrz nie jest dobrze. Wystarczy uświadomić sobie, że na wszystkie aktywne słuchawki z Windows na pokładzie, jedynie 13,7 procenta to sprzęty z zainstalowaną "dziesiątką". Wynik jest niezwykle słaby, ale to nas akurat nie dziwi. Na ten stan rzeczy składają się między innymi:
- Słaba sprzedaż nowej generacji Lumii z Windows 10 Mobile od Microsoftu
- Słaba adopcja Windows 10 Mobile wśród osób, które zakupiły starsze Lumie
- Ograniczona ilość słuchawek uprawnionych do aktualizacji do Windows 10 Mobile
Są to trzy najbardziej podstawowe czynniki warunkujące słabą kondycję Windows 10 Mobile na własnym podwórku. Biorąc pod uwagę taki stan rzeczy, wczorajsze informacje o tym, że Skype wyleciał ze Sklepu dla Windows Phone stają się bardzo niepokojące. Jeszcze sporo osób, które w ogóle korzystają z mobilnych okienek nie przeszło na "dziesiątkę" i może się okazać, że gdy słuchawki ze starszymi wersjami oprogramowania odejdą do krainy wiecznego liczenia, bądź zostaną wymienione "ze starości", nastąpi skokowy, znaczny odpływ użytkowników z platformy. To nie jest dobra sytuacja dla Microsoftu, jednak biorąc pod uwagę fakt, iż prawdopodobnie odpuści sobie hardware'owo smartfony, wielka tragedia się nie dzieje. Konsumenci mają do wyboru przecież iOS i Androida.
Windows 10 Mobile budżetowcami stoi
Windows Phone słynął z wyboru świetnych, budżetowych urządzeń. Do pewnego czasu absolutny prym wiódł smartfon wyprodukowany jeszcze od początku do końca przez Nokię - Lumia 520. Dlatego właśnie zwykło się mówić o tym, że oprogramowanie Microsoftu było ostoją dla urządzeń z najniższej półki i nie było w tym nic dziwnego. Konsumenci doceniali ich sprawne działanie mimo najniższych wydajnościowo komponentów. Sam system z nimi dogadywał się świetnie i różnice między komfortem korzystania z flagowca i najsłabszego w ofercie sprzętu były minimalne i sprowadzały się głównie do braku pewnych funkcji.
Dlatego też, najnowsze zestawienie popularności smartfonów z Windows 10 Mobile na pokładzie nas nie dziwi. W dalszym ciągu prym wiedzie absolutny budżetowiec - Lumia 550, która podbiła serca użytkowników głównie ceną. Co do jakości działania Windows 10 Mobile na tym sprzęcie po Sieci hulają pewne kontrowersje. Zresztą, nawet flagowce z tym systemem na pokładzie potrafią się zawiesić, co wcale nie wróży dobrze przyszłości platformy. Również wysoko uplasowała się Lumia 535, a także dziwi obecność mocnego średniaka - Lumii 640. Ten ostatni smartfon był bodaj najbardziej udanym sprzętem Microsoftu - świetnie wyważonym i co ważne - ciekawie wykonanym.
Jak o Windows Phone chodzi, Lumia 520 nie została zapomniana i w dalszym ciągu stoi bardzo wysoko w rankingu. Wyprzedza ją tylko Lumia 535, która otrzymała możliwość aktualizacji do Windows 10 Mobile, ale wielu użytkowników w dalszym ciągu nie zamierza dokonywać uaktualnienia. Powód jest prozaiczny - klienci Microsoftu, którzy wybrali Lumię 535 zwyczajnie nie czują potrzeby przenoszenia się na wyższą wersję systemu. To prezentuje nam skalę problemu fragmentacji, jaki trapi mobilną platformę.
Dużo lepiej pod względem fragmentacji wygląda pecetowy Windows 10
Trzy na cztery maszyny ma zainstalowaną wersję systemu z najnowszego kręgu (Anniversary Update) i to można poczytywać jako sukces Microsoftu. Jednak w tym wypadku również należy wskazać, dlaczego tak się dzieje. I tutaj mamy do czynienia z bardzo poważnym powodem - Microsoft wraz z Windows 10 wprowadził zupełnie nową politykę dostarczania kumulatywnych aktualizacji. To zaś oznacza, że każdy użytkownik z zainstalowaną najnowszą wersją pecetowych okienek (do zastosowań domowych) będzie zmuszony zainstalować najnowszą dostępną wersję oprogramowania - czy tego chce, czy też nie. To prowadzi zaś do pewnych wypaczeń podczas dostarczania tych aktualizacji - wielokrotnie pisaliśmy dla Was o tym, że komputery z najnowszą wersją Windows 10 mają problem z niektórymi urządzeniami (na przykład z kamerami internetowymi), albo wpadają w pętlę niekończących się ładowań systemu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu