Gdzieś między innowacyjnością a szaleństwem leży cienka granica, do której technologia co i rusz niebezpiecznie się zbliża. Mam tutaj na myśli bielizn...
Gdzieś między innowacyjnością a szaleństwem leży cienka granica, do której technologia co i rusz niebezpiecznie się zbliża. Mam tutaj na myśli bieliznę filtrującą "zapachy", czy też jej interaktywną formę od Dureksa, a także wiele mniej odważnych pomysłów, jak chociażby zakrzywiony galaxy Round od Samsunga. Teraz pojawia się nowa idea - WiFi z żarówki.
Rozwiązanie o nazwie Li-Fi opracowano w Chinach, na Uniwersytecie Fudan w Szanghaju. Ma ono zwiększyć możliwości specjalnych żarówek typu LED, dzięki czemu posłużą one do transmisji danych. Nośnikiem sygnału ma być tutaj natomiast emitowane światło, a nie fale radiowe jak w przypadku tradycyjnych urządzeń tego typu.
Zaletą Li-Fi ma być energooszczędność. Powstała w ten sposób łączność potrzebuje jedynie 5 proc. tego, co zużywają klasyczne urządzenia sieciowe wyposażone w moduły WLAN. Nie oznacza to bynajmniej spadku wydajności, bo przepustowość Li-Fi ma sięgać 150 Mb/s. Problemem może być tutaj jedynie zasięg, bo urywa się on w miejscach, gdzie światło nie dociera. Oznacza to zatem, że nowy wynalazek może pełnić swoją rolę tylko po zmroku (praktycznie rzecz biorąc) lub w pomieszczeniach, gdzie jedynym źródłem światła będą właśnie żarówki. Nie wyjaśniono jednak tego, jak zachowuje się łączność w sytuacjach, gdy generowane przez Li-Fi promienie "kłócą się" z promieniami słonecznymi.
Z jednej strony Li-Fi wydaje się rozwiązaniem dość ograniczonym - ok, 150 Mb/s jest w wielu scenariuszach prędkością wystarczającą, a niskie zapotrzebowanie na energię działa na wyobraźnię, ale co mi po sieci dostępnej tylko w jednym pomieszczeniu?
Okazuje się, że bardzo dużo. Li-Fi eliminuje bowiem problem zbytniego zagęszczenia fal radiowych na małym obszarze. Do mojego mieszkania dociera kilkanaście sygnałów sieci, co doprowadza mnie nierzadko do frustracji, bo trudno znaleźć kanał sieci WiFi w paśmie 2,4 GHz, który był zakłócany. Jeżeli każdy z moich sąsiadów, przynajmniej wieczorami, rezygnowałby z tradycyjnego routera, na rzecz żarówki, nie narażalibyśmy się wzajemnie na nerwy, a także na utratę zdrowia (nie ma żadnych dowodów, że fale WiFi szkodzą, ale nikt też nie zapewnił nas, że są całkowicie neutralne).
Co ciekawe Li-Fi zapoczątkowane zostało w 2011 roku przez naukowców w Edynburgu, którzy opracowali żarówki LED, które świecą i ciemnieją szybciej niż ludzkie oko może dostrzec, a same diody półprzewodnikowe mogą być programowane. Prekursor tego rozwiązania, Harald Haas, swego czasu zapewniał, że w przyszłości może ono oferować praktycznie nieograniczoną przepustowość, a gigabitowe połączenia tego typu są kwestią najbliższych kilku lat. Tylko sobie wyobraźcie, ile możliwości może to stwarzać...
Żarówki Li-Fi znajdują się dopiero w fazie eksperymentalnej. Pierwsza oficjalna prezentacja ma nastąpić 5 listopada na targach International Industry Fair, które odbywają się w Szanghaju. Rzecz jasna do wprowadzenia tych rozwiązań na rynek konsumencki jeszcze długa droga. Li-Fi wydaje się być ekologiczną wersją sieci Wi-Fi. Czy uda mu się przeniknąć do świadomości użytkowników i stanowić skuteczną alternatywę dla dotychczasowego rozwiązania?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu