ACTA? PIPA? SOPA? Owszem, to też są problemy. Również ograniczanie dostępu do internetu przez autorytarne władze (Arabia Saudyjska, Białoruś, Chiny). ...
ACTA? PIPA? SOPA? Owszem, to też są problemy. Również ograniczanie dostępu do internetu przez autorytarne władze (Arabia Saudyjska, Białoruś, Chiny). Jednak zagrożenia czają się również wśród spółek, które zarabiają na internecie. Jakie zdaniem Google’a są największe niebezpieczeństwa grożące globalnej sieci? Dziwnie się składa, że wśród nich jedne z pierwszych miejsc zajmują konkurencyjne firmy...
Google od dawna kreuje się na spółkę popierającą otwartość w sieci. Krytycy twierdzą co prawda, że dla firmy z Mountain View wolność w internecie oznacza przede wszystkim wolność w zbieraniu informacji na temat internautów. Nie jest to moim zdaniem cała prawda; Google robi wiele dobrego w temacie swobód w sieci - czego przykładem był chociażby konflikt z Chinami dotyczący cenzurowania wyników wyszukiwań.
Problem w tym, że firma wykorzystuje też swoją pozycję i przekonania do walki z konkurencją. Dobrym tego przykładem według mnie jest ostatni wywiad, jakiego udzielił Sergey Brin dla „Guardiana”. 38-letni miliarder, współzałożyciel Google’a, stwierdził m.in., że jednym z zagrożeń dla wolności internetu są takie spółki jak Facebook czy Apple.
Dlaczego?
Brin określił firmy Marka Zuckerberga i Tima Cooka jako „zamknięte osiedla”, do których nie ma swobodnego dostępu. Ich właściciele zazdrośnie bronią swoich produktów, doprowadzając kontrolę nad nimi - jak w przypadku iOS Apple’a - niekiedy do absurdów. Podobnie platforma Facebooka jest odizolowanym miejscem w internecie. Zdaniem Brina prowadzi to do mocnego ograniczenia innowacji oraz bałkanizacji globalnej sieci. Wszyscy na tym tracimy.
Atakowanie Facebooka i Apple’a jest dla mnie bardziej przejawem niechęci wobec konkurentów, niż realnych obaw o swobodę w internecie. O ile prawdziwe zagrożenia, czyli różnorakie ustawy ograniczające dostęp do sieci, rzeczywiście każą zastanowić się nad przyszłością internetu, o tyle mniejszą wagę przykładałbym do polityki wielkich firm jak Facebook czy Apple.
Google nie jest moim zdaniem święty. Firma wykorzystuje hasła otwartości i swobód internetowych do realizacji swoich celów. Oczywiście, że Brinowi nie podobają się „zamknięte osiedla” konkurencji. Bo Google nie może na nich skorzystać. Póki jednak nie tracą na tym użytkownicy, nie widzę sensu bicia na alarm. Brin twierdzi, że gdyby Google miał startować w czasach Facebooka, nie miałby szans na rozwój. Moim zdaniem pokazuje to bardziej, że firma z Mountain View nie bardzo radzi sobie na polu usług społecznościowych, a nie to, że Facebook ogranicza w jakiś sposób otwartość sieci.
Nie bardzo też rozumiem argument dotyczący zamykania mobilnych aplikacji. Również na Androida nie wszystkie programy są zupełnie otwarte. Przykład pierwszy z brzegu to chociażby Instagram, który niedawno miał swoją premierę na tą platformę. Czy więc Brinowi rzeczywiście leży na sercu dobro internautów, czy też po prostu współzałożyciel Google'a narzeka, że jego firma nie ma dostępu do wszystkich materiałów w sieci?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu