Jeszcze jakiś czas temu Internet i telewizor były zupełnie dalekimi od siebie bytami. Jednak z upływem czasu doszliśmy do wniosku, że nadeszła chwila wykorzystania możliwości dużego ekranu i wygodnej kanapy do konspumpcji treści dostępnych tylko w sieci. Prób przeniesienia tych materiałów do salonu było co nie miara, lecz żadnej nie można było określić idealnym - albo rozwiązanie okazywało się nadal zbyt skomplikowane albo koszta jakie należałoby ponieść przy jego zakupie były niewspółmierne do możliwości urządzenia. Po gorzkiej lekcji jaką ma za sobą Google w przypadku projektu Google TV i Nexusa Q wydaje się, że właściwe wnioski zostały wyciągnięte i efektem tych starań jest właśnie Chromecast. Wetknij, kliknij i oglądaj - czy da się to zrobić prościej?
Co w pudełku?
Chromecast znajdziemy w niewielkim pudełku, którego wymiary zbliżone są do opakowania płyty kompaktowej. Jest jednak nieco wyższe, ponieważ w środku nie znajdziemy jedynie samego gadżetu Chromecast, a także dwa przewody (HDMI, USB), ładowarkę sieciową i standardowe książeczki. Już sam opis na samym przodzie pudełka tłuamczy nam z czy mamy do czyninia - jest to najprostszy sposób na oglądanie filmów online na naszym telewizorze.
Opis ten jednak nie zdradza kilku innych możliwości urządzenia, dopiero na odwrocie znajdziemy loga czterech usług które mają nam wystarczyć na początek. Wykonanie pudełka w żaden sposób nie oddaje ceny urządzenia - Google przyłożyło się nawet do tak pozornie mało istotnego elementu tej układanki, że miłe zaskoczenie przy pierwszym otwieraniu opakowania od razu daje nam do zrozumienia, że nie mamy do czynienia z produktem trzeciej czy czwartej kategorii.
"Czy to pendrive?"
Sam Chromecast przypomina swoim wyglądem zwykłego pendrive’a. No może nie zwykłego - nieco przerośniętego, bo jego wymiary to 6 centrymetrów długości (bez złącza HDMI) oraz 3,5 centrymetra szerokości w najszerszym punkcie. Przed wzięciem urządzenia do ręki będziemy spodziewali się czegoś lższejszego, ale nie będzie to dla nas miało żadnego znaczenia, gdy Chromecast znajdzie się w jednym z portów telewizora. W tym momencie należałoby też wyjasnić dlaczego w zestawie znajdziemy tak wiele przewodów. Do działania Chromecast potrzebuje zewnętrznego źródła zasilania, dlatego obecność kabla USB docenimy przy okazji pierwszego uruchomienia. Na całe szczęście możemy skorzystać z wolnego portu USB w telewizorze, jeżeli takowy posiadamy. W przeciwnym razie będziemy musieli wykorzystać zasilacz sieciowy. Google wzięło także pod uwagę sytuację, gdy porty HDMI w telewizorze znajdują się naprawdę blisko siebie i mogłoby zabraknąć miejsca dla Chromecast - wtedy do gry wkroczy, dość krótki co prawda, przewód HDMI.
Banalna konfiguracja i możliwości
Skonfigurowanie Chromecast jest naprawdę bardzo łatwe. Posłużą do tego aplikacje dla systemów OSX, Windows, iOS lub Android. Ja skorzystałem z tej drugiej, a sam proces wygląda bardzo podobnie na każdej z platform. Po instalacji programu wyszuka on urządzenia Chromcast i po wskazaniu naszego urządzenia będziemy mogli podłączyć je do naszego domowego Wi-Fi. Ogranicza się to jedynie do wskazania sieci, wpisania hasła i nadania naszemu Chromecast dowolnej nazwy. Zostanie nam także zasugerowana instalacja dodatku Cast do przeglądarki Chrome i to wszystko, Chromecast jest gotowy do nadawania.
Co więc możemy przekazać na ekran telewizora? Niestety w naszym kraju możliwości Chromecast są na tę chwilę dosyć ograniczone. Nad Wisłą nadal niedostępne są takie usługi jak Netflix czy sklep Google Play (asortyment muzyczny i filmowy). Z tego powodu jedynymi opcjami jakie nam pozostają to serwis YouTube i mirroring kart z przeglądarki Chrome. Jak więc sprawdza się Chromecast w takim zastosowaniu?
YouTube na "dużym ekranie"
W przypadku YouTube swoistym pilotem mogą stać sie smartfony, tablety jak i komputery. Wystarczy jedynie aktualna aplikacja YouTube (urządzenia mobilne) lub przeglądarka Chrome na komputerze. Cała “magia” dzieje się po naciśnięciu niewielkiego przycisku - wtedy Chromecast bezpośrednio łączy się z siecią i rozpoczyna strumieniowanie materiału. Nasz smartfon czy komputer nie pełnią wtedy roli pośrednika, więc bez problemu można wtedy zamknąć aplikację YouTube, otworzyć dowolną inną, a nawet wyłączyć telefon/tablet. Chromecast nadal odtwarzać będzie film wideo na ekranie telewizora. W każdej chwili możemy też zmienić urządzenie i zacząć kontrolować to co dzieje się na ekranie telewizora za jego pomocą. Odtwarzany film możemy naturalnie zatrzymać lub przewinąć, a do tego, co jest bardzo wygodne, możemy zarządzać głośnością odtwarzania.
Również za pomocą fizycznych przycisków głośności urządzenia. Nie mamy jednak wpływu na jakość oglądanego materiału. W przypadku szybkich łącz Chromecast nie powinien mieć problemu z wybraniem rozdzielczości 720p, która de facto jest maksymalną wartością wyjściową urządzenia. Niestety funkcja automatycznego wybierania jakości nie zawsze działa tak, jakbyśmy sobie tego życzyli i zdarzały się przypadki, gdy pierwsze kilkadziesiąt sekund filmu było jedynie pokazem sporych rozmiarów pikseli. Oglądanie YouTube za pomocą Chromecast oferuje jednak tak wygodny sposób kolejkowania filmów i zarządzania ich odtwarzaniem, że właśnie tylko tak od pewnego czasu zapoznaję się z kolejnymi materiałami z subskrybowanych przeze mnie kanałów i nie tylko.
Mirroring działa, ale...
Drugą z testowanych przeze mnie funkcji Chromecast jest mirroring wybranej karty z przeglądarki Chrome. Tutaj do wyboru mamy trzy opcje jakości obrazu - 480p, 720p, Extreme 720p. Wszystko więc zależy od tego jaką predkością sieci bezprzewodowej dysponujemy. Chromecast obsługuje jedynie zakres 2,4GHz co może nie spodobać się wielu osobom, ale jest to raczej zrozumiałe biorąc pod uwagę cenę tego gadżetu. Moja domowa sieć działa w standardzie “g” i jeżeli miałbym doszukiwać się przyczyn sporych opóźnień w działaniu funkcji “cast” to typowałbym właśnie to. Prezentowanie zawartości karty na ekranie telewizora może być przydatne w wielu przypadkach, nawet gdy zechcemy pokazać rodzinie zdjęcia z wakacji. Nie odbywa się to jednak na tyle płynnie, by móc pozwolić sobie na odtwarzanie filmów z innych serwisów niż YouTube i nie jest to jedynie moja opinia, ponieważ na ten fakt zwracano uwagę innych recenzjach. Warto jednak wspomnieć, że taka opcja jest dostępna i odtwarzanie materiałów filmowych z Vimeo, Facebooka czy Instagram jest możliwe - na tę chwilę jednak nawet procesor i7 i 4 gigabajty pamięci RAM po stronie komputera, ani standard “n” sieci Wi-Fi niewiele zmieniają. Miejmy nadzieję, że sytuacja ta zmieni się w przyszłości.
To wszystko?
Trudno nie zgodzić się z opinią, że na ten moment inwestycja w Chromecast może okazać się inwestycją w obietnice ze strony Google, które nie znajdą pokrycia w rzeczywistości. Tym bardziej na naszym rodzimym podwórku, gdzie już teraz możliwości Chromecast są znacznie mniejsze niż na rynkach zachodnich czy za oceanem, wcale może do tego nie dojść tak szybko jakbyśmy chcieli. Nie zmienia to jednak faktu, że możliwości urządzenia są naprawdę ogromne. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt oparcia Chromecast o system Android, a co za tym idzie opcji zrootowania gadżetu - do czego już właściwie doszło. Aktualnie Chromecast oferuje mi to czego potrzebuję, czyli możliwość szybkiego i bezprzewodowego przeniesienia na ekran telewizora fiomu z YouTube i strony internetowej otwartej w Chrome. Oczywiście chciałoby się więcej i z taką myślą należy podejść podczas zakupu Chromecast. Nie kupujemy produktu pełnego i ukończonego. Należy potraktować to jako inwestycję ze sporą szansą na “zwrot” w nieokreślonej przyszłości.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu