Za kilka miesięcy powróci temat smogu i pewnie każdego dnia będzie się pojawiał w mediach - jeśli nie tych profesjonalnych, to przynajmniej w społecznościowych. Wielu ludzi ponownie będzie się zastanawiać, skąd wziął się problem, pojawią się pytania o to, co rząd zrobił w roku 2017, by ograniczyć skalę zjawiska. Odpowiedzi nie muszą napawać optymizmem. Tymczasem okazuje się, że zmiany zajdą i będą odczuwalne - szczególnie, gdy mowa o portfelu najuboższych. Ze sprzedaży zacznie znikać węgiel niskiej jakości. Słuszne działania, lecz mogą przynieść mizerne skutki.
Paliwo kiepskiej jakości zniknie ze sprzedaży. Polacy muszą się szykować na wzrost kosztów ogrzewania
Węgiel niskiej jakości zniknie z oferty skierowanej do sektora prywatnego i komunalnego. Taką decyzję podjęła Polska Grupa Górnicza - poinformowała o tym już jakiś czas temu, ale teraz nagłośniła to Gazeta Wyborcza. Czy to wpłynie na wyniki giganta? Niekoniecznie: paliwo niskiej jakości odgrywa marginalna rolę w jego funkcjonowaniu. Zapasy surowca trafią do przemysłu i energetyki, bo tam mogą być zużyte w sposób w miarę ekologiczny, "czysty". Skąd taka decyzja?
Duży wpływ mają na nią decyzje samorządów: w kolejnych województwach przyjmowane są uchwały antysmogowe, które wykluczają użycie paliw niskiej jakości, w tym mułów i flotokoncentratów. Zabrakło rozwiązań na szczeblu centralnym, ale wzięto się do pracy lokalnie, po Małopolsce i Śląsku, takie decyzje podejmowane są także w innych regionach kraju. A to oznacza, że śladem PGG pójdą niebawem inni producenci, bo zwyczajnie stracą odbiorców - kiepskiej jakości węgiel zacznie znikać z naszego otoczenia. Co najważniejsze: przestanie być pakowany do pieców (nierzadko starych i wpływających bardzo negatywnie na środowisko oraz nasze zdrowie).
W teorii powinniśmy się cieszyć: w końcu coś ruszyło, nareszcie ludzie poszli po rozum do głowy, trujące paliwo stanie się nielegalne. Cieszę się, bo wielokrotni podejmowałem temat smogu i jego niszczycielskiego wpływu na nasze życie - rocznie w samej tylko Polsce zabija on kilkadziesiąt tysięcy osób, jeszcze większa liczba choruje z tego powodu. To są koszty, których często nie bierze się pod uwagę podając ceny paliw. Skoro już jednak o cenach mowa... W tekście GW pojawia się następujący fragment:
Dla prywatnych odbiorców niemożność kupienia kopalnianych odpadów oznacza jednak wzrost kosztów ogrzewania. Tona mułu i flotu kosztowała od 100 do 300 zł, za dobrej jakości węgiel, z niższą zawartością siarki i popiołu, trzeba zapłacić ok. 850-1000 zł. Ogrzewanie domów węglem podrożeje z ok. 2,3 tys. zł do ponad 4 tys. zł rocznie.[źródło]
I tu pojawia się problem. Obawiam się, że ubodzy odbiorcy korzystający do tej pory z kiepskiego paliwa, nie znajdą nagle w kieszeni dodatkowych środków i nie zainwestują w znacznie droższy węgiel. Są stawiani pod ścianą, a to może prowadzić np. do... częstszego spalania śmieci. Nie zdziwię się, jeśli z koszy zaczną znikać plastiki (to nie wymysł - obserwowałem taki proces). Ktoś stwierdzi, że to już sprawa dla policji czy straży miejskiej, ale czy rozwiązaniem będzie mandat nałożony na ludzi, którzy mają do wyboru mróz lub kopcący komin? Oni nie zapłacą, wszyscy będziemy wdychać trujące opary.
Nie twierdzę oczywiście, że winne są tu PGG czy uchwały antysmogowe - te ruchy są nam potrzebne. Ale jeśli one pojawią się nagle i nie będą wpisane w szerszy kontekst, nie pójdzie za nimi realna pomoc dla rzeszy Polaków, edukacja połączona ze wsparciem ekonomicznym, to kłopot nie zniknie. On po prostu przybierze inną formę. W najgorszym przypadku ruszy czarny rynek, na którym kupi się węgiel kiepskiej jakości. Obok siebie będą funkcjonowały stare zachowania i przepisy, które rzekomo je rugują.
Obym się mylił - chciałbym za kilka kwartałów przeczytać, że setki tysięcy ton paliwa kiepskiej jakości nie zostały spalone w piecach, że do powietrza nie trafiła przez to masa trucizn, a ludzie dali radę i nie narzekali na niskie temperatury. Ale jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu