Za dietę do sądu – Włosi chcą chronić dzieci wegan
Jedz co chcesz, ale dzieci w to nie mieszaj
Jestem zdania, że o ile dorosły człowiek może sobie robić co chce ze swoim ciałem – nawet w imię zasad, tak od dzieciaków nie należy egzekwować uczestnictwa w naszym sposobie myślenia. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o ich zdrowie. Zatem – latanie z dzieciakami do znachorów, leczenie ich sadłem lub „na trzy zdrowaśki” to żaden objaw troski o pociechy, lecz zwykłego egoizmu. Wszelkie badania mówią o tym, że konkretne rzeczy na konkretne choroby pomagają. Co nie zmienia faktu, że w XXI wieku niektórzy są w stanie zawierzyć alternatywnym (i nierzadko głupim) formom leczenia człowieka, również w przypadku dzieci. Z weganizmem jest podobnie – dziecko potrzebuje naprawdę zbilansowanej diety. W przeciwnym wypadku czeka ją sporo problemów zdrowotnych – nie tylko na samym początku jego życia, ale i potem – w formie powikłań. Czy dziecko może być weganinem? Może. A powinno? Absolutnie nie.
Wiecie, do wegan nie mam kompletnie nic. Żyją w przekonaniu, że swoim postępowaniem mogą zmienić świat, siebie, poczuć się lepiej. Super. Gorzej, kiedy ktoś zaczyna mi swój światopogląd narzucać. I jeszcze gorzej, gdy w pędzie za nim zaczyna mu „odwalać”. O ile American Dietetic Association utrzymuje, że dieta wegańska jest dla dzieci odpowiednia (o ile dostarcza wszystkich składników odżywczych), tak ja dla świętego spokoju, nawet będąc weganinem pasłbym dzieciaka smacznym mięskiem, na śniadanie wpychał płatki na mleku, a na kolację jajecznicę.
Włosi poszli o krok dalej – centroprawicowa partia Forza Italia zamierza rodziców, którzy taką dietę będą uskuteczniać u swoich dzieci, odpowiednio karać. W tym kraju niedawno było głośno o rodzicach, którzy w ten sposób karmili swoje dzieci i spowodowało to u ich pociech konieczność ich hospitalizacji oraz… dożywienia. Włosi dla bezpieczeństwa woleli „wylać dziecko z kąpielą”, niż pomyśleć, jak tu wegan nauczyć dzieci karmić tak, aby niczego im nie brakowało. I w sumie, jest to podejście dużo rozsądniejsze, niż „przyklepanie” sprawy. Dieta małego dziecka to coś, czego rodzice mogą zwyczajnie „nie uciągnąć”, nawet jeżeli wchłoną na ten temat mnóstwo książek, publikacji, broszur. Mogę zatem uznać, że o ile wchodzenie w czyjąś wolność ze strony państwa z reguły nie jest niczym dobrym, tak w przypadku, gdy mówimy o dobru dzieci – mogę się z tym zgodzić.
Grafika: 1, 2
Więcej z kategorii Felietony:
- Subskrypcje w XXI wieku, które działają jak w średniowieczu. Chcesz anulować? Dzwoń!
- Klienci mBanku to osoby o stalowych nerwach
- Bezdotykowe ładowanie indukcyjne - rewolucja na którą czekam
- Dzień klęski urodzaju, czyli najważniejsza premiera Disney+ w tym roku
- Najbardziej irytujące zakupy? Aukcje, których może nikt nigdy nie wygrać