Moda na retro ma się świetnie, co chwila wychodzą kolejne gry stylizowane graficznie na produkcje sprzed lat. Miłe to, ale to wszystko imitacja. Dopie...
Moda na retro ma się świetnie, co chwila wychodzą kolejne gry stylizowane graficznie na produkcje sprzed lat. Miłe to, ale to wszystko imitacja. Dopiero kontakt z Wasteland 2 zafundował mi podróż w okolice 1997 roku. I to pod wieloma względami...
Wasteland 2 jest drugim, zaraz za Broken Age od Double Fine, filarem, który umocnił ideę zbiórek społecznościowych. Ufundowany w kwietniu 2012 roku projekt, zebrał 2 933 252 dolarów, czyli ponad dwa miliony więcej, niż wcześniej życzyli sobie twórcy z inXile. Ponad 61 tys. osób uwierzyło w obietnice Briana Fargo – osobę, która w 1988 roku powołała do życia pierwszą odsłonę Wastelanda, protoplastę kultowych już Falloutów.
Pierwotnie gra miała pojawić się już w okolicach października 2013 roku, jednak później debiut kilkukrotnie przekładano. Najbardziej niecierpliwi mogli zacząć odwiedzać postapokaliptyczne pustkowia od grudnia zeszłego roku, kiedy to Wasteland 2 wszedł w fazę zamkniętej bety w programie Early Access. Finalnie, w drugiej połowie września, gra oficjalnie została ukończona.
Kiedy koniec oznacza początek...
Kontynuacja nawiązuje do pierwszej odsłony gry, ale szczęśliwie znajomość produkcji sprzed 26 lat nie jest wymagana. W totalnym skrócie sytuacja przedstawia się następująco: W 2087 roku doszło do nuklearnej zagłady, kiedy to Stany Zjednoczone i Związek Radziecki postanowiły poobrzucać się pociskami balistycznymi. Miejsc zdatnych do życia pozostało niewiele, jednym z nich były południowozachodnie tereny USA. Jak łatwo się domyśleć, przy braku centralnej władzy szybko doszło do rozpadu społeczeństwa. Ocaleni zaczęli tworzyć własne struktury nastawione głównie na przeżycie. Jedni dążyli do pokojowej egzystencji, inni wprost przeciwnie.
Ład i porządek stara się utrzymać paramilitarna organizacja zwąca się Strażnikami Pustyni i trzeba przyznać, że ma pełne ręce roboty. Zagrożeń na pustyni nie brakuje – zmutowane istoty, bandyci, fanatycy... Długo by wymieniać. Najważniejsze jest to, że w Wasteland 2 wcielimy się w czterech rekrutów tej szlachetnej organizacji.
Od samego początku od Wastelanda czuć dobrym powiewem „postapo”. Trudno to do końca wyjaśnić, ale każdy, kto spędził dziesiątki godzin w pierwszych dwóch Falloutach powinien czuć się jak w domu.
Zabawę zaczynamy od stworzenia naszych bohaterów, bądź wybrania ich z listy przygotowanych postaci. I od tego miejsca rozpoczyna się nasza wielka podróż do przeszłości. Opisy poszczególnych cech i umiejętności są na tyle skąpe, że trudno z nich wywnioskować coś konkretnego. Żeby dodatkowo utrudnić zabawę, zdolności mamy najróżniejsze i tak naprawdę nie wiemy co może okazać się przydatne. I co tu robi „skill” odpowiedzialny tylko i wyłącznie za naprawę tosterów?
Z drugiej strony dobór dostępnych umiejętności jest przemyślany. Każda z nich faktycznie może przydać się w rozgrywce, nie ma tutaj kompletnie bezsensownych pozycji. To dodatkowo utrudnia podjęcie decyzji. Jeśli podchodzimy do Wastelanda 2 na poważnie, to kreacja bohaterów zajmie nam naprawdę sporo czasu, który poświęcimy głównie na myślenie.
Jeden pogrzeb i...
Wasteland 2 zaczyna się od pogrzebu. W tajemniczych okolicznościach zginął As, jeden z bardziej szanowanych Strażników. Wykonywał on ważną misję zleconą przez samego szefa wszystkich szefów, czyli Generała Vargasa. Naszym pierwszym zadaniem jest sprawdzenie miejsca zdarzenia i odzyskanie urządzeń pozostawionych gdzieś przez nieżywego strażnika.
Nie będę streszczał całej fabuły Wastelanda 2, ponieważ warto poznać ją samemu. Poza tym, jest to produkcja na kilkadziesiąt godzin zabawy – zależy, czy sprawdzamy każde ziarnko na pustyni, czy pędzimy przed siebie zapatrzeni w główne cele misji.
Twórcy z inXile pozostawili graczom bardzo dużą swobodę w poruszaniu się. Mamy zadanie do wykonania, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby zacząć zwiedzać pustkowie. No... prawie nic. W pewnym momencie docieramy do stref o wysokim promieniowaniu, gdzie bez skafandrów ochronnych szybko staniemy się kolejna stertą kości leżącą wśród wydm. Innym ograniczeniem są kończące się zapasy wody. Te jednak uzupełniamy w napotkanych oazach i osadach. W trakcie podróży bardzo często słyszymy najróżniejsze komunikaty przesyłane drogą radiową. Raz są to raporty innych grup strażników, kiedy indziej reklamy postapokaliptycznych sklepów, albo salonów gier.
Warto tutaj wyraźnie podkreślić, że cały czas w powietrzu unosi się duch oldskulu. Przyzwyczajeni do współczesnych produkcji, gdzie cały czas jesteśmy prowadzeni za rękę, możemy nie raz zaciąć się i bezradnie szukać rozwiązania. Trzeba uważnie czytać wszystkie dialogi i mieć w ekipie przynajmniej jedną osobę z wysokimi zdolnościami krasomówczymi. Dziennik zadań nie zawsze wyjaśnia nam co powinniśmy zrobić i jednym rozwiązaniem pozostaje odwołanie się do zasobów internetu, albo pytanie znajomych.
Grając w Wasteland 2 odnosimy na początku wrażenie, że produkcja jest sporo uboższa od Fallouta. To mylne myślenie. Dostępna mapa nie powala wielkością, jednak miasta, osady i inne miejsca, do których trafiamy, są bardzo rozległe, a zadań pobocznych w nich nie brakuje. Każda z lokacji jest w jakiś sposób unikatowa. Raz trafiamy do miasta, które udostępnia całej okolicy wodę pitną, innym razem do eksperymentalnego rancza, gdzie hoduje się modyfikowane genetycznie warzywa i owoce. Mamy też miasteczko tubylców obsługujących kolej żelazną, Szalonych Mnichów noszących osobiste ładunki nuklearne i oddających cześć pociskowi balistycznemu, gangi, oddziały bojówkarzy, zbuntowane maszyny... Jest w czym wybierać. Cieszy też, że w pewien sposób nasze działania oddziałują na świat i mamy o tym okazję przekonać się już w pierwszych kilku godzinach rozgrywki.
Wisienką na torcie jest całe mnóstwo odniesień do szeroko pojętej kultury popularnej. Niektóre smaczki są zauważalne od razu, inne objawiają się jedynie za pomocą „mrugnięcia okiem”.
Radioaktywny bug
Duch lat minionych unosi się w każdym zakamarku. I nie zawsze jest to zaleta. Interfejs gry niekiedy woła o pomstę do nieba. Wykonanie najprostszej czynności w menu to obowiązkowe przeklikiwanie się przez kolejne zakładki. Zbyt skąpe informacje powodują, że odłożenie gry na jakiś czas i późniejszy do niej powrót nastręcza kłopoty z przypomnieniem sobie co mamy zrobić i gdzie.
To jeszcze są pomniejsze mankamenty. Niestety Wasteland 2 jest mocno niedopracowaną pozycją, przed którą jeszcze niejedna sesja łatania. Bohaterowie niezależni potrafią znikać, co uniemożliwia wykonanie zadania, potrafią dostać amnezji i za każdym razem zaczynać z nami rozmowę tak, jakby nas pierwszy raz w życiu widzieli. Pomimo wykonania wszystkich elementów składowych „questa”, nie da się go ukończyć, ponieważ brakuje odpowiedniej linii dialogowej. Znalazłem też sposób na klonowanie przedmiotów. Wtedy poczułem się jak w 1997 roku, kiedy taki proceder był standardem w pierwszym Diablo.
Mocno niedopracowana jest też mechanika walki. Starcia odbywają się w turach, a ich inicjalizacja następuje po wejściu w obszar reakcji przeciwnika, albo wtedy, kiedy oddamy pierwszy strzał. Kłopot w tym, że cała nasza zgraja porusza się w kupie, a nie w przemyślanej formacji. Kiedy więc dochodzi do walki, to zaskakuje ona nas tak jak stoimy. Wtedy najczęściej sprowadza się to do zmasowanego ostrzału jednego przeciwnika tak, aby jak najszybciej pozbawić go życia. Jedyne rozwiązanie, jakie udało mi się na to znaleźć, to ręcznie porozstawiać moich ludzi w preferowanej formacji i dopiero wtedy rozpocząć starcie. Na sytuacje, w których po prostu „wpadamy” na oponentów, nie ma rady.
Adwersarze nie stosują żadnej wyrafinowanej taktyki. Dzierżący broń białą lecą po prostu na któregoś z naszych strażników, posiadacze broni palnej starają się strzelać z maksymalnego zasięgu swoich gnatów. Są jeszcze tacy, którzy obrzucają pole walki granatami czy dynamitem. Ci potrafią podrzucić taką „niespodziankę” swoim kompanom. Ranni dzielnie tkwią na swoich pozycjach, nie wykorzystują apteczek z ekwipunku. Innymi słowy, bijatyka z debilami.
Nie można też nie wspomnieć o oprawie graficznej. Z jednej strony zachowuje ona specyficzny klimat „postapo”, z drugiej modele trójwymiarowe przypominają swoją dokładnością Larę Croft. Tę z pierwszego Tomb Raidera. Nie raz natkniemy się na brzydkie tekstury czy inne niedoróbki graficzne. Całości dopełnia męcząca praca kamery, której ustawienie pod satysfakcjonującym kątem jest nie lada wyzwaniem.
O(d)pad atomowy?
Wasteland 2 to gra bardzo nierówna. Z jednej strony wypełniona jest świetną atmosferą postapokalipsy, zachwyca bogatym i dobrze stworzonym światem, w którym przeżyją najsilniejsi. Osoby lubiące starsze pozycje będą zachwycone znajdującym się w tytule pierwiastkiem oldskulu: niejednoznacznie nakreślona linia fabularna, która wymaga skupienia i uwagi, sporo zadań pobocznych, dobrze nakreślone postaci niezależne.
Z drugiej strony widać, że w kilku miejscach zadanie przerosło niewielkie inXile. Pomijając przeciętną warstwę wizualną, grę trapią błędy mniejsze i większe oraz niedopracowanie kilku kluczowych elementów rozgrywki.
Czy warto wybrać się na postapokaliptyczne pustkowia? Jeśli jesteście miłośnikami takich klimatów, to zachęcać Was nie trzeba. Zaciśniecie zęby i pójdziecie dalej. W końcu to miejsce tylko dla twardzieli. Jeśli jednak nie macie w sobie żyłki survivalowca, to zaczekajcie na kolejne poprawki. Wtedy Wasteland 2 będzie nie mniej interesujący, a z pewnością mniej irytujący.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu