Poniższy wpis jest autorstwa Piotra Peszki, który odpowiada na diss Radosława Muszyńskiego. Przypomnę też, że wszystko zaczęło się od tego wpisu. C...
Czytając zapowiedź Grzegorza spodziewałem się bomby atomowej. Tego, że będę musiał kupić sobie psa i wytresować go w poszukiwaniu własnych kości. Niestety jestem rozczarowany - strzały są z patyka i znosi je raz w wyliczanki, a raz w prywatne wycieczki. Główna ofensywa poszła w kierunku porównania Dawid vs Goliat i kto ma większego (szacun za dlugość wpisu) mijając się o lata świetlne i kilka niezrozumień z komentowanym tekstem. To na tyle w kwestii “ciętej riposty wujka Mietka”. Przejdźmy do sedna, może w końcu będzie diss
Pozwolę sobie zacząć od tak zwanego zadu (Wyjaśninie autora: “od zadu” znaczy to samo co od miejsca, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę). Otóż nie wiedzieć czemu niektórzy mają skłonność uważać, że jeśli coś jest skomplikowane, trudne i ciągle się zmienia to powinno być lepsze od czegoś prostego i zwyczajnego. Pokusiłem się o kilka przykładów o różnym stopniu skomplikowania, żeby nie bylo problemów. Uwertura Rok 1812 (http://www.youtube.com/watch?v=QPKzEaLmjyM) Czajkowskiego jest na przykład uznawana przez WIĘKSZOŚĆ ludzi za lepszy utwór muzyczny niż “Hej sokoły...”. Zapewne WIĘKSZOŚĆ ludzi zachwyci również makaron z krabem i królikiem, albo luzowany gołąb w wykwitnej francuskiej restauracji. Również WIĘKSZOŚĆ podnieca się designem Alfy Romeo i mocą super wozów. Niestety, mnie osobiście rzeczona WIĘKSZOŚĆ nie specjalnie interesuje. Lubię jeździć 30-letnim rowerem, najlepszym daniem jest pieczona z córką szarlotka, a “Hej Sokoły!” przypominają mi rewelacyjne wesele, podczas którego państwu młodym wręczyłem w prezencie owcę. Czy to najlepsza konfiguracja? Czy to jest modne? Czy to przynosi zysk? Czy to jest strategiczne i innowacyjne? Nie wiem, ale mógłbym do końca świata jeść szarlotkę i naprawiać stary rower. Kocham prostotę, funkcjonalność i jabłka z cynamonem na białkowej pianie. Jeśli ciągle nie przekonałem, że to co proste jest społecznie wysoce pożądane, to idealnym przykładem są ZUS i podatki. Zmieniają się częściej niż stroje modelek na wybiegu, samodzielne ogarnięcie wszystkich szczegółów graniczy z cudem i WIĘKSZOŚĆ tego nie ogarnia.
Nie wiem jak Ty Radosławie, ale ja nie żyję po to, żeby zmagać się z interfejsem, z którego nie muszę korzystać, a to zgrabnie doprowadza nas do wspomnianego Facebook’a, z którego WIĘKSZOŚĆ korzysta. Zanim zacznę muszę jeszcze wtrącić, że liczyłem szczerze, na wyszukane argumenty, a nie bicie piany i podpieranie się transmisjami z marketingowych spotkań dla wyznawców wielkiego F-a. Jak wspomniałem, kocham prostotę, a ostatnią rzeczą jaką chciałbym robić jest oglądanie tego, co tam w środku fejsa ludzie kombinują. Idąc tym tropem powinienem się zapisać na konferencje okolicznych rzeźników, piekarzy, mleczarzy żeby zobaczyć ile chemicznych wypełniaczy napchali do śniadania, albo pasjami oglądać obrady Sejmu RP. Niestety ani jedna z tych transmisji mnie nie interesuje, jestem finalnym konsumentem legislacji, rzeźni, piekarni, mleczarni i facebooka. Interesuje mnie, prawo, finalny smak i UX Facebooka.
Twoja rozprawa jest bardzo, ale to bardzo logiczna, wymienane funkcje i porównania serwisów są sensowne. Jako homo logicus - programista - cieszysz się z odkrywania nowych funkcji, interesują Cię ich różne wartswy, semantyki i sposób działania. Frajdę daje korzystanie, a oprócz tego, jako facebookowy apologeta (Wyjaśnienie autora: Apologeta - obrońca przekonań religijnych przy pomocy argumentacji historycznej i racjonalnej, bardzo często na podstawie Biblii) będziesz swojej F-ortecy bronił. Oczywiście możesz powiedzieć, że użytkownicy nie wiedzą czego chcą, a kiedy wiedzą to każdy chce czegoś innego, że WIĘKSZOŚĆ nie czyta instrukcji i nie szukają informacji jak coś zrobić na specjalistycznych blogach i to wszystko w Twoim świecie jest prawdą.
Niestety są jeszcze całe szeregi światów równoległych, i racji indywidualnych (Wyjasnienie autora: racja - coś jak zad - każdy ma swój) w których ludzie korzystający z otaczającej ich rzeczywistości nie chcą czuć się jak idioci. Chcą uruchomić przeglądarkę i korzystać z rozwiązań, które są oczywiste. Nie chcą się bać tego, że coś mogą zepsuć, opublikować nie w tym miejscu, albo nie tak jak trzeba. Przecież to zostanie tam na wieki!
Żeby ułatwić zrozumienie mojego przesłania posłużę, się przykładem żaby i garnka - dość znanym z resztą. Wyobraźmy sobie garnek z gorącą wodą i żabę. Jeśli płaza wrzucimy do garnka z gorącą wodą jego układ nerwowy zareaguje natychmiast i jeśli się uda zwierze wyskoczy ratując życie. Jeśli natomiast żabę włożymy do garnka i woda będzie początkowo zimna delikwentka nie zorientuje się, że temperatura wody rośnie. Rosnąca temperatura znieczula jej zmysły.
W tym właśnie tkwi sedno wprowadzania zmian. Są one konieczne i wręcz niezbędne jeśli jakiś serwis ma przeżyć w dzisiejszym świecie. Niestety robienie rewolucji w interfejsie powoduje że żaba wyskakuje. Każda zmiana powinna być ewolucyjna, powinna podlegać doborowi naturalnemu i jeśli jest dobra - przeżywa, jeśli zła - zjedzą ją inne.
Podsumowując, pokusiłem się o przeintelektualizowany (i takie będą) tekst o WIĘKSZOŚCI znanym facebooku, ale o tych wszystkich zmianach poczułem się po prostu głupi. Cytując Alana Coopera: “To ludzie zaprojektowali interfejsy, których nie cierpimy (...) mimo, że od interfejsów bolą oczy, łamie w krzyżu i mdleją przeguby. Wszyscy jesteśmy (...) wariatami prowadzącymi dom wariatów, którzy sami dla siebie stworzyliśmy”.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu