Hipersoniczne rakiety, które potrafią dostarczyć 100 ton ładunku w dowolne miejsce na Ziemi w mniej niż półtorej godziny: to wszystko brzmi i ciekawie i strasznie jednocześnie. Ktoś — a raczej coś — stanęło na drodze do testów tej przełomowej technologii. Kto stoi za tą inicjatywą? A jakże: Elon Musk. A co mu przeszkodziło? Ptaki. A może i… polityka.

Tłem jest atol Johnston — wyspa o powierzchni 1,6 kilometrów kwadratowych, zapomniany skrawek lądu 1300 km na południowy zachód od Hawajów. Oficjalnie — rezerwat. Nieoficjalnie — strefa testów dla projektów, które "lepiej, by nie startowały z Florydy". To właśnie tam SpaceX miało razem z amerykańskim wojskiem przeprowadzić testy dostaw ładunków strategicznych za pomocą rakiet.
Ale zanim cokolwiek oderwało się od ziemi, plany pokrzyżowali Muskowi (i wojsku)... biolodzy. 14 gatunków tropikalnych ptaków morskich gniazduje na tej wyspie, a eksplozje i lądowania mogłyby zmieść nie tylko ich siedliska, ale i sam sens istnienia rezerwatu. Argumenty były konkretne, a precedens z Boca Chica w Teksasie zadziałał jak petarda wrzucona do ubikacji w środowisku ochrony przyrody.
Boca Chica, ptaki i żart o omlecie
W 2023 roku podczas startu rakiety Starship w Teksasie doszło do spektakularnej katastrofy. Wybuch zniszczył gniazda i jaja ptaków, których zbyt dużo nie ma. SpaceX oberwało prawnie, medialnie i wizerunkowo. Elon Musk odpowiedział w swoim stylu: zadeklarował, że przez tydzień nie zje żadnego omleta. Nie wiadomo, czy rzeczywiście nie zjadł żadnego omleta, czy jedynie cynicznie w ten sposób odpowiedział zatroskanym (słusznie) obrońcom przyrody.
Grupy ekologów zareagowały szybko. Wymusiły wstrzymanie oceny środowiskowej projektu na atolu Johnston. Siły Powietrzne przyznały, że rozważają alternatywne lokalizacje. A SpaceX? Cóż, taktycznie milczy.
Logistyka kontra natura
Program, o którym mówimy, to piekielnie głośne i potężne rakiety zdolne dostarczyć tonę zaopatrzenia na front w mniej niż dwie godziny. Dziś dominacja militarna zależy od tempa reagowania: a zatem mamy tu do czynienia z przeskokiem na miarę telegrafu i systemu Starlink. Pentagon — rzecz jasna — patrzy(ł) na inicjatywę z ogromnym zainteresowaniem.
Tu pojawia się problem. Bo nawet jeśli logistyka jest przyszłością wojskowości, to środowisko naturalne — przynajmniej oficjalnie — też jest elementem bezpieczeństwa narodowego. USA nie mogą pozwolić sobie na powtórkę z Teksasu. Nie pozwalają na to ani polityka, ani PR. Coś należało zrobić.
Ale czy naprawdę chodzi o ptaki?
Być może chodzi o nieco inne "ptaki", a raczej o rytualne porównania z adwersarzem. Niby wygląda to na konflikt między technologią a naturą, jednak możliwe, że w tle jest coś więcej. Musk — wcześniej idol prawicy spod znaku MAGA, dziś coraz częściej jej krytyk — popadł w otwarty konflikt z Donaldem Trumpem. Trump nie pozostał dłużny, a Musk odpowiedział własną partią polityczną. Cyrk na wyżynach zasuwa pełną parą.
Czytaj również: Elon Musk zapowiada powrót do polityki. Ma szalony pomysł
A zatem, czy decyzja o zawieszeniu testów na Pacyfiku to przypadek? A może jeden z pierwszych efektów zderzenia władczego Trumpa z bezczelnie bogatym Muskiem o nie mniejszym ego, niż sam prezydent USA? Niewykluczone, ale może być też tak, że to akurat dwie, zupełnie inne sprawy. Cokolwiek się tu nie stało, Musk ma odrobinę "przechlapane". I ciekawe, co dalej stanie się z tym projektem. Na razie nastała niezręczna cisza.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu