Bez wątpienia obserwujemy bardzo wiele gestów dobrej woli. Ludzie chcą sobie pomagać i robią co mogą. Jednak z drugiej strony to okres w którym pod przykrywką dobrych chęci pewne idee mogą zostać wypaczone.
Unia Europejska porozumiała się z telekomami. Dla naszego dobra będą zbierać informacje o naszym położeniu
Pandemia koronawirusa, jak każdy trudny okres, wystawia wszystkich na próbę. Oczywistym priorytetem jest dobro nas wszystkich. Władze na każdym poziomie robią wszystko co mogą, aby pomóc obywatelom. Nie można jednoznacznie określić czy wygrywamy czy przegrywamy tę walkę w kontekście całego wydarzenia jakim jest pandemia.
Internet, smartfony, technologie do pracy zdalnej i komunikacji to potężny oręż jakim dysponujemy. Ciężko mi sobie wyobrazić jakby to wszystko wyglądało 20-30 lat temu. Gadżety którymi się otaczamy, "zabawki" które kupujemy do pracy, usługi, które "marnują" nasz czas, to wszystko nagle sprawia, że świat dalej się kręci. Praca zdalna, komunikacja asynchroniczna, dostęp do usług i rozrywki pomimo zamknięcia w domu sprawiają, że możemy w miarę normalnie funkcjonować.
Czy szpiegowanie to rozwiązanie?
Jest też ciemna strona tego rozwoju. Niemal każdy z nas nosi przy sobie małego szpiega w postaci smartfona. Niezależnie od zapewnień producentów, nasze telefony i usługi z których korzystamy zbierają od nas ogromne ilości danych. Dzięki nim jesteśmy profilowani, określana jest nasza "użyteczność" dla konkretnego klienta, wszystko to za odrobinę rozrywki i udogodnień. Godzimy się na to. Jest to w większości świadomy wybór. Dajemy coś i dostajemy coś w zamian. Normalna transakcja, po prostu waluta jest inna.
Jednak trudne czasy i nieograniczony dostęp do informacji sprawiają, że cienką granicę między użytecznością ,a nadużyciem można bardzo łatwo przekroczyć. Obawiam się, że w tym kierunku zmierza właśnie Unia Europejska. Ich rozwiązaniem obecnej sytuacji jest szpiegowanie obywateli.
W poniedziałek, Komisja Europejska zorganizowała telekonferencję z ośmioma największymi telekomami działającymi na terenie Unii. Celem było uzyskanie dostępu do anonimowych danych na temat lokalizacji użytkowników. Mówiąc krótko szpiegowanie jako narzędzie wykorzystywane dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Chodzi o zbiór danych, który pozwoli na przewidywanie kierunku i tempa rozprzestrzeniania się koronowirusa i przygotowanie działań wyprzedzających. Dzięki tym danym będzie można profilować konkretne grupy użytkowników i ich najzwyczajniej śledzić.
Przypomina to ostatnie działania prezydenta Trumpa, który dyskutuje z Google i Facebook na temat uzyskania danych lokalizacyjnych o ich użytkownikach. Główna różnica polega na tempie wspomnianych działań. W USA rozmowy się toczą, w Europie rozmowy się zakończyły. Zgadza się, Komisja Europejska i telekomy doszły do porozumienia. Wypracowano wstępny plan działań i w żaden sposób nie zablokowano inicjatywy.
Szpiegowanie jest faktem. Co teraz?
Zgodnie ze słowami Thierry Bretona (jeden z członków komisji) w każdym kraju zostanie wybrany jeden telekom, który będzie te dane udostępniać...codziennie. Równocześnie zapewnia, że wszystkie działania i operacje będą zgodne z prawami unijnymi i będą respektowane zasady RODO. Breton podkreśla, że zbierane dane nie będą służyć do sprawdzania pojedynczych osób i ich wywiązywania się z zasad wprowadzonych w danym kraju (jak np. kwarantanna w Polsce), a jedynie do analizy tego jak rozprzestrzenia się wirus. Wszystko dla naszego dobra i w imię przeciwdziałania dalszemu rozwojowi epidemii.
Brzmi to wszystko pięknie i cudownie. Zależy mi na odseparowaniu naszego myślenia od organu który dopuszcza się tych działań. Nie jest istotne to czy to Unia Europejska, USA, rząd danego kraju chce zrealizować te działania, chodzi tu o samą sytuację. Nasze smartfony stają się naszymi strażnikami (a może prześladowcami?). Ten proces postępuje z roku na rok, dane które są o nas zebrane potrafią powiedzieć o nas niemal wszystko. W imię wyższego celu pozbawia się nas prywatności - nie uwierzę, że wszystko będzie zrobione w zgodzie z literą prawa, nikt tego nie sprawdzi. Z drugiej strony porównując działania Unii vs działania w USA dużo bardziej popieram nasze podwórko. Są to szybkie i - co tu dużo mówić - skuteczne działania, a wszyscy wiemy, że czas działa przeciwko nam.
Jednak moje obawy sięgają dalej. To otwarcie furtki do ponawiania tego typu działań, przecież zawsze znajdzie się jakiś wyższy cel w imię którego będzie to potrzebne. Stwierdzenie, że to dla naszego dobra czy przeciwdziałania zagrożeniu to absurdalnie pojemne pojęcia pod które można podpiąć niemal wszystko. Dodatkowo pamiętajmy, że działania w krajach azjatyckich potwierdzają, że inicjatywy, które są wsparte inwigilacją z wykorzystaniem smartfonów czy innych technologii mobilnych są skuteczne.
Oczywiste jest to, że na pewno uratujemy tysiące jeśli nie dziesiątki tysięcy ludzi. Mimo wszystko mam dylemat moralny. Czy niezależność milionów, ich prawo do prywatności to cena adekwatna do zysku czy może za wysoka? Odpowiedź w dużej mierze zależy od punktu siedzenia jednak kierunek w którym zmierzamy jest po prostu zły.
Źródło: politico.eu
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu