Wydarzeniem dnia, w kontekście wojny na Ukrainie, miało być przemówienie Putina. Spodziewano się miksu gróźb i prób szantażu z zawoalowanymi propozycjami rozpoczęcia rozmów, tymczasem Putin postanowił iść w groteskę, która przejdzie do historii jako tragikomiczny PR-owy mem.
Ukraść pralkę czytając Dostojewskiego, Putin staje się tragikomicznym memem
Zachodni barbarzyńcy
Świadkami groteskowego ataku, budującego demoniczny obraz Zachodu i przeciwstawienia mu idyllicznej, pokojowo nastawionej do całego świata Rosji, byliśmy już w czasie bezprawnej inkorporacji czterech ukraińskich obwodów do Rosji. Jednak w czasie dzisiejszego wystąpienia Putinowi kompletnie puściły hamulce i gdyby mógł, to wpadłby do tej sali w przebraniu gołąbka pokoju, trzymając oliwną gałązkę w ustach.
Cały początkowy monolog był upstrzony odwołaniami do rosyjskiej kultury, Dostojewskiego i zestawiony z degenerującym się, nieszanującym różnorodności Zachodem. To Zachód destabilizuje świat, chcąc zachować swoją hegemonię i nie akceptując innych odmian demokracji. Oczywiście zaborczy władcy Zachodu dziś przegrywają, między innymi dzięki postawie Rosji, i będą musieli pogodzić się z wielobiegunowym światem.
Następnie byliśmy świadkami tradycyjnych odwołań do wielkości Związku Radzieckiego i tragedii jego upadku oraz skarg, że na wielokrotne wezwania Rosji o życiu w pokoju i współpracy nie dostali odpowiedzi. Putin wezwał do przebudowy ONZ i całego systemu bezpieczeństwa tak, aby powstrzymać agresywne zapędy Zachodu, który nie może pogodzić się z upadkiem. Wszystko był podane w tak nieznośnie polukrowanej formie, że kto wie, czy nie trafi do podręczników PR. Wydaje się jednak, że będzie to przykład żenady i przegięcia, a nie skuteczności... Jedyne co mnie zawiodło, to że tym razem nie było satanistów i czarnych mszy w obrazie padającego na pysk Zachodu.
Ekonomia ma się świetnie...
Nieco więcej konkretów, ale i jeszcze więcej absurdu pojawiło się w sesji pytań zadawanych przez wyselekcjonowanych rosyjskich i zagranicznych dziennikarzy. Z nich dowiedzieliśmy się, że Putina po 24 lutego... właściwie nic nie zaskoczyło. W sumie to jest nawet zadowolony z sankcji, da się je ci prawda odczuć, ale w zasadzie nic bardzo poważnego z gospodarką się nie dzieje. Za to jego kraj ma szansę wyzwolić się z technologicznego uzależnienia od Zachodu. Nie wyjaśnił jednak, skąd to uzależnienie się wzięło, ani dlaczego dane o spadkach produkcji już pokazują Rosję jako Titanica.
Cała jego tyrada przypomniała mi anegdotę z czasów PRL, gdzie jeden z I Sekretarzy miał powiedzieć, że staliśmy na skraju przepaści, ale teraz ogromny krok w przód. Warto tu jednak zauważyć, jak styl wychodzenia z Rosji przez niektóre zachodnie firmy ma znaczenie dla rosyjskiej propagandy. Putin wyciągnął przykłady takich, które opuszczając ten kraj pod wpływem sankcji, zaznaczyły publicznie, że chciałyby wrócić. Putin wskazał to jako przykład, jak Rosja jest atrakcyjna i przyjazna dla zachodniego biznesu, a tylko przez swoich nieodpowiedzialnych polityków wszyscy nie mogą teraz wspólnie zarabiać pieniędzy.
Ukraina to Rosja...
W tej części pojawiła się w końcu Ukraina. Putin prawie ze łzami w oczach uznał, że Ukraińcy i Rosjanie wciąż są jednym narodem. Zabawne było słuchać, że powodem językowego rozejścia się pomiędzy nimi było to, że „rosyjskie” ziemie znalazły się niestety na wieki pod polską władzą. Natomiast obecnie to Zachód sprowadził na Ukraińców na złą drogę, najpierw w 2014 r., potem wspierając ostrzeliwujących Donbas „faszystów”. Obecna operacja była przykrym efektem tego zbłądzenia, ale on, Putin, jest to w stanie wybaczyć. Tylko Rosja może być, jego zdaniem, realnym gwarantem suwerenności Ukrainy... Żenujące, to mało powiedziane.
Broń atomowa? To nie my...
Największego fikołka Putin starał się zrobić w temacie broni jądrowej. Po miesiącach grożenia przez przedstawicieli jego administracji tym środkiem, teraz uraczono nas monologiem o tym, że broń atomowa jest z militarnego punktu widzenia bez sensu, Rosja nigdyby nie użyła jej wbrew defensywnej doktrynie. O chęć użycia atomu oskarżył Ukrainę, widać że puszczane od kilku dni plotki o „brudnej bombie” w Toczce-U, miały stanowić dla tej wypowiedzi podbudowę. Celem Ukraińców miałoby być wytworzenie obrazu zbrodniczej Rosji i skłócenie jej z krajami sojuszniczymi.
Po co to wszystko?
Ogólnie rzecz biorąc Putin odstawił kolejny żenujący spektakl, skierowany po pierwsze na rynek wewnętrzny, a po drugie w kierunku państw sojuszniczych i neutralnych w tym konflikcie. Jego sposób zachowania, absurdalność argumentacji świadczą moim zdaniem, że w temacie wojny na Ukrainie Putin wciąż nie ma koncepcji, jak można ten konflikt zakończyć i nie wyjść na kompletnego przegrywa.
Dla Zachodu cenną informacją wydaje się to, że rosyjski prezydent prawdopodobnie zrozumiał, że potrząsanie atomem nie zadziała. Czy zrobił to pod wpływem tego, co przedstawiła mu jako możliwą odpowiedź administracja Bidena, czy np. pod wpływem nacisków Chin (o których było zresztą zaskakująco cicho), nie wiemy, ale odwrócenie atomowego kota ogonem wygląda na kilka kroków w tył.
Czy z tej całej szopki można wyciągnąć jakieś wnioski, co do dalszego przebiegu wojny? Wydaje się, że obowiązujący obecnie plan poznaliśmy już kilka tygodni temu i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Będziemy więc w czasie nadchodzącej zimy świadkami rosyjskiej defensywy strategicznej na wszystkich frontach, połączonej z próbami wywołania kryzysu humanitarnego na Ukrainie oraz liczenia na zmiękczenie zachodnich społeczeństw kryzysem energetycznym. Pozostaje mieć nadzieję, że podobnie jak ostatnio, wojskom ukraińskim znów uda się zepsuć Putinowi after-party po tej imprezie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu