Militaria

Precyzyjne cięcie. Jak Ukraina wywróciła rosyjski domek z kart pod Iziumem

Krzysztof Kurdyła
Precyzyjne cięcie. Jak Ukraina wywróciła rosyjski domek z kart pod Iziumem
Reklama

Ostatnie dni sprawiły wiele radości każdemu normalnemu człowiekowi, śledzącemu losy wojny na Ukrainie. Po dość długim „cichym” okresie, w czasie którego obie strony uzupełniały straty po krwawej bitwie o Siewierodonieck, Ukraina przeszła do bolesnej dla Rosji ofensywy.

Związać czy wyrzucić?

Wszystko zaczęło się na prawym brzegu Dniepru, gdzie ukraińska armia rozpoczęła natarcie na kilku kierunkach. Jednak tylko w północnej strefie osiągnięto widoczne powodzenie. Niestety pojawiło się sporo informacji o dużych stratach poniesionych tam przez Ukrainę. Na rosyjskich filmach można było zobaczyć m. in. zniszczone T-72 pochodzące z Polski.

Reklama

To spowodowało, że nastroje sporej części komentatorów były nie najlepsze. Niewielki wyłom i przejęcie kilku miejscowości nie wskazywało, żeby były jakiekolwiek szanse na wyrzucenie Rosjan za rzekę. Szybko okazało się jednak, że zarówno my, jak i Rosjanie patrzyliśmy nie w tym kierunku co trzeba. To, co najważniejsze, miało wydarzyć się na południe od Charkowa.

Idź tam, gdzie się ciebie nie spodziewają

Powyższy wyjątek z I rozdziału „Sztuki wojny” Sun Tzu idealnie obrazuje to, co wydarzyło się kilka dni później. Ukraina zaatakowała odcinek frontu, który Rosjanie kompletnie sobie odpuścili. Dowódcy rosyjscy kalkulowali zapewne, że przeciwnik niszczący im od tygodni logistykę pod Chersoniem i rozkręcający tam coś wyglądającego na poważną ofensywę, na wschodzie nie będzie zdolny do większych operacji.

W ostatnim czasie duża część wartościowych jednostek rosyjskich była z tego powodu przerzucana pod Krym i na Zaporoże, a odcinek od Iziumia do Charkowa łatano bardzo słabymi jednostkami złożonymi z mobilizowanych przymusowo mężczyzn pochodzących z kontrolowanych przez Moskwę pseudo-republik Donieckiej i Ługańskiej. Prawdopodobnie znalazły się tam też niektóre jednostkami tworzonego na zapleczu 3 Korpusu Armijnego.

Nie oznacza to jednak, że nie było tam w ogóle silniejszych jednostek rosyjskich. Pojawiły się na przykład zdjęcia co najmniej kilku czołgów T-80, porzuconych przez żołnierzy, teoretycznie elitarnej, 4 Gwardyjskiej Kantemirowskiej Dywizji Pancernej. To ta sama jednostka, która wcześniej sprezentowała Ukrainie sporą ilość tego typu czołgów na trasie z Sum do Kijowa. 

Rozproszone jednostki rosyjskie nie stawiły specjalnego oporu i atak przerodził się w błyskawiczny rajd, w wyniku którego w kilka dni Rosja utraciła Izium i Kupiańsk oraz resztę obwodu charkowskiego na północ od tego ostatniego miasta. Szczególnie imponujący był rajd 25. Samodzielnej Brygady Powietrznodesantowej i prawdopodobnie oddziałów 93 Brygady Zmechanizowanej na wschód od Iziumia. Ta operacja odcięła wojska rosyjskie stojące w, i pod tym miastem, od przepraw przez rozlewisko rzeki Oskil.

Siły rosyjskie z tego rejonu zmuszone były uciekać przez bagniste i posiadające niewielką ilość dróg i mostów tereny na południowy-wschód od Iziumia. W efekcie wojska federacji i jej „lenników” w panice porzucały sprzęt ciężki, wśród którego znalazło się kilka bardzo cennych dla NATO perełek, jak np. radar artyleryjski Zoopark-1M. Swoją drogą, w każdej normalnej armii tego typu sprzęt, w sytuacji niemożności jego wycofania, zostałby przez obsługujących go żołnierzy zniszczony. Jego załogę stanowią przecież, przynajmniej w teorii, wysokiej klasy, szkoleni latami specjaliści. Cóż, najwyraźniej w armii rosyjskiej tak to nie działa.

Oprócz sprzętu tak specjalistycznego, Ukraińcy zdobyli dużą ilość czołgów, artylerii, wozów opancerzonych. Znalazły się też kompletne i sprawne drony, oddziały rosyjskie pozostawiły na miejscu dokumentację, złapano też kilku wyższych stopniem oficerów. Na zdjęciach widać, że zdecydowana większość maszyn. które trafiły w ukraińskie ręce jest w stanie... nienaruszonym. W sieci pojawiły się nawet żarty, że 93 Brygada przyjechała pod Izium jako zmechanizowana, w wyjedzie z niego jako pancerna.

Reklama

Wszystkich zaskoczyła też, nie pierwszy raz w tej wojnie, kompletna degrengolada rosyjskiego lotnictwa, które nawet w sytuacji zawalenia się frontu, nie było w stanie przeprowadzić większej operacji odciążającej. Po raz kolejny pojawiły się pytania, czy to ukraińskie OPL działa tak sprawnie, czy też w Rosji nawet w tak specjalistycznej sile jak lotnictwo, króluje bałagan i niekompetencja. Jedyne, co armii  Putina udało się zrobić, i to w sumie już po klęsce, to przeprowadzić terrorystyczny ostrzał rakietowy infrastruktury energetycznej na terenie całej Ukrainy.

Informacja i logistyka

Równie bolesna co utrata sprzętu, jest dla sił rosyjskich jest utrata miasta Kupiańsk, który jest ważnym węzłem kolejowym i arterią pozwalającą zaopatrywać wojska w rejonie pomiędzy Charkowem a Siewierodonieckiem. To zwiastuje dla rosyjskiej logistyki kolejne, poważne problemy. Jeśli spojrzymy na mapę linii kolejowych to widać wyraźnie, że ten region jest z rosyjskim zapleczem bardzo słabo skomunikowany.

Reklama

 

Patrząc na przebieg ukraińskiej operacji, widać, jak potężną wartość ma doskonałe rozpoznanie, tak NATO, jak i ukraińskiego wywiadu. Według dostępnych źródeł, ukraińskie wojsko atakowało lekkimi formacjami, które dynamicznie objeżdżały broniące się w miejscowościach jednostki rosyjskie, siejąc w środ nich panikę. Za chwilę zjawiały się cięższe siły zmechanizowane i pancerne i wymiatały wszytko do końca.

Po tempie i precyzji natarcia widać, że Ukraina doskonale wiedziała gdzie, i jak uderzać. Wiedziała, że Rosja nie ma w okolicy rezerw, którymi byłaby w stanie zatrzymać ich atak. Całość przeprowadzono z chirurgiczną precyzją, nie pozostawiając przeciwnikowi szans i czasu na zorganizowanie sprawny odwrót. Wypadkowa danych z satelitów, rozpoznania NATO i wywiadu ukraińskiego stworzyła prawdziwie zabójczą dla Rosjan mieszankę.

Efekt jest taki, że okolice Charkowa zostały oczyszczone z sił rosyjskich praktycznie całkowicie, siły ukraińskie oparły się teraz o rozlewisko rzeki Oskil. Co ważne, wiele doniesień świadczy o tym, że Rosjanie nie będą w stanie obronić, ani nawet czasowo ustabilizować się na tej przeszkodzie. Ukraina może pokusić się o teraz o próbę odbicia  Siewierodoniecka i Lisyczańska od północy. Gdyby takie coś się udało, przekreśliłoby pyrrusowe zwycięstwo Rosjan sprzed miesiąca i stanowiło siarczysty policzek dla Putina.

Rosja tymczasem nie ma skąd wziąć „na już” większych sił, które pozwoliłyby im tę dziurę załatać. To zaś każe nam spojrzeć... ponownie na Chersoń. Tak naprawdę tylko z tego rejonu Rosja może wyciągnąć sensowną ilość, jako tako wartościowych, jednostek. Tyle że to znów będzie bacznie obserwowane przez rozpoznanie NATO i służby wywiadowcze Ukrainy.

Reklama

Tak nawiasem mówiąc, pojawiają się obecnie doniesienia o lokalnych atakach Ukrainy na niektóre miejscowości Zaporoża. Wygląda to tak, jakby Ukraina chciała wywołać w najsilniejszym obecnie ugrupowaniu rosyjskim chaos, zmusić go do panicznego rozparcelowania swoich sił, a wtedy, korzystając ze wspomnianej przewagi informacyjnej, będzie mogła sobie wybrać dogodny obszar do kolejnego ataku.

Sprzyja jej w tym zakresie też sytuacja logistyczna. Ukraina może sobie przerzucać wojska po znacznie krótszych liniach wewnętrznych, a przywiązana do torów Rosja musi robić wszystko na około. Nie dość, że przerzucane wojska przez parę dni nie będą nigdzie dostępne, to linie transportowe stały się, wraz z przybyciem dużych ilości zachodniej broni precyzyjnej, znacznie bardziej narażone na ataki niż wcześniej.

Co jeszcze ważniejsze, wygląda na to, że Rosja wszędzie i na dłużej straciła swój jedyny atut, możliwość skoncentrowania znacznych sił do tępego ataku z użyciem masowego ostrzału nieprecyzyjnej artylerii. Intensywność ich działań w tym zakresie spadła już wcześniej, zarówno przez zużycie luf, jak i himarsowanie składów amunicji, a teraz dojdzie jeszcze utrata znacznych ilości sprzętu i amunicji pod Iziumiem.

Jesień nadchodzi

W mojej ocenie wygląda to tak, że atak na prawym brzegu Dniepru był w miarę silną, ale jednak manifestacją odciągającą siły ze wschodu. To operacja na Izium miała była kluczowa. Udała się fantastycznie, teraz pozostaje czekać, gdzie siłom Ukrainy uda się dojść. Gdyby odzyskano linię Dońca Siewierskiego i Lisyczańska, to byłoby naprawdę coś.

Czy możemy liczyć na coś więcej? Dowiemy się niedługo, jeśli cokolwiek spektakularnego ma się jeszcze wydarzyć, musi nastąpić w miarę szybko. Zbliża się jesień, a ta na Ukrainie będzie jak zwykle bardzo ciężka tak dla jednostek polowych, jak i logistyki. Gdybym miał na coś postawić pieniądze, to na to, że Ukraina będzie jednak chciała jeszcze przed nastaniem błot przeprowadzić jeden duży atak, tak, aby po nadejściu słot móc na spokojnie zregenerować siły, okopać się na odbitych terenach i przygotować do zimowych operacji.

Dniepr czy Morze Czarne

Mówiąc krótko, ostatnie dni były bardzo ciekawe, ale to może być tylko wstęp do jeszcze ciekawszych działań. O ile jeszcze kilka dni temu można było mieć nadzieję, że przed jesienią Ukrainie co najwyżej uda się zmniejszyć rosyjski przyczółek na prawym brzegu Dniepru, to teraz ich całkowite wyrzucenie za rzekę staje się całkiem prawdopodobne. A kto wie, może i kierunek „gdzieś nad Morze Czarne” będzie osiągalny?

Oczywiście to ostatnie to byłaby bardzo ryzykowaną operacją, zależną od wielkiej niewiadomej, czyli ilości i wartości strategicznych rezerw ukraińskich. Jedak wiele świadczy o tym, że w obu dotychczas prowadzonych operacjach te ostatnie były używane bardzo oszczędnie. Do tego ogromny sukces pod Iziumiem prawdopodobnie nie kosztował wojsk ukraińskich zbyt dużo. Choć sam obstawiam, że Ukraina jednak postawi na dokończenie operacji pod Chersoniem, gen. Załużnemy bardzo poszerzył się obecnie wachlarz możliwości.

Jednocześnie Rosja musi przeprowadzić skomplikowaną operację logistyczną, której skutkiem będzie jeszcze większe rozciągnięcie jej sił. Musi to zrobić w warunkach, gdy kontrolowany przez nich obszar stał się znacznie płytszy, a Ukraina zyskała możliwość prowadzenia ataków w kierunku wydawałoby się zabezpieczonego Donbasu. Nawet jeśli Ukraina nie pokusi się o próbę przecięcia korytarza, ma szansę bardzo boleśnie pokiereszować kolejne rosyjskie jednostki w czasie ich przerzutu.

To nie koniec

Wspomniane operacje zimowe i kolejne, nie łudźmy się, będą konieczne,. Jeśli Ukraina i Zachód chcą tę wojnę wygrać, nie da się tego zrobić, dopóki Rosja utrzymuje korytarz na Krym. Natomiast jego przecięcie może spowodować, że ta spięta na trytkach armia może się do reszty posypać. Widać coraz wyraźniej, że morale Rosjan zaczyna szorować po dnie, zaufania do dowódców nie ma za grosz, a zima, szczególnie po takich porażkach jak pod Iziumiem, może to tedencje tylko pogłębić..

Pozostaje mieć nadzieję, że obecny sukces zdopinguje NATO do sprawnego wysyłania kolejnych nowoczesnych systemów i ciężkiego sprzętu na Ukrainę. Osobiście liczę też, że w końcu pojawią się nad niebem tego kraju zachodnie samoloty w ukraińskich barwach. Przy fatalnej postawie rosyjskiego lotnictwa, Ukraina miałaby szansę, przynajmniej lokalnie, wywalczyć całkowitą dominację w powietrzu. Co by to oznaczało dla rosyjskich sił lądowych, nie trzeba chyba tłumaczyć...

Jeśli Ukraina i sojusznicy przetrwają z dobrym morale nieuniknione zimowo-energetyczne perturbacje, kto wie, może doczekamy w przyszłym roku zwinięcia niedanego projektu cywilizacyjnego o nazwie „Rosja”, przynajmniej w znanej nam obecnie, paskudnej formie. Rozprężenie już widać choćby w szeregach rosyjskich propagandystów czy prorosyjskich trolli. Jedynie rosyjskie ministerstwo obrony trzyma „pion” twierdząc, że cała operacja to sprawnie przeprowadzone przegrupowanie wojsk rosyjskich do Donbasu, gdzie mają być bardziej potrzebne. Trudno to jakoś poważnie skomentować...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama