Militaria

Arsenał nuklearny Putina, czyli jak starzeją się bomby atomowe

Krzysztof Kurdyła
Arsenał nuklearny Putina, czyli jak starzeją się bomby atomowe
13

Temat użycia broni atomowej na Ukrainie znów rozgrzewa nagłówki. Wiele już napisano o tym, jak i gdzie Putin mógłby jej użyć, a przede wszystkim dlaczego to bez sensu. Mi, patrząc na rosyjski nieprawdopodobny bardak, nasuwa się jedno pytanie, czy Putin może być jej w ogóle pewny?

Strachy na lachy?

Zaznaczę na początku od zastrzeżenia, że choć ryzyko użycia broni atomowej istnieje i będzie istnieć, dopóki na naszej planecie będą istniały głowice, ryzyko jej użycia uważam za bardzo niewielkie. W zasadzie od kryzysu kubańskiego broń tego typu traktowana była wyłącznie jako „odstraszacz” i wątpię, żeby w Rosji znalazło się choć kilku prawdziwych „atomowych” jastrzębi.

Także sama obserwacja tego, co się w Rosji dzieje obecnie, nie wskazuje, żeby ktoś na serio o tym myślał. Widać na razie, że postawiono na długo trwającą wojnę materiałową, niezależnie od kosztów jakie przyniesie to dla rosyjskiej gospodarki. Putin bez wahania łata też front świeżo zmobilizowanym mięsem armatnim, budując głębiej znacznie lepiej przygotowane linie obronne.

Wydaje się, że Putin zaczął dopuszczać nawet poważne straty terenowe, stawia natomiast na to, że Zachód zmięknie szybciej, niż Rosja się zawali. Stąd bardziej obawiam się tego, że w najbliższych miesiącach będą desperacko uderzać w ukraińskie, jak i europejską infrastrukturę. A wyprawa Scholtza do Chin może dać mu poczucie, że szczególnie w tym kraju desperacja, związana ze stanem przemysłu, narasta.

Atomowe psy-ops

Chęć przeprowadzenia takiego atomowego psy-ops może u Putina wzrosnąć jedynie wtedy, gdyby Stany Zjednoczone lub sojusznicy pokazaliby Rosjanom wyraźnie, że potrząsanie głowicami działa. NATO powinno więc robić swoje (czyt. intensyfikować pomoc dla Ukrainy) i komunikować Rosji, że za atomową linią czeka ich odpowiedź sojuszu. I tyle.

Z czysto militarnego punktu widzenia taktyczna (podobnie jak i strategiczna) broń atomowa jest kompletnie bezsensowna. Uderzanie w tereny, które chce się za chwilę zająć, bronią powodującą skażenie, nie jest zbyt rozsądne. I choć Rosjanie kazali się już okopywać się swoim żołnierzom w czarnobylskim Czerwonym Lesie, wysłanie oddziałów na tereny ledwo co zaatakowane w ten sposób, nawet dla Rosjan, byłoby chyba ciężkie do strawienia.

Atomowe pytanie na marginesie

Tyle słowem wstępu, to o czym chcę podywagować w tym artykule, to pytanie, na ile Putin może w ogóle na swój arsenał nuklearny liczyć. Odpowiedź na to pytanie nie jest tak oczywista, jak się większości może wydawać. Dlaczego? Ponieważ głowice nuklearne się starzeją, a te radzieckie i rosyjskie, starzeją się bardzo.

Jeśli dodamy do tego to, co o bałaganie i skali złodziejstwa i korupcji w rosyjskiej armii ta wojna już wykazała, to może się okazać, że sięgnięcie po taktyczną broń jądrową może dla Putina być dość... kłopotliwe. Zacznijmy jednak od tego, jak arsenał Putina wygląda na papierze.

Ile broni „A” ma Putin

Według najbardziej aktualnych szacunków Putinowska Rosja ma dziś około 6000 głowic atomowych wszystkich odmian, czyli zarówno dla strategicznej, jak i niestrategicznej broni jądrowej. W tej liczbie ~1600 głowic ma być operacyjnych, ~2800 szt. w rezerwie, a reszta została wycofana i oczekuje na utylizację.

Spośród tych 4400 teoretycznie sprawnych głowic, 2500 należy do grupy strategicznych, a 1900 taktycznych. Pod tym ostatnim pojęciem, dość nieprecyzyjnym jak się zaraz przekonacie, kryją się ładunki teoretycznie mniejszej mocy, mogące trafiać do oddziałów liniowych w postaci bomb, nuklearnych pocisków artyleryjskich oraz głowic do pocisków rakietowych krótkiego zasięgu.

Jeśli chodzi o moc, jest ona faktycznie mniejsza niż w przypadku termojądrowych pocisków strategicznych, ale widełki tej „słabości” są tu dość spore. Najmniejsze ładunki tego typu mają poniżej 1 kilotony ekwiwalentu trotylu, a największe nawet 50 KT TNT, ponad trzy razy więcej niż w Hiroshimie (niektórzy podnoszą tę wartość nawet do 100 KT).

W przypadku Rosji za najgroźniejsze uznaje się niepotwierdzone głowice dla systemów Iskander, Kindżał oraz Kalibr. W mediach co jakiś czas pojawia się też „atomowe działo” 203 mm 2S7 Pion. Tutaj trzeba jednak zaznaczyć, że według wszelkich znaków na niebie i ziemi rosyjska nuklearna amunicja artyleryjska została już dawno zutylizowana. Tak na marginesie, Rosja posiadała takie pociski nie tylko w kalibrze 203 mm, ale także w powszechnie używanym 152 mm, więc jak już ktoś chce robić wielkie halo z „nuklearnymi” armatohaubicami, to większość rosyjskich miała taką możliwość.

Jeśli chodzi o zaplecze, to według tych samych szacunków Rosja posiada 191 ton plutonu i 678 ton wysoce wzbogaconego uranu, z czego trzeba pamiętać, że część używana jest do produkcji paliwa do cywilnych reaktorów atomowych. Plutonu, który wytwarza się sztucznie w reaktorach, Rosja nie produkuje już od dekad, a ostatni reaktor mogący do tego służący, ADE-2 w Żeleznogorsku zamknięto w 2010 r.

Także cały przemysł okołojądrowy został bardzo mocno zredukowany i jak wszystko w Rosji, cierpiał na chroniczne niedofinansowanie, odchodzenie starszych, będących ekspertami w zakresie starzejącego się arsenału specjalistów. Rosja latami skupiała się tu głównie na produkcji i sprzedaży mniej wzbogaconego paliwa dla elektrowni jądrowych, przynoszącego jej pieniądze na konwencjonalne zbrojenia.

Jak starzeją się głowice nuklearne

Z rozmów z ludźmi niesiedzącymi w temacie wiem, że wiele osób wyobraża sobie broń atomową jako coś wręcz niestarzejącego się. Siedzą sobie te głowice w silosach i magazynach i czekają, żeby nas wszystkich zabić. Nic bardziej mylnego.

Większość dzisiejszych głowic, zarówno tych działających na zasadzie rozszczepienia, jak i fuzji termonuklearnej, używa trytu i deuteru. Szczególnie ten pierwszy izotop wodoru jest problematyczny, okres jego połowicznego rozpadu to 12,33 lata. To oznacza, że jego ilość zmniejsza się rocznie o jakieś 5,5% i trzeba jego zapas regularnie odnawiać. Jego wytwarzanie jest bardzo drogie i nie da się go uzyskiwać w dużych ilościach, także jego recycling ze starych głowic jest technicznie dość wymagający.

Problemy są także z uranem, a szczególnie plutonem. Te pierwiastki, szczególnie w klasie militarnej, zawierające w większości izotopy Uran-235 (HEU) i Pluton-239 są niestabilne i reaktywne, co jest szczególne groźne dla plutonowych rdzeni, podatne na chemiczną, a nawet fizyczną degradację. Skupię się tu na tym drugim pierwiastku, z którego wykonuje się kluczowe rdzenie dla głowic.

Po pierwsze, w wyniku rozpadu alfa pojawia się w strukturze rdzenia hel, emitujący promieniowanie gamma ameryk, uran i neptun. Już samo to zjawisko może powodować, poza samym faktem zanieczyszczenie i zmniejszenia się ilości plutonu, strukturalną degradację rdzenia. Hel potrafi objawić się w postacie bąbli z tym gazem.

Po drugie, pluton jest też bardzo podatny na korozję, a szczególnie groźna jest dla niego ta wodorowa. Jeśli rdzenie będą źle zabezpieczone przed wilgocią, tempo ich degradacji jest naprawdę błyskawiczne i potrafi osiągnąć prędkość nawet 20 cm/h. W historii zdarzały się przypadki, że głowice potrafiły zmienić w wyniku tych procesów swoją geometrię, co może drastycznie obniżyć siłę eksplozji, a nawet zamienić taką głowicę w „brudną bombę”.

Jakość zabezpieczeń przed czynnikami zewnętrznymi w głowicach radzieckich i rosyjskich, takich jak choćby spawy warstw zewnętrznych, była ze względu na prymitywizm ich technologii znacznie słabsza od amerykańskich. Dość powiedzieć, że trwałość tych ostatnich ocenia się na czas od 40 do nawet 100 lat, podczas gdy rosyjskie wymagają serwisu i remontu już po 10 - 15 latach.

Dodajmy do tego, że silne promieniowanie powoduje też degradację warstw otaczających rdzeń czy konwencjonalnych materiałów wybuchowych wywołujących wstępną implozję głowicy i będziemy mieć przybliżony obraz tego, jak wiele zachodu i pieniędzy należy włożyć, żeby rosyjski arsenał, utrzymać w stanie operacyjnym.

Głowice specjalnej troski

Z tego też powodu rosyjskie procedury dotyczące głowic atomowych przewidują ich ciągłe remonty. Według ocen zachodnich ekspertów głowice podzielone są na grupy, których  raz na 9 lat mają trafiać na odnowienie do rosyjskich zakładów. Jednak problemy finansowe i duże redukcje, które dotknęły tamtejszy kompleks nuklearny, każą przypuszczać że nie jest to „do końca” sprawnie realizowane.

Pozostaje w tym miejscu zadać sobie pytanie, czy ta część rosyjskiego kompleksu militarnego jest w stanie wyglądać zasadniczo inaczej niż inne. Jak wiemy, spora część magazynów składowania strategicznego została zdewastowana i rozkradziona z czego tylko się dało. W wielu magazynach, nawet tych zawierających rzeczy, z których użyciem należało się liczyć, normą bywała praktyka, gdzie remonty lub zakupy były realizowane wyłącznie na papierze.

Fakturowano sprzęt, który nigdy nie trafiał do jednostek, ponieważ fizycznie nie istniał. Prawdopodobnie ten scenariusz odpowiada za brak 1,5 miliona zimowych mundurów, o czym ostatnio zrobiło się głośno. I teraz trzeba sobie postawić pytanie, czy jest w Rosji lepsze miejsce na robienia takich wałków, niż przemysł i magazyny związane z remontami broni, której użycie jeszcze rok temu nawet w Rosji traktowano by jak science-fiction?

Czy Putin był w stanie znaleźć do pracy w tym sektorze kilka tysięcy innych mentalnie Rosjan, czujących odpowiedzialność za swoją słabo opłacaną pracę i niekradnących na każdym kroku? Przypomnę tu co od lat dzieje się w traktowanym równie strategicznie, przynajmniej na poziomie werbalnym, przemyśle kosmiczno-lotniczym.

Sprzęt rosyjski jest dramatycznie awaryjny, nowe rakiety i statki funkcjonują głównie na papierze i w formie makiet, a kosmiczny kompleks rozpoznawczy okazał się iluzją. Jego brak jest zresztą jedną z przyczyn aż tak ciężkiej porażki wojsk rosyjskich na Ukrainie. Elitarność nie uchroniła tej części armii przed degeneracją.

Proszę wybrać głowicę

Będąc Putinem, oglądając ten cały bardak związany z rozkradzionymi magazynami, sypiącą się infrastrukturą, oszustwami w fabrykach, naprawdę zacząłby się obawiać o to, czy ktoś jest w stanie wskazać mi na 100% działającą głowicę. Szczególnie, że jeśli w kontekście Ukrainy mówi się użyciu jakiegoś rodzaju głowic, to tych o najmniejszej sile rażenia i najmniejszym priorytecie w siłach zbrojnych.

Oczywiście nie sugeruję tu, że cały arsenał atomowy Rosji nie jest nic wart, nic z tych rzeczy. W temacie broni strategicznej Rosja cały czas coś tam dłubała i prężyła muskuły, jak choćby z ostatnio prezentowanym RS-28 Sarmat, i podejrzewam, że głowice MIRV do niej były traktowane zupełnie inaczej, choćby ze względu na bycie na świeczniku.

Jednak na najsłabsze głowice nikt medialnej uwagi nie zwracał. Takie urządzenia leżą latami w magazynach, a ze względu na wielkość są bardziej podatne na niekorzystne zjawiska chemiczno-fizyczne niż ich więksi bracia zapewne częściej trafiają na remonty. Jeśli gdzieś można tu robić bezpieczne wałki, to właśnie tutaj. Wydaje się więc, że wybór konkretnej głowicy, może być obarczony sporym ryzykiem, że coś pójdzie nie tak.

Choć samo to, że musimy zastanawiać się, czy Putin do użycia broni atomowej jest zdolny czy nie, przyjemne nie jest, analiza tego, co w rosyjskim arsenale przez te lata mogło pójść nie tak jest bardzo interesująca. Czy każda bomba, zapewne ładnie odmalowana i ostemplowana, rzeczywiście kryje w sobie to, co powinna? Putin chyba też to pytanie musi sobie dziś zadawać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu