Biznes

Google wytacza armaty przeciw Uberowi. Chodzi o skradzioną własność intelektualną

Maciej Sikorski
Google wytacza armaty przeciw Uberowi. Chodzi o skradzioną własność intelektualną
12

Każdy tydzień musi być "wzbogacony" jakąś aferą z udziałem Ubera. I nie chodzi już tylko o walkę z korporacjami taksówkarskimi czy urzędnikami - firma atakowana jest z przeróżnych stron i z bardzo odmiennych powodów. Najnowszy wątek dotyczy własności intelektualnej. Firma Waymo należąca do Alphabet przekonuje, że Uber tworzy technologie autonomicznej jazdy w oparciu o jej rozwiązania. Wiele wskazuje na to, że nie są to bezpodstawne zarzuty.

Uber zmagał się jakiś czas temu z falą krytyki ze względu na swe działania podczas protestów towarzyszących zmianie polityki imigracyjnej USA, niedawno pojawiły się doniesienia o zamiataniu pod dywan molestowania seksualnego, wypłynęło nawet oskarżenie o doprowadzenie do rozpadu małżeństwa - firma nie ma lekko, działy prawny i PR mają pewnie pełne ręce roboty. Tymczasem przyjdzie im się zmierzyć z jeszcze większym wyzwaniem: działa przeciw biznesowi wytacza Waymo. A za nim stoi wielki Alphabet.

Waymo to dość młody biznes, został wydzielony ze struktur większego podmiotu, by ułatwić mu działanie na polu samochodów autonomicznych. Jego zadaniem jest nie tylko tworzenie technologii oraz zarabianie na nich, ale też ochrona własności intelektualnej. Co ma z tym wspólnego Uber? Część z Was pamięta zapewne, że kilka miesięcy temu firma ta kupiła startup Otto tworzący rozwiązania dla jazdy autonomicznej, głównie dla ciężarówek. Transakcja przyciągała uwagę, bo bardzo młody biznes był kupowany za setki milionów dolarów.

Założycielem Otto był Anthony Levandowski, który wcześniej przez lata pracował nad autonomicznymi pojazdami w... Google. Czy to wystarczy, by pójść na wojnę z Uberem? Nie. Ale sprawa jest bardziej rozbudowana. Waymo złożyło pozew, w którym przekonuje, że Levandowski przed odejściem skopiował masę cennych informacji, tysiące plików (łącznie 10 GB danych) z informacjami na temat prac Google w zakresie tworzenia autonomicznych pojazdów. Były to np. dane dotyczące systemu LIDAR. Amerykański gigant zwraca uwagę, iż Uber przed przejęciem Otto nie stworzył na tym polu własnych rozwiązań, a chwilę po przejęciu startupu mógł się już nimi pochwalić.

Gigant z Mountain View dowiedział się o sprawie dzięki mailom od dostawcy komponentów, znalazł w nich informacje, które uznał za poufne i należące do niego. W efekcie domaga się w pozwie odszkodowania, zwrotu danych oraz zaprzestania ich wykorzystywania przez firmę Uber. Dla tej ostatniej negatywny rozwój wypadków byłby naprawdę bolesny. Nie chodzi już tylko o pieniądze, ale także o czas - przecież korporacji bardzo zależy na szybkim opracowaniu technologii autonomicznej jazdy, by możliwe stało się wyeliminowanie kierowców i obniżenie kosztów funkcjonowania.

Pozostaje oczywiście pytanie: czy Waymo/Alphabet/Google ma rację? Wydaje się mało prawdopodobne, by gigant szedł do sądu bez mocnych dowodów. Warto przypomnieć, że obie firmy łączy biznes, Google zainwestowało w Ubera i nie powinno mu zależeć na tym, by osłabiać to przedsiębiorstwo. No chyba, że są w stanie poświęcić tamtą kasę, bo do ugrania jest znacznie więcej na technologii autonomicznej jazdy, która nieoczekiwanie znalazła się w obcych rękach. W tym miejscu warto przypomnieć doniesienia dotyczące Tesli:

Tesla co rusz zaskakuje świat innowacjami w swoich samochodach. Autopilot stał się bohaterem kilku historii - od błędu oprogramowania i w konsekwencji - śmierci kierowcy, aż po odkupienie swoich win w formie udanego uniknięcia kolizji z pojazdami, które zderzyły się tuż przed samochodem. Okazało się, że były pracownik firmy postanowił "pożyczyć sobie" dane, które dotyczyły prac nad systemem autopilot. Z tego powodu, do sądu w Santa Clara wpłynął pozew przeciwko Sterlingowi Andersonowi.[źródło]

Dalej dowiadujemy się z tekstu, że były pracownik miał plan podobny do tego, jaki rzekomo wprowadził w życie Levandowski: zabrać dane, stworzyć swój biznes i prawdopdobnie dogadać się z kimś większym, by go kupił. Obserwujemy narodziny ciekawej tradycji... Na tych przypadkach pewnie się nie skończy. Niedawno pisałem o dużej inwestycji Forda w biznes założony przez dwie osoby: byłego pracownika Alphabet i byłego pracownika firmy Uber. Obaj pracowali nad autonomicznymi pojazdami. Korporacje są skłonne płacić za tych ludzi, ich wiedzę (i dyski z danymi) setki milionów dolarów. Jednocześnie jednak muszą być przygotowane na wojny patentowe, które mogą się ciągnąć latami i mocno uderzać po kieszeni.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

GoogleuberAlphabet