Technologie

Trump w Warszawie - to był odlot, jakich mało [dużo zdjęć]

Piotr Koźmin
Trump w Warszawie - to był odlot, jakich mało [dużo zdjęć]
Reklama

Mimo że przylot Donalda Trumpa był zapowiedziany na czwartek 6 lipca, na godzinę 22:15, oczekiwanie na POTUS-a (President Of The United States) rozpoczęło się już po południu polskiego czasu. Wtedy to bowiem z bazy Andrews w stanie Waszyngton wzbił się w powietrze Air Force One, ale nie on jeden. Towarzyszyła mu zapasowa, identyczna maszyna, Boeing 747 VC-25A, niemniej nie od razu było jasne, czy oba samoloty zagoszczą na warszawskim lotnisku. Mogło być i tak, że drugi “latający Biały Dom” zostanie skierowany do innego pobliskiego portu lotniczego, aby tam czekać w pogotowiu na wypadek np. awarii głównej maszyny. Ta niewiadoma jeszcze bardziej podsycała emocje.

Że Donald Trump przyleci do Polski, wiadomo było od kilku tygodni. I to, że zawita na pokładzie prezydenckiego Jumbo Jeta, też nie pozostawiało wątpliwości. Ale np. który z jego Boeingów 747 VC-25A będzie pełnił honory maszyny oznaczonej jako Air Force One? Z poprzednich wpisów (UFO czy AFO. Czym do Polski przyleci ekstrawagancki Trump?Trump w Polsce. Ale po co mu aż sześć Jumbo Jetów?) mogliście dowiedzieć się niejedno o powietrznej flotylli POTUS-a, teraz nadszedł definitywnie czas na konfrontację twarzą w twarz. Inaczej - obiektywem w kadłub.

Reklama

Wieczorne czekanie nagrodzone

Do tego jeszcze cała ta gonitwa ze światłem, bez którego, jak wiadomo, fotografia nie istnieje. Fotograf całe życie zmaga się ze światłem, które niekiedy mu sprzyja, a niekiedy niweczy cały przysłowiowy misterny plan. Tak mogło być i tym razem, a pamiętajmy, że natura ma cały arsenał zjawisk pogodowych, które mogą spotterowi, lotniczemu fotografowi, pokrzyżować zbożne zamiary.

Spotter trochę jak snajper, zwykle ma jedną jedyną szansę na ten najbardziej udany kadr, bo samolot w powietrzu nie modelka, nie zrobi dla ciebie drugiego podejścia. No i jeszcze trzeba być we właściwym miejscu, ale to już na szczęście trochę łatwiejsze zadanie, bo kierunki operacji lotniczych zależą zasadniczo od wiatru. Ale i ten może się w ostatniej chwili zmienić lub pilot poprosić o inny pas.

Ale jeszcze nie wieczór - cofnijmy się w czasie do popołudnia czasu UTC+2, czyli obowiązującego latem w Polsce. Poniżej widzimy na radarze prezydencką maszynę ze znakiem wywoławczym (callsign) AF1 niedługo po starcie, jeszcze nad terytorium Stanów Zjednoczonych.

Już sam fakt anonsowania Air Force One na Okęciu po godzinie 22 nie wróżył zbyt dobrze, jako że słońce zachodziło nieubłaganie tuż przed godz. 21. Ciemności w plenerze nie da się oszukać, nie można zaświecić lampą błyskową w kadłub nadlatującego Jumbo Jeta. Do tego jeszcze snuły się chmury, które mogły zasłonić niebo oświetlone słońcem już po jego zachodzie. Pozostało robienie dobrej miny do niewiadomej gry i oczekiwanie.

W końcu radar obwieścił dobrą nowinę - pierwszy samolot już nad Warszawą. Ale uwaga, chociaż to nominalnie Boeing 747 VC-25A, to nie Air Force One, tylko maszyna zapasowa na potrzeby tej wizyty Donalda Trumpa. Tylko, albo nawet aż, bo maszyna pojawiła się jeszcze przed godz. 22 i dała się sfotografować na tle resztek jaśniejszego nieba. Wyścig z czasem wygrany, przynajmniej w połowie.

Około pół godziny później dojrzeliśmy w szybko gęstniejących ciemnościach charakterystyczną sylwetkę “Garbatego”, już tego jak najbardziej właściwego Air Force One. Ale nie ukrywajmy, to było te pół godziny za późno. Ku mojemu zdziwieniu wielkie cielsko maszyny przemieszczało się wyjątkowo cicho. A może to po prostu magia chwili.

Co ciekawe, samolot, na pokładzie którego zawitał do nas prezydent Trump, nie był tą maszyną, która przywiozła do nas w ubiegłym roku na szczyt NATO prezydenta Obamę. Wtedy POTUS podróżował Jumbo Jetem o numerze 28000, tym razem honory głównej prezydenckiej maszyny pełnił Boeing 747 posiadający numer rejestracyjny 29000.

Reklama

A teraz pełna moc startowa i pełen odlot. Bez krztyny polityki.

7 lipca miały miejsce wydarzenia oficjalne związane z wizytą Donalda Trumpa, którym jednak nie poświęcę ani słowa. No może zdawkowo poza jednym - przemówieniem na placu Krasińskich w Warszawie, bo wiadomo było, że bezpośrednio po jego zakończeniu POTUS uda się na lotnisko, gdzie czekaliśmy już na niego. Nie do końca na niego, tylko na start jego powietrznej flotylli.

Z uwiecznieniem odlotu Trumpa mogło nie udać się milion rzeczy - a to ef-oł-si-ejcz pogodowy, bo przecież początek lipca nic nie znaczy, a to nieciekawe niebo potrafiące zniweczyć niejeden udany kadr, a to start z innego pasa niż oczekiwany, wreszcie wybranie przez spottera złej lokalizacji. Albo mógł zawieść sprzęt fotograficzny, bo Murphy rządzi wszędzie. A tu masz ci los, nie było na co utyskiwać, nic i nikogo winić. Wszystko poszło jak z płatka, a zdjęcia wyszły jak marzenie.

Reklama

Najpierw wystartowała z pasa 29 ku zachodowi maszyna ze znakiem rejestracyjnym 29000 z POTUS-em i jego świtą na pokładzie, czyli Air Force One. Niedługo po nim wzbił się w powietrze zapasowy samolot prezydencki oznaczony jako 28000. Pierwszy z nich odbił się później niż drugi, który miał mniejszą masę startową. Przysłowiowe tysiąc kolejnych słów zastąpią z powodzeniem poniższe fotografie:

Start Air Force One (Boeing 747 VC-25A reg. 29000)

Start maszyny zapasowej (Boeing 747 VC-25A reg. 28000)

Kto bogatemu zabroni. Bardzo bogatemu.

Godzina lotu Air Force One kosztuje około dwustu tysięcy dolarów, na co składają się różne koszty, w tym oczywiście paliwo. W Warszawie prezydenckie maszyny, nie tylko Boeingi 747, ale i transportowce Boeing C-17 Globemaster, które przywiozły na pokładzie m.in. prezydencki Cadillac One, osławioną “Bestię”, zostały zatankowane paliwem gdańskiej rafinerii Lotos. Zostało ono poddane dodatkowej kontroli i było pilnie strzeżone na lotnisku przez agentów Secret Service.

Boeing C-17 Globemaster

Reklama

Zanim Air Force One wystartował w kierunku Hamburga na szczyt G20 i chwilę potem wszystkie inne operacje startów i lądowań na Okęciu zostały wstrzymane. Samoloty będące w powietrzu musiały czekać na tzw. “holdingu”. Widać to na poniższym zrzucie ekranu z programu Flightradar24 - w cierpliwość musiała uzbroić się zwłaszcza nadlatująca z Mińska białoruska Belavia.

Zazwyczaj banalne. Dzisiaj niezwykłe, mimo woli.

Po odlocie Air Force wznowiono operacje lotnicze. Jednocześnie na Okęciu przez chwilę pozostawał jeszcze zapasowy prezydencki Jumbo Jet, tworząc unikalne tło dla zazwyczaj mocno spowszedniałych samolotów rejsowych. Nie miało być o polityce, ale ta jednak wcisnęła się w obiektyw kuchennymi drzwiami - startujący rosyjski Aerofłot na tle maszyny amerykańskiego prezydenta.

Niespodziewany epilog. Trochę niepokojący.

Donald Trump podążył z Warszawy na hamburski szczyt G20 - ten sam port docelowy wybrał też przywódca Rosji, Władimir Putin. Ten jednak ominął bardzo szerokim łukiem terytorium bałtyckich sojuszników NATO oraz Polski, decydując się na nadłożenie ponad 500 km. Znamienny epilog wizyty POTUS-a w naszym kraju.

Przeczytaj wpisy dotyczące Donalda Trumpa i Air Force One:
UFO czy AFO. Czym do Polski przyleci ekstrawagancki Trump? [cz. 1]
Trump w Polsce. Ale po co mu aż sześć Jumbo Jetów? [cz. 2]

Zobacz wszystkie wpisy poświęcone lotnictwu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama