Media znowu skupiły się na Uberze. I znowu firma nie ma się z czego cieszyć, bo jest krytykowana. Tym razem jednak palcem wytykany jest CEO korporacji, Travis Kalanick, a wszystko za sprawą jego sprzeczki z kierowcą. Sprzeczki, w której nie zachował zimnej krwi. Zdarzenie zostało nagrane i trafiło do dziennikarzy. Reszty łatwo się domyślić.
Szef Ubera dał popis arogancji w rozmowie z kierowcą. Chyba nie o taką ekonomię współdzielenia chodziło
Travis Kalanick ostatnio musi się zastanawiać nad tym, dlaczego towarzyszy mu taki pech: na przestrzeni ostatnich miesięcy wydarzyło się przynajmniej kilka rzeczy, które mogą przysporzyć siwych włosów. Uber został uznany za łamistrajka w trakcie protestu taksówkarzy w USA i w efekcie kilkaset tysięcy osób zrezygnowało z jego usług, jednym z efektów tych wydarzeń było opuszczenie przez CEO grona doradców prezydenta Donalda Trumpa. I gdy wydawało się, że kryzys mija, wybuchł skandal z oskarżeniami o molestowanie w korporacji. Molestowanie, które było ponoć zamiatane pod dywan. Mało? No to dorzućmy potencjalną wojnę w sądzie z firmą Waymo, za którą stoi Alphabet (Google). Jeśli potwierdzą się oskarżenia biznesu z Mountain View i sąd stanie po stronie Waymo, Uber będzie miał poważne kłopoty. Pisząc krótko: koszmar trwa.
Tymczasem media znajdują nowe okazje, by pokręcić głową nad amerykańskim "startupem". Furorę w sieci robi teraz film, na którym uwieczniono przejazd CEO firmy. Pominę kilka pierwszych minut nagrania, przejdę do kłótni z kierowcą. Ten wyraził żal, stwierdził, że Uber doprowadził go do bankructwa. Wszystko za sprawą coraz niższych stawek oferowanych kierowcom. Przywoła przy tym usługę, od której Uber zaczynał: Uber Black. Wówczas stawiano na luksusowe samochody i wysoki standard, z czasem firma poszła w innym kierunku, zaczęła schodzić z ceny i czynić usługę masową: ilość, a nie jakość. Problem rzeczywiście mogli mieć ci kierowcy, którzy zainwestowali w drogie samochody, by działać w ramach Uber Black za wyższe stawki.
Travis Kalanick usłyszał m.in., że ludzie już mu nie ufają. Początkowo próbował się bronić i tłumaczyć, ale w końcu rzucił takim tekstem:
Some people don't like to take responsibility for their own shit. They blame everything in their life on somebody else. Good luck!
Brzmi trochę jak odpowiedź twórcy piramidy finansowej. Szef Ubera zdaje sobie z tego sprawę, więc wystosował list do pracowników, w którym przyznaje się do błędu, przeprasza i stwierdza, że musi się poprawić jako szef, że potrzebuje na tym polu pomocy, z której zamierza skorzystać.
It’s clear this video is a reflection of me—and the criticism we’ve received is a stark reminder that I must fundamentally change as a leader and grow up. This is the first time I’ve been willing to admit that I need leadership help and I intend to get it.[źródło]
Trudno nie przyznać mu racji - pomoc jest potrzebna. Bo chociaż nie wierzę w to, by człowiek mógł się zmienić, powinien nauczyć się trzymać nerwy na wodzy i przynajmniej robić dobre wrażenie. Steve Jobs mógł sobie pozwolić na wiele i nie był aniołem, ale... to Steve Jobs. Pozostali muszą się uśmiechać, jeśli nie chcą się zmagać z mediami i opinią publiczną. Steve Ballmer podobno rzucił krzesłem w gabinecie, ale zapamiętany będzie jako wesołek podskakujący na scenie. Travis Kalanick i jemu podobni muszą pamiętać, że kamery oraz mikrofony są dzisiaj wszędzie i każdy ich gest czy słowo może szybko trafić do milionów ludzi na całym świecie.
Robienie dobrego wrażenia to jedna strona medalu. Drugą jest rzeczywisty stosunek do ludzi, na plecach których zbudowało się biznes. Szef Ubera pokazał, że kierowcy nie są jego pracownikami i nie interesują go ich problemy. Teraz są potrzebni, by firma mogła zaistnieć i zdominować branżę. Ale gdy rozpowszechnią się autonomiczne auta, wszystkim powie się "szerokiej drogi". Masz kredyt? To twój problem. Nie znajdziesz natychmiast pracy? To też twój problem. Nie posiadasz żadnej osłony na ten okres przejściowy? Cóż, musisz wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Chyba nie o to chodziło w w ekonomii współdzielenia. Chociaż Uber nazywa to już jakoś inaczej...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu