Gry

Czy tego chcemy czy nie — wszystkie gry będą z domieszką hazardu. To się po prostu opłaca

Kamil Świtalski
Czy tego chcemy czy nie — wszystkie gry będą z domieszką hazardu. To się po prostu opłaca
Reklama

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu przyglądając się bliżej japońskiemu rynkowi gier mobilnych dziwiłem się tamtejszemu modelowi finansowemu obowiązującemu w grach. Wciąż się dziwię, ale teraz przestaje być on wyłącznie tamtejszą domeną — i ochoczo wkracza także i do naszych gier. Co gorsza, nie tylko tych smartfonowych free-to-play, ale również tych za które przyjdzie nam zapłacić kilkaset złotych.

Nie kupuj, nie zdobywaj — zdaj się na los!

Podczas kiedy my tutaj od lat narzekamy na mikrotransakcje, azjatycki rynek z otwartymi ramionami przyjął możliwość nie tyle kupowania czegoś w ramach aplikacji, a kupowania... możliwości wylosowania jakiegoś przedmiotu, bonusu czy innego dodatku. Choć brzmi to niedorzecznie, to naprawdę styl, który tam się przyjął i wiele smartfonowych gier które testowałem oparta jest właśnie na takim modelu. Rzecz dla mnie co najmniej abstrakcyjna, ale uznawałem ją w gruncie rzeczy za ich rzecz. Gachazadebiutowała jako sprawa totalnie azjatycka, jednak zachodni deweloperzy zaczęli podchwytywać temat — i nieśmiało dołączyła także do tutejszych gier free-to-play. Większość rzeczy wciąż możemy tutaj jednak kupować, a nie losować — wielu potraktowało to zatem jako drobny szczegół i rzecz nie wartą uwagi. Ale kiedy podobne rozwiązania trafiają do gier komputerowych i konsolowych za które trzeba zapłacić kilkaset złotych — środowisko graczy jest oburzone. I chyba sprawa szybko nie ucichnie.

Reklama

Płacę, wymagam i co z tego?

Można przymknąć oko na takie rozwiązania we f2p. Kiedy płacimy jednak ponad 200 złotych za grę, to niespecjalnie satysfakcjonują nas takie rozwiązania. Cały zestaw dużych jesiennych premier oferuje nam najrozmaitsze losowane nagrody. Tak ugryziono tę kwestię między innymi w Forza Motorsport 7, Assassin's Creed: Origins, Middle-earth: Shadow of War czy niezwykle wyczekiwanym Star Wars Battlefront II. I nie oszukujmy się, nie wzięły się tam one znikąd — to poniekąd naturalna ewolucja tego, co serwowano nam w ostatnich latach. Czasy DLC i online passów powoli dobiegają końca. Mikrotransakcje już na dobre zakotwiczyły w grach premium. I jeżeli myślicie, że to bez sensu, to wyciągi kont mówią zupełnie co innego — w przypadku GTA V to kolejna góra złota. Miejcie na uwadze, że dane te dotyczą zeszłorocznej wiosny — do dzisiaj ten wynik jest z pewnością jeszcze większy. I teraz naturalną ewolucją takich transakcji wewnątrz aplikacji będzie nie tylko opłata za treści wewnątrz gry, ale... możliwość ich wylosowania. I jak się okazuje — nie jestem jedynym, którego taka zabawa zupełnie nie pociąga.

Groźby, sobie, a rzeczywistość sobie

I w internecie zagrzmiało. Gracze nie są, delikatnie mówiąc, zachwyceni nowymi rozwiązaniami, tym bardziej, że po kilku dniach z betą Battlefronta II okazało się, że system ten działa... niezbyt satysfakcjonująco. Już teraz zaczynają się groźby o tym, że zagłosują portfelem, że wydawcy szybko od tego pomysłu odejdą. Szczerze — nie wierzę w to ani trochę. Ani w to, że zagłosują portfelem (bo w końcu pewnie się złamią, skoro wszyscy będą dookoła się zagrywać), ani w to, że wydawcy będą żałować swoich decyzji. Implementacja mikrotransakcji i DLC wzięła się znikąd — to po prostu działa i przynosi zyski. Czas zatem skończyć się odgrażać — pozostaje nam się przystosować do nowego porządku, albo grać w tytuły które nie korzystają z takich rozwiązań. Bo raczej nie widzę opcji, aby którykolwiek z wydawców dla idei porzucił ten złoty interes.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama