Motoryzacja

Kryzys z częściami - Toyota użyje niektóre z odrzucanych wcześniej części

Krzysztof Kurdyła
Kryzys z częściami - Toyota użyje niektóre z odrzucanych wcześniej części
11

Reuters.com wrzucił informacje, że zarząd Toyoty, chcąc utrzymać tempo produkcji i koszty w ryzach, zdecydował o poluzowaniu zasad odbioru podzespołów. Niektóre części wcześniej odrzucane będą teraz przyjmowane. Toyota zastrzegła, że zmiany nie wpłyną na bezpieczeństwo i jakość.

Toyota mniej doskonała

Zapewne część z Was zastanawia się teraz, jak Toyota chce obniżyć wymagania jakościowe, bez wpływania na jakość samochodu, ale wytłumaczenie zarządu wydaje się mieć sporo sensu. Firma poinformowała, że chodzi wyłącznie o uszkodzenia wizualne i niedoskonałości produkcyjne obudów elementów niewidocznych z zewnątrz. Firma określiła, że pod tym względem zmienia taktykę z „być perfekcyjnym” na „być wystarczająco dobrym”.

Mówiąc bardziej obrazowo, Toyota miała wcześniej odrzucać sprawne od technicznej strony podzespoły, ale mające uszkodzenia transportowe takie jak rysy itp. Toyota zarzeka się, że nie ma mowy o przyjmowaniu elementów o gorszej jakości użytkowej i ja im wierzę, kapitałem Toyoty jest jej wysoka bezawaryjność, nie wydaje się, żeby chcieli poświęcić dla krótkoterminowych (miejmy nadzieję) problemów budowaną latami renomę.

Toyota, jak prawie każdy producent, została mocno dotknięta zaburzeniami w łańcuchach dostaw i kryzysem półprzewodnikowym, przez które musiała zmniejszyć produkcję w tym roku o około 20%. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z popytem, na nowe samochody czeka się dziś nawet po kilkanaście miesięcy.

Pytanie, co robią inni?

To, co w całej sprawie jest jednak najciekawsze, to pytanie, jakie podejście będą miały inne firmy, nie tylko motoryzacyjne? Czy w obliczu problemów firmy komputerowe nie obniżą norm dotyczących odbioru procesorów i innych komponentów? Kiedyś z takimi odrzutami musiał radzić sobie producent i czasem wypychał je pod postacią tańszych produktów np. ze zdeaktywowanymi uszkodzonymi rdzeniami.

Dla zarządów firm, szczególnie tych, które nie błyszczą pod względem jakości, może to być kusząca opcja w sytuacji, gdy alternatywą będzie nieotrzymanie danego półproduktu w ogóle. Trzeba przyznać, że tak ogromne zaburzenia w łańcuchach dostaw, z  jakimi mamy dziś do czynienia, mogą wywołać reakcje, na które wcześniej część zarządów by nie poszła.

Na kryzys nie ma mocnych

Tak czy inaczej, na razie lepiej raczej nie będzie. Nawet tak błyskotliwe rozwiązanie, jakie zastosowano w Tesli, nie uratowało tej firmy od problemów z procesorami. Przypomnę, że w firmie Muska, widząc co się wyprawia na rynku, przepisano oprogramowanie na kilkanaście wcześniej nie stosowanych, ale dostępnych na rynku układów. Pozwoliło to firmie przejść przez 2021 r. względnie suchą stopą.

Jednak już na ostatnim kwartalnym Q&A zapowiedziano, że w związku z oddawaniem nowych fabryk, a co za tym idzie zwiększeniem mocy produkcyjnych, także Teslę dotkną problemy, nawet tak głęboka dywersyfikacja dostawców nie jest w stanie załatać wszystkich dziur.

Klientom pozostaje obserwować, jak będą się zachowywać wyprodukowane w tych dziwnych czasach samochody i inne produkty. Wszyscy musimy uzbroić się w cierpliwość, bo na poprawę przyjdzie nam poczekać jeszcze przynajmniej 2 - 3 lata. Nowe fabryki półprzewodników nie powstają z dnia na dzień, a i rozplątanie chaosu produkcyjno-logistycznego wywołanego Covidem to zadanie na co najmniej kilkanaście miesięcy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu